Może gdybym znała miasto… może
gdybym nie gubiła się w każdej napotkanej uliczce… Może wtedy nie spóźniłabym
się aż godzinę. Do tego musiałam po drodze zadzwonić do siostry i o wszystkim
ją poinformować. „Nie wracaj później niż po 22” powiedziała zbyt srogo jak na
25-letnią osobę. Nie musiała się martwić, nie planowałam zostawać dłużej.
Zanim zapukałam do drzwi z numerem 23, sprawdziłam dokładnie czy to właściwe mieszkanie. Wszystko się zgadzało, więc wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam dzwonek. Śmiechy, które do tej pory dochodziły z wewnątrz, ucichły. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich James ze słodkim uśmiechem na twarzy.
- Na urodziny kupię ci zegarek – wpuścił mnie do środka.
- Bardzo śmieszne. – zmierzyłam go morderczym spojrzeniem – nawet nie wiesz jak łatwo zgubić się w tym mieście. -
- W takim razie niech Bóg cię strzeże od wycieczki do Londynu. -
Westchnęłam ze zrezygnowaniem i zaraz za James’em wkroczyłam do pokoju, w którym siedzieli jego przyjaciele.
Dopiero gdy ich zobaczyłam, uświadomiłam sobie, co mnie czeka. Grupa anglojęzycznych ludzi, którzy nie kwapią się by mówić wyraźnie, a wśród nich ja – mistrzyni łamanej i jąkanej wymowy. Tak… to będzie ciekawy wieczór.
- Chłopaki, to Evelyn. – przedstawił mnie James.
Poczułam się zmierzona wzrokiem od góry do dołu jednak wkrótce przyjaciele James’a powitali mnie radośnie, na co tylko się uśmiechnęłam. Nie wiecie jak bardzo się denerwowałam, czy nie mam czegoś na twarzy albo czy mojej koszulki nie ozdobił po drodze jakiś ptak… Bycie jedyną dziewczyną w towarzystwie jest naprawdę przytłaczające.
- Evelyn, to Brad, Connor, Mike i Jake. – rozpoznałam dwójkę członków zespołu, ale pozostałe twarze były mi całkowicie obce.
- Miło was poznać. – wydusiłam z siebie, starając się brzmieć najnaturalniej jak tylko potrafiłam.
- Pójdę po coś do picia - rzucił James i zniknął w korytarzu.
Nie, nie, nie, nie, nie… Dlaczego zostawiłeś mnie samą? Zapłacisz mi za to James!
Założę się, że zrobił to specjalnie.
Po prostu nie mów zbyt wiele i cały czas się uśmiechaj uspokajałam samą siebie
Usiadłam na wolnym fotelu i zaczęłam obserwować zmagania Brada i Mike’a na PS3. Grali w NBA 2K13, plus za wybór gry, panowie.
- James wspominał, że jesteś z Polski. – zagadnął Connor.
Dlaczego się do mnie odzywasz? Człowieku, daj mi spokój, przyszłam tu tylko po to, żeby zobaczyć James’a. krzyczałam w myślach.
- Tak, przyjechałam na wakacje, odwiedzić siostrę. – nie myśl o gramatyce, nie myśl tylko improwizuj przypominałam sobie rady Marty.
- Podoba ci się w Anglii? – zapytał blondyn, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, przerwał mu Bradley:
- Skończ te sentymenty Con, zanudzisz nam dziewczynę – zatrzymał grę i odwrócił się w moją stronę – podobno polskie dziewczyny uchodzą za jedne z ładniejszych. – Simpson szybko zmienił temat, ukazują przy okazji rządek białych ząbków.
- Polskie dziewczyny są najlepsze na świecie – wzruszyłam skromnie ramionami.
- A jeden z dowodów siedzi w tym pokoju. – odwróciłam się na dźwięk głosu James’a.
Nie rumień się, nie rumień się… Za późno. Poczułam jak moją twarz zalewają czerwone plamy. Postanowiłam odwrócić uwagę.
- Jeśli sobie żartujesz… - zwróciłam się do McVey’a z udawaną złością.
-Nie żartuję! – przerwał mi– powiedzieć ci coś miłego i od razu się spisku doszukujesz. – prychnął.
- Przepraszam. – uniosłam ręce w obronnym geście.
- Co przyniosłeś? – zapytał wyraźnie spragniony Mike.
- Pepsi, jakiś sok… - wyciągnął lewą rękę z kartonem i butelką, a drugą wciąż trzymał za plecami - I coś na złamanie barier językowych. – uśmiechnął się przebiegle kilka łyków tequili powinno rozluźnić atmosferę, co wy na to? – spojrzał przed wszystkim na mnie, jakby bał się, że jestem jakąś sztywniacką, która wyrwie mu butelkę i wyrzuci przez okno.
- Świenty pomysł – pokiwałam głową z udawanym, przesadnym uznaniem.
Mama nie byłaby zadowolona, ale przecież jestem pełnoletnia, tak? Jakby to powiedzieli niektórzy.. YOLO!
Zanim zapukałam do drzwi z numerem 23, sprawdziłam dokładnie czy to właściwe mieszkanie. Wszystko się zgadzało, więc wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam dzwonek. Śmiechy, które do tej pory dochodziły z wewnątrz, ucichły. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich James ze słodkim uśmiechem na twarzy.
- Na urodziny kupię ci zegarek – wpuścił mnie do środka.
- Bardzo śmieszne. – zmierzyłam go morderczym spojrzeniem – nawet nie wiesz jak łatwo zgubić się w tym mieście. -
- W takim razie niech Bóg cię strzeże od wycieczki do Londynu. -
Westchnęłam ze zrezygnowaniem i zaraz za James’em wkroczyłam do pokoju, w którym siedzieli jego przyjaciele.
Dopiero gdy ich zobaczyłam, uświadomiłam sobie, co mnie czeka. Grupa anglojęzycznych ludzi, którzy nie kwapią się by mówić wyraźnie, a wśród nich ja – mistrzyni łamanej i jąkanej wymowy. Tak… to będzie ciekawy wieczór.
- Chłopaki, to Evelyn. – przedstawił mnie James.
Poczułam się zmierzona wzrokiem od góry do dołu jednak wkrótce przyjaciele James’a powitali mnie radośnie, na co tylko się uśmiechnęłam. Nie wiecie jak bardzo się denerwowałam, czy nie mam czegoś na twarzy albo czy mojej koszulki nie ozdobił po drodze jakiś ptak… Bycie jedyną dziewczyną w towarzystwie jest naprawdę przytłaczające.
- Evelyn, to Brad, Connor, Mike i Jake. – rozpoznałam dwójkę członków zespołu, ale pozostałe twarze były mi całkowicie obce.
- Miło was poznać. – wydusiłam z siebie, starając się brzmieć najnaturalniej jak tylko potrafiłam.
- Pójdę po coś do picia - rzucił James i zniknął w korytarzu.
Nie, nie, nie, nie, nie… Dlaczego zostawiłeś mnie samą? Zapłacisz mi za to James!
Założę się, że zrobił to specjalnie.
Po prostu nie mów zbyt wiele i cały czas się uśmiechaj uspokajałam samą siebie
Usiadłam na wolnym fotelu i zaczęłam obserwować zmagania Brada i Mike’a na PS3. Grali w NBA 2K13, plus za wybór gry, panowie.
- James wspominał, że jesteś z Polski. – zagadnął Connor.
Dlaczego się do mnie odzywasz? Człowieku, daj mi spokój, przyszłam tu tylko po to, żeby zobaczyć James’a. krzyczałam w myślach.
- Tak, przyjechałam na wakacje, odwiedzić siostrę. – nie myśl o gramatyce, nie myśl tylko improwizuj przypominałam sobie rady Marty.
- Podoba ci się w Anglii? – zapytał blondyn, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, przerwał mu Bradley:
- Skończ te sentymenty Con, zanudzisz nam dziewczynę – zatrzymał grę i odwrócił się w moją stronę – podobno polskie dziewczyny uchodzą za jedne z ładniejszych. – Simpson szybko zmienił temat, ukazują przy okazji rządek białych ząbków.
- Polskie dziewczyny są najlepsze na świecie – wzruszyłam skromnie ramionami.
- A jeden z dowodów siedzi w tym pokoju. – odwróciłam się na dźwięk głosu James’a.
Nie rumień się, nie rumień się… Za późno. Poczułam jak moją twarz zalewają czerwone plamy. Postanowiłam odwrócić uwagę.
- Jeśli sobie żartujesz… - zwróciłam się do McVey’a z udawaną złością.
-Nie żartuję! – przerwał mi– powiedzieć ci coś miłego i od razu się spisku doszukujesz. – prychnął.
- Przepraszam. – uniosłam ręce w obronnym geście.
- Co przyniosłeś? – zapytał wyraźnie spragniony Mike.
- Pepsi, jakiś sok… - wyciągnął lewą rękę z kartonem i butelką, a drugą wciąż trzymał za plecami - I coś na złamanie barier językowych. – uśmiechnął się przebiegle kilka łyków tequili powinno rozluźnić atmosferę, co wy na to? – spojrzał przed wszystkim na mnie, jakby bał się, że jestem jakąś sztywniacką, która wyrwie mu butelkę i wyrzuci przez okno.
- Świenty pomysł – pokiwałam głową z udawanym, przesadnym uznaniem.
Mama nie byłaby zadowolona, ale przecież jestem pełnoletnia, tak? Jakby to powiedzieli niektórzy.. YOLO!
Po dwóch godzinach mogłam
spokojnie stwierdzić, że plan James’a zadziałał zbyt dobrze. Sama
przystopowałam na 3 kolejce, bo wiedziałam, że to się może źle skończyć. Reszta
natomiast nie próżnowała… Jestem ciekawa, czy fanki wiedzą jacy z The Vamps
imprezowicze.
- Brad odpłynął w łazience i musiałem przenieść go do łóżka – do pokoju wszedł rozbawiony James.
Bradley… cóż, język szybko mu się rozwiązał po wpływem alkoholu i dowiedziałam się od niego wielu ciekawych rzeczy. Chyba do końca życia zapamiętam historię Jamesa i jego grającego nocnika… Biedaczek wystraszył się gdy pierwszy raz na nim usiadł, a urządzenie zaczęło grać. Rodzicom długo zajęło pozbycie się traumy jakiej doznał. McVey oczywiście był wściekły na chłopaków za wyjawianie upokarzających faktów z jego dzieciństwa, ale przynajmniej było dużo śmiechu.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 23…
- Connor i chłopaki zmyli się wcześniej, bo Mike’owi było niedobrze i nie chciał ci nic pobrudzić. Szukali cię, ale byłeś zajęty Bradem – wyjaśniłam.
- Czyli zostaliśmy sami… -
- W zasadzie to ja też będę się już zbierać. Miałam być w domu godzinę temu – westchnęłam.
- Odprowadzę cię chociaż… - zaproponował.
- Nie trzeba, poradzę sobie. Teraz już wiem jak trafić – uśmiechnęłam się, nie chcąc go fatygować. Na pewno miał lepsze rzeczy do roboty.
- Boże, Evelyn, dlaczego tak mi wszystko utrudniasz – westchnął odwracając mnie w swoją stronę.
Spojrzałam na niego zaskoczona, na co przybliżył się jeszcze bardziej. Jedną rękę położył na mojej talii, a drugą odgarnął za ucho kosmyk moich włosów. Lazurowy blask jego tęczówek przyciągnął mnie i zaczarował w bezruchu.
James zbliżał swoją twarz, cały czas patrząc mi w oczy. W ostatnim momencie, gdy byliśmy na tyle blisko, że czułam jego słodki oddech na mojej skórze, spuścił wzrok i przymknął oczy, a ja odruchowo zrobiłam to samo.
Jego ciepłe wargi spotkały się z moimi. Przyjemny dreszcz rozszedł się po moim ciele, a policzki zapiekły mocno. James całował delikatnie, jakby bojąc się, że straci tą chwile, zrobi coś i mnie spłoszy. Ja cieszyłam się każdą sekundą, pragnęłam zapamiętać ją na zawsze z najdrobniejszymi szczegółami. Nigdy wcześniej nikt nie sprawił, że czułam czegoś tak wspaniałego. Byliśmy jak dwa lekkie piórka tańczące razem na wietrze. Zafascynowane sobą, w ciągłym strachu, że coś je zaraz rozłączy. Jedno kruche chronione z troską przez drugie – silne. Trwaliśmy w innym świecie, gdzie istnieliśmy tylko my i nic poza tym. Nie wiedziałam, że ten świat tak szybko zniknie.
- James… - usłyszeliśmy zaspany głos Bradley’a – Co do cholery!? – krzyknął zdziwiony gdy nas zobaczył.
Szybko odsunęliśmy się od siebie. James popatrzył na Brada, który stał zamurowany, a ja opuściłam wzrok zawstydzone, a moja twarz ozdobiła się czerwienią. Byliśmy jak dzieci przyłapane przez rodziców, na złym uczynku.
- Myślałem, że śpisz… - wydukał równie zaskoczony jak ja McVey.
- Bo spałem, ale to nie oznacza, że możesz tu sobie całować prawie obcą dziewczynę, podczas gdy… -
- Przestań, nic takiego się nie stało. My tylko się pocałowaliśmy – przerwał mu McVey – Evelyn – zwrócił się do mnie – Chyba lepiej będzie jeśli już pójdziesz. -
Poczułam jak sztylet złożony z jego słów wbija się w moje plecy. Wypraszał mnie? Po tym co przed chwilą zrobił. Jestem pewna, że był wszystkiego świadomy. Nie czułam od niego alkoholu, poza tym prawie nic nie pił. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Po prostu wzięłam torebkę oraz sweter i opuściłam mieszkanie chłopaka z opuszczoną głową, aby nie widział moich łez. W głowie cały czas dudniło mi zdanie „nic takiego się nie stało”. Na co ja w ogóle liczyłam? Nie będzie żadnego „żyli długo i szczęśliwie”. Dla James’a ten pocałunek nic nie znaczył…
~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Brad odpłynął w łazience i musiałem przenieść go do łóżka – do pokoju wszedł rozbawiony James.
Bradley… cóż, język szybko mu się rozwiązał po wpływem alkoholu i dowiedziałam się od niego wielu ciekawych rzeczy. Chyba do końca życia zapamiętam historię Jamesa i jego grającego nocnika… Biedaczek wystraszył się gdy pierwszy raz na nim usiadł, a urządzenie zaczęło grać. Rodzicom długo zajęło pozbycie się traumy jakiej doznał. McVey oczywiście był wściekły na chłopaków za wyjawianie upokarzających faktów z jego dzieciństwa, ale przynajmniej było dużo śmiechu.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 23…
- Connor i chłopaki zmyli się wcześniej, bo Mike’owi było niedobrze i nie chciał ci nic pobrudzić. Szukali cię, ale byłeś zajęty Bradem – wyjaśniłam.
- Czyli zostaliśmy sami… -
- W zasadzie to ja też będę się już zbierać. Miałam być w domu godzinę temu – westchnęłam.
- Odprowadzę cię chociaż… - zaproponował.
- Nie trzeba, poradzę sobie. Teraz już wiem jak trafić – uśmiechnęłam się, nie chcąc go fatygować. Na pewno miał lepsze rzeczy do roboty.
- Boże, Evelyn, dlaczego tak mi wszystko utrudniasz – westchnął odwracając mnie w swoją stronę.
Spojrzałam na niego zaskoczona, na co przybliżył się jeszcze bardziej. Jedną rękę położył na mojej talii, a drugą odgarnął za ucho kosmyk moich włosów. Lazurowy blask jego tęczówek przyciągnął mnie i zaczarował w bezruchu.
James zbliżał swoją twarz, cały czas patrząc mi w oczy. W ostatnim momencie, gdy byliśmy na tyle blisko, że czułam jego słodki oddech na mojej skórze, spuścił wzrok i przymknął oczy, a ja odruchowo zrobiłam to samo.
Jego ciepłe wargi spotkały się z moimi. Przyjemny dreszcz rozszedł się po moim ciele, a policzki zapiekły mocno. James całował delikatnie, jakby bojąc się, że straci tą chwile, zrobi coś i mnie spłoszy. Ja cieszyłam się każdą sekundą, pragnęłam zapamiętać ją na zawsze z najdrobniejszymi szczegółami. Nigdy wcześniej nikt nie sprawił, że czułam czegoś tak wspaniałego. Byliśmy jak dwa lekkie piórka tańczące razem na wietrze. Zafascynowane sobą, w ciągłym strachu, że coś je zaraz rozłączy. Jedno kruche chronione z troską przez drugie – silne. Trwaliśmy w innym świecie, gdzie istnieliśmy tylko my i nic poza tym. Nie wiedziałam, że ten świat tak szybko zniknie.
- James… - usłyszeliśmy zaspany głos Bradley’a – Co do cholery!? – krzyknął zdziwiony gdy nas zobaczył.
Szybko odsunęliśmy się od siebie. James popatrzył na Brada, który stał zamurowany, a ja opuściłam wzrok zawstydzone, a moja twarz ozdobiła się czerwienią. Byliśmy jak dzieci przyłapane przez rodziców, na złym uczynku.
- Myślałem, że śpisz… - wydukał równie zaskoczony jak ja McVey.
- Bo spałem, ale to nie oznacza, że możesz tu sobie całować prawie obcą dziewczynę, podczas gdy… -
- Przestań, nic takiego się nie stało. My tylko się pocałowaliśmy – przerwał mu McVey – Evelyn – zwrócił się do mnie – Chyba lepiej będzie jeśli już pójdziesz. -
Poczułam jak sztylet złożony z jego słów wbija się w moje plecy. Wypraszał mnie? Po tym co przed chwilą zrobił. Jestem pewna, że był wszystkiego świadomy. Nie czułam od niego alkoholu, poza tym prawie nic nie pił. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Po prostu wzięłam torebkę oraz sweter i opuściłam mieszkanie chłopaka z opuszczoną głową, aby nie widział moich łez. W głowie cały czas dudniło mi zdanie „nic takiego się nie stało”. Na co ja w ogóle liczyłam? Nie będzie żadnego „żyli długo i szczęśliwie”. Dla James’a ten pocałunek nic nie znaczył…
~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nic nie mówcie. Jestem okropna. Obiecuję, że rozdziały będą częściej, nie chcę stracić Was, czytelników :)
I BŁAGAM. JEŚLI PRZECZYTACIE - SKOMENTUJCIE LUB KLIKNIJCIE PRZYCISK 'PRZECZYTANE'.
Nie będę chyba pierwszą, która powie, że to bardzo motywuje :)
I BŁAGAM. JEŚLI PRZECZYTACIE - SKOMENTUJCIE LUB KLIKNIJCIE PRZYCISK 'PRZECZYTANE'.
Nie będę chyba pierwszą, która powie, że to bardzo motywuje :)
Te oczy *-*
Kobieto! Jesteś mega złośliwa ale cie kocham!! :D kiedy next????
OdpowiedzUsuńŚwietny jak zawsze;) oczy Jamesa *.*
OdpowiedzUsuńEj to wcale nie śmieszne z tym nocnikiem grającym! Też taki miałam i podobno się go bałam xd a co do rozdziału to jest genialny!
OdpowiedzUsuń