środa, 19 listopada 2014

MASSIVE THANK YOU! ♥ + ?koniec Wild Heart?

Wybaczcie, że zamiast rozdziału jest notka organizacyjna, ale rozdział już niedługo! (no.. może jednak uzbrójcie się w cierpliwość tak na wszelki wypadek xd)

Zabierałam się do tej notki od dłuższego czasu, ale pisanie jej szło mi to równie dobrze, jak regularne dodawanie rozdziałów (czyli nie szło wcale).
Chciałabym powiedzieć o kilku sprawach (głównie, jednej-najważniejszej), których aż nie wypada przemilczeć, więc bardzo proszę, żebyście chociaż przelecieli wzrokiem treść tego wpisu :)



~ Numero UNO

35 000 liczyło stado morsów, które zgromadziło się na wybrzeżu Alaski
35 000 widzów przyszło obejrzeć mecz otwarcia gdańskiej PGE Areny 
35 000 ludzi we Włoszech wzięło udział w bitwie na pomarańcze 
35 000 lampek świątecznych oświetla dom Griswoldów z Krapkowic

Ale co najważniejsze...

35 000 WYŚWIETLEŃ WILD HEART  ♥

SUPER, ULTRA, MAXI, COMBO MASSIVE THANK YOU DLA WAS WSZYSTKICH!

Zakładając tego bloga liczyłam na 5 tys wyświetleń, ok. 10 obserwatorów, 2-3 komentarze pod rozdziałami. W życiu nie spodziewałam się tego, co się właśnie dzieje.
Wild Heart ma 35 tys wyświetleń, co jest dla mnie kosmiczną liczbą!
Wiem, że patrząc na inne blogi, nie jest to bardzo dużo, ale dla mnie każda malutka cyferka jest przeświadczeniem, że może to co robię i tworzę, nie jest takie do końca bezsensowne i śmieciowe. 

Tak więc, DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM!


~ Numero DUE

Okej, teraz ta mniej przyjemna informacja.

Pytaliście już dawno ile przewiduję rozdziałów Wild Heart... odpowiadałam, że około 40, jednak koncepcja uległa zmianom i z przykrością (lub nie, sama nie wiem xd) muszę Was poinformować, że dość dużymi krokami zbliżamy się do końca Wild Heart :(


PRZED NAMI POZOSTAŁ JUŻ TYLKO JEDEN ROZDZIAŁ I EPILOG

Co się wydarzy? Zobaczycie już niedługo.

Do napisania!

Wasza Aggie xx




niedziela, 16 listopada 2014

~ Rozdział 28 ~ "Przyszedłem cię przeprosić"



Rozdział znowu z kilku perspektyw ;) miłego czytania x

*JASON(chłopak Marty) POV*


Wracałem do domu z dwutygodniowej delegacji. Byłem wyczerpany, ale wiedziałem, że nieszybko czeka mnie odpoczynek. Marta już przez telefon jasno dała mi do zrozumienia, że chce, abym znalazł Elyara i policzył się z nim za to co zrobił Evelyn. 

Czułem się trochę podle, w końcu to mój kumpel, nie chciałem też wtrącać się w życie uczuciowe siostry mojej dziewczyny, ale sprawa nabrała takiego zasięgu, że czułem wewnętrzny obowiązek, aby pomóc Evelyn. 


Zamiast do rodzinnego Bournemouth skierował swój samochód do miejsca, w którym Elyar musiał teraz być. Naszą wspólną, tajną odskocznią był motel przy drodze wyjazdowej z Londynu. To tam zawsze kierowaliśmy się po najlepszych imprezach, kłótniach z rodzicami, czy po prostu sytuacjach, które wymagały odizolowania się na chwilę od środowiska. Motel należał do dalszej ciotki Elyara, która po bliższym była wspaniałomyślnym i dobrodusznym człowiekiem, więc za nocleg nigdy nie musieliśmy płacić. Ciotka Foxa była też dość komunikatywną i rozumną osobą i rozumiała, że to, co zdarzyło się w motelu, nigdy nie wychodziło za jego ściany.


Zaparkowałem na prowizorycznym, żwirowym parkingiem, wysiadłem z samochodu i stanąłem przed znajomym budynkiem. Od mojej ostatniej wizyty minęło kilka lat, a przez te czas wiele się zmieniło.


Parterowa budowla marniała z czasem, tynk zaczynał się osypywać, dachówki po kolei odpadały, a jedna z liter w neonowym szyldzie przestała świecić. Całość zamiast znajomego mi przyjaznego motelu, przypominała bardziej ten z horroru Hostel, gdzie właściciele okazali się być psychopatami.


Mimo ponurego nastroju wszedłem do środka z dość pozytywnym nastawieniem. Na recepcji nikogo nie było, więc ruszyłem w głąb korytarza do pokoju, który zawsze wynajmowaliśmy z Elyarem. Jeśli tam go nie będzie, to już nie wiem, gdzie mógł się ukryć.


Nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi z numerem 307. Tak jak oczekiwałem, nie były zamknięte. Bez wahania wszedłem dalej i już po chwili moim oczom ukazał się żałosny widok. Rolety w oknie były spuszczone, więc dookoła panował półmrok, jedna wiązka światła z korytarze oświetlała część pomieszczenia. Spostrzegłem Elyara śpiącego na łóżku niedbale zawiniętego w koc. Na stoliku stała niezliczona ilość butelek po piwie, a na ziemi, razem z pustymi pudełkami po pizzy, walały się ich jeszcze większe ilości.

Przejechałem ręką po twarzy, zastanawiając się co teraz. Jeszcze nigdy nie widziałem kumpla w tak zapuszczonym stanie. Zrobiłem kilka kroków stronę łóżka, na którym spał i trąciłem jego ramię, w celu obudzenia go.


Blondyn poderwał się gwałtownie, gotowy przyłożyć włamywaczowi, za jakiego pewnie mnie wziął.


- Kurwa, przestraszyłeś mnie – odetchnął z irytacją, gdy spostrzegł moją twarz.


- I dlatego mierzyłeś do mnie pół pełną butelka Jacka Danielsa? – zaśmiałem się wyjmując z jego ręki trunek i stawiając go na stoliku.


- Po co tu przyjechałeś? – zapytał Elyar ignorując moją uwagę. Był jeszcze nie do końca przytomny, a jego twarz wyglądała jakby spał od kilku dni.


- Oszukała mnie, okej? – zdecydował się mówić.


- Kto cię oszukał?


- Ta suka Margaret. Myślisz, że tak po prostu wychujałbym Evelyn? Lubiłem ją, ale potrzebowałem pieniędzy, a Margaret mi zaoferowała. Przepraszam stary, wiesz jak krucho u mnie z kasą. Ta laska zaoferowała mi 10 tysięcy za jedno kłamstwo!


- Czekaj co? – zapytałem zszokowany.


- Przyszła do mnie kiedyś pod nieobecność Evelyn. Myślałem, że to jej koleżanka i chciałem ją spławić, a ona wyciągnęła hajs, rzuciła na stół i postawiła warunki. Miałem w mediach opowiedzieć o tym, że przespałem się z Evelyn, a potem dostać od niej kasę. 

Problem w tym, że ta lalunia mnie oszukała. Wypełniłem swoją część umowy, ale mi nie zapłaciła. Gdy przyszedłem upomnieć się o swoje, kazała mi zniknąć, pod pretekstem wezwania policji . Mówię ci Jason, ona jest jakaś nienormalna. Ubzdurała sobie, że ją nękam i chyba sama uwierzyła w tą zmyśloną historyjkę, bo zachowywała się jak opętana.


- Jesteś idiotą. –skwitowałem, patrząc na przyjaciela z politowaniem. Kto wierzy obcym ludziom i zawiera z nimi umowy bez potwierdzenia? Czy Elyar naprawdę myślał, że Margaret da mu te pieniądze? Oczywistym było, że chce go tylko oszukać.


- Wiem – zatopił twarz w dłoniach – Nie chciałem zranić Evelyn.. ona przecież niczym nie zawiniła. To co zrobiłem, było strasznie egoistyczne. Czuję się jak ostatni palant, nie pomyślałem, że sprawy zajdą tak daleko.


- Więc masz szansę to naprawić.  – przerwałem jego użalanie - Ubieraj się, jedziemy do Margaret. Musimy to wszystko wyjaśnić.


Blondyn popatrzył na mnie zdziwiony, ale po chwili wstał z łóżka, chwycił koszulkę i spodnie i zaczął się ubierać. Dopiero teraz spostrzegłem, że wcześniej siedział przede mną w samych bokserkach. W oczy rzucił mi się też jego zarost na twarzy. Elyar nigdy nie zapuszczał brody, a teraz wyglądał prawie jak Mojżesz. Zaśmiałem się pod nosem, na co przyjaciel zmierzył mnie wzorkiem, nie rozumiejąc o co chodzi.


Wskazałem głową na drzwi i po chwili opuściliśmy motel i znaleźliśmy się w moim samochodzie. Ruszyłem autostradą w stronę Londynu kierując się do kawiarni, gdzie pracowała Margaret.


Czułem się prawie jak członek Brygady RR* na służbie. Zamierzałem odkręcić, to całe gówno, na tyle, na ile mogłem.


*


Dźwięk dzwonka obwieszczającego nowych klientów wypełnił wnętrze kawiarni, gdy przekroczyliśmy próg. Rozejrzałem się dookoła. Mimo późnej, popołudniowej godziny ruch był mały. Starszy pan siedział przy stoliku w kącie i czytał gazetę przy filiżance herbaty, jakaś kobieta pracowała na swoim laptopie popijając kawę. Nie zauważyłem innych klientów, wiec bardzo się ucieszyłem. Margaret mogła zrobić scenę, a im mniej ludzi to zobaczy, tym lepiej.


Spostrzegłem krętowłosą dziewczynę za barem. Na szczęście trafiliśmy na zmianę Margaret. Podszedłem do niej, ciągnąc za sobą Elyara. Wycierała akurat szklanki, jednak szybko oderwała się od tego zajęcia i przeniosła wzrok na nas. Liczyłem, że na jej twarzy pojawi się zaskoczenie, gniew, konsternacja… cokolwiek, jednak dziewczyna była całkowicie opanowana, jakby nas w ogóle nie poznała.


- Dzień dobry panom, co podać? – spytała uśmiechając się. 

Spojrzałem na Elyara, nie rozumiejąc o co chodzi. Czy ona udawała, że go nie zna? 
Blondyn jednak nie dał się tak łatwo zbyć.


- 10 tysięcy, które jesteś mi winna poproszę. – chłopak nachylił  się nad barem i odwzajemnił sztuczny uśmiech.


- Nie mam pojęcia, o czym pan mówi.


- Nie masz pojęcia? A nazwisko Evelyn Fox coś ci może mówi? Jeśli nie to ci przypomnę. Zrujnowałaś jej życie swoim fałszywym charakterem.


- Ależ jest pan w absolutnym błędzie. Ta psychopatka chciała odbić mojego chłopaka. Nie mogłam na to pozwolić. To, że użyłam takich, a nie innych środków, to już nie moja wina. Należało się dziwce. Niech się nauczy, że James jest mój i się go nie rusza.


- Co? – spytałem patrząc na nią, jak na wariatkę.


- Mówiłem ci stary, ona jest nienormalna.


- Nie jestem nienormalna! – krzyknęła nagle Margaret.


- To ona, to wszystko jej wina. Flirtowała z nim na plaży, spacerowała, śmiała się. 

Udawała taką niewinną. Ale ja wiem! Ona chciała to wszystko zepsuć, chciała zrujnować mój związek!


- Kto? O kim ty mówisz – zgubiłem się w całej sytuacji.


- O Evelyn!


Wymieniliśmy z Elyarem spojrzenia. Zaczynałem mieć coraz większe wątpliwości, czy Margaret jest normalna… Zachowywała się i mówiła jak psycholka.


- Ale teraz wszystko się uda, zepchnęłam ją z drogi, więc ja i James możemy żyć długo i szczęśliwie.


Już zupełnie nic nie rozumiałem…


- Margaret, czy James wie, że jesteście razem? – spytałem ostrożnie.


- Jeszcze nie. Ale wszystko idealnie zaplanowałam, ślub, dzieci.. Będzie tak pięknie! A teraz nawet ta suka Evelyn mi nie przeszkodzi – jej twarz promieniała, gdy o tym mówiła.


- Ona oszalała – wyszeptał do mnie Elyar.


Byłem lekko zagubiony w całej sytuacji. Przede mną stała osoba, która ewidentnie miała nierówno pod sufitem, a ja o dziwo miałem plan, jak ta dziewczyna może nam pomóc odkręcić ten bajzel.


- Nie chciałabyś może odwiedzić Jamesa? Bo my właśnie do niego jedziemy.- zapytałem Margaret, równocześnie posyłając Elyarowi porozumiewawcze spojrzenie.


*


Poszło stosunkowo łatwo. Wspólnymi siłami wsadziliśmy Margaret do samochodu nie robiąc przy tym większych scen. No może poza tym, ze dziewczyna trochę wyrywała i dwójka klientów obecnych w kawiarni zmierzyła nas dziwnymi spojrzeniami.


Jednak cel uświęca środki, tak więcej siedzieliśmy wszyscy w samochodzie, gotowi do wspólnej podróży niczym kochająca się rodzinka. Napisałem do Marty, aby dała mi adres Jamesa i gdy tylko otrzymałem odpowiedź, ruszyłem na wskazaną ulicę.


*

Zatrzymaliśmy się pod luksusowym apartamentem, gdzie zapewne mieszkał McVey. Margaret początkowo rzucała się, że ją porwaliśmy, że ona nas pozwie i zniszczy, ale w końcu się uspokoiła i weszła z nami do środka.


Staliśmy w windzie, czekając aż ruszy na odpowiednie piętro i debatowaliśmy, kto dzwoni do drzwi i mówi jako pierwszy, gdy nagle do windy tuż przed odjazdem wbiegła zdyszana postać.


Nawet nie wiecie jak zdezorientowany byłem, gdy okazało się, że to nikt inny jak James. On patrzył na nas równie zdziwionym wzrokiem i zapewne główkował jak najszybciej wydostać się z windy. Zbierałem się, aby przerwać niezręczną ciszę i wyjaśnić chłopakowi, dlaczego tu jesteśmy, jednak Margaret mnie uprzedziła.


- Pomóż mi – zwróciła się do Jamesa – oni mnie porwali!


McVey zmierzył ją wzrokiem z serii „chyba za dużo kokainy dziś wzięłaś” i spojrzał na nas wyczekująco. W końcu nie zawsze spotyka się w windzie średnio normalną przyjaciółkę swojej eks, chłopaka siostry swojej eks i kolesia, z którym ta eks rzekomo spała.


- Może mi ktoś wyjaśnić, o co chodzi? – zapytał w końcu James.


- Przyszedłem cię przeprosić. – wydukał w końcu Elyar.


*JAMES POV*


Stałem w tej pieprzonej windzie z trójką osób, z którą nie miałem najmniejszej ochoty przebywać, jednak nie wysiadłem, mimo przybycia na moje piętro. Za co on mnie chciał przepraszać? Za to, że pieprzył moją teraz już byłą dziewczynę? To nie miało sensu. Poza tym, co tu robiła Margaret, będąca nie do końca chyba sprawna psychicznie, i ten koleś, którego nigdy w życiu nie widziałem na oczy?


- Ona cię nie zdradziła – wypalił nagle blondyn- chodzi mi o to, że ja i Evelyn… my nie spaliśmy ze sobą – chłopak schował ręce do kieszeni z wyraźnym zażenowaniem.


Analizowałem powoli jego wypowiedź, nie rozumiejąc, dlaczego jednego dnia stoi w moim mieszkaniu i mówi wprost, że pieprzył się z Evelyn, a tydzień później zaprzecza całej sytuacji i mnie przeprasza…


- Kłamiesz! – krzyknęła nagle Margaret, o której obecności zdążyłem zapomnieć.


- James, nie słuchaj go. Ona cię zdradziła, nie możesz z nią być! Nie zostawiaj mnie dla tej puszczalskiej kretynki. – chwyciła mnie za ramię i skierowała wzrok na moją twarz.


- Margaret, do cholery, coś ty brała – bardziej stwierdziłem, niż zapytałem, wyszarpując się równocześnie z jej uścisku. – zachowujesz się jakbyś oszalała – spojrzałem w jej oczy i odnalazłem tam coś, co rzeczywiście przypominało nutkę szaleństwa.


- Dlaczego wszyscy mi mówią, że oszalałam? – krzyknęła głosem histeryczki, rozkładając ręce w bezradnym geście. – Czemu to ja jestem ta zła?! – wrzeszczała coraz głośniej.


- To wszystko przez nią, przez głupią Evelyn. Przez nią rzuciłam się do morza, ale ona zawsze będzie tą świętą!!! – Margaret krzyczała dysząc coraz ciężej. Wyglądała, jakby miała jakiś atak.


Spojrzałem z lekkim strachem na Elyara i jego kolegę, jednak oni wyglądali na równie przerażonych i zdziwionych co ja.


W między czasie drzwi windy zamknęły się i ruszyliśmy z powrotem w dół. W każdym momencie, ktoś mógł wsiąść do środka i zastać nas w tej dziwnej sytuacji. 


- Chciała mi cię odebrać – głos brunetki trochę się uspokoił, a jej wzrok ponownie zatrzymał się na mojej twarzy – ale teraz jest już dobrze -  chwyciła moją dłoń i splotła nasze palce. Próbowałem się od niej odsunąć, ale obecna za mną ściana mi to uniemożliwiła.


- Ty tu jesteś, ja tu jestem. Nic nam już nie zagraża. Zlikwidowałam Evelyn, teraz możemy żyć długo i szczęśliwie. Tylko ty i ja. Na zawsze – wyszeptała przejeżdżając palcem po całej długości mojego ramienia.


W tym momencie zdecydowanie brzmiała, jak ktoś kto oszalał, a jedynym odpowiednim dla niego miejscem, było łóżko w szpitalu psychiatrycznym.


- Ukartowałaś to wszystko? – ponownie wyrwałem się z jej uścisku.


- Czy to ważne? – przybliżyła się do mnie.

Milczałem.


- Oh, no dobrze. Tak, to ja ją zniszczyłam. Namówiłam Elyara, żeby nagadał o niej mediom. Ale dzięki mnie, już nic nam nie przeszkodzi w naszym szczęściu.


Odepchnąłem Margaret, tak że uderzyła lekko o ścianę za sobą. Nie rozumiałem co się dzieje. Tego wszystkiego było za dużo. Gdy tylko drzwi windy się otworzyły, wybiegłem z niej, nie patrząc nawet na jakim piętrze się znajduje.


Albo to była prowokacja, albo Margaret naprawdę oszalała. Biorąc pod uwagę grobowe miny jej towarzyszy, miałem wrażenie, że opcja numer dwa jest bardziej prawdopodobna.


Zauważyłem, że zaraz za mną z windy wysiadł Elyar. Nie miałem ochoty na rozmowę z nim, ale był chyba jedyną zdrową umysłowo osobą, która byłaby wstanie wszystko mi wyjaśnić.


- Możesz mi powiedzieć, co tu do cholery jest grane? – spytałem go z lekką desperacją w głosie.


- Margaret ukartowała wszystko. Nie wiem dlaczego, nie jestem specjalistom, ale chyba sobie coś uroiła.. jakąś więź miłosną między wami. Obiecała zapłacić mi za kłamstwo, a ja głupi się na to zgodziłem.


Słuchałem uważnie, co ma do powiedzenia blondyn i wszystko zaczynało powoli nabierać sensu.


- Nie spałem z nią. Tylko dzieliliśmy jedno mieszkanie. Raz próbowałem ją pocałować, to prawda, ale od razu się wyrwała i wyjaśniła, że ma chłopaka, więc zostawiłem ją w spokoju. – chłopak przeczesał ręką włosy – James, Evelyn jest naprawdę świetną osobą, którą spotkało wiele złych rzeczy. Musiała i nadal musi znosić wszystkie fałszywe obelgi i zarzuty, chociaż nie zrobiła nic złego. Ona jest najbardziej niewinną osobą ze wszystkich.


Powoli do mnie docierało. Margaret zawsze wydawała się dziwna. Do tego ostania sytuacja, gdy okłamała Brada, zapewne po to, abym nie spotkał się z Evelyn i nie poznał prawdy. Głupi dałem się wciągnąć w jej grę i tańczyłem, tak jak mi zagrała. 

Uświadomiłem sobie, jak bardzo Foxy starała się przedstawić mi swoją wersję, której nie chciałem słuchać. Tysiące wiadomości, nieodebranych połączeń… Nie wierzę, że byłem głuchy na to wszystko. Gdyby role się odwróciły, na jej miejscu też chciałbym mieć szansę, aby mnie ktoś wysłuchał.


Wszystko było pogmatwane, ale w głębi duszy czułem, że Evelyn nic nie zrobiła i nawet nie wiecie, jak dobijała mnie myśl, że przez mój egoizm, stała się ofiarą tych wszystkich fałszywych oskarżeń.


Niesamowite, jak w jednym momencie zmienił się mój punkt widzenia. Albo się nie zmienił? Może od początku wiedziałem, że Evelyn mnie nie zdradziła, ale bałem się to przyznać przed samym sobą? Nie wiem.


Wiem jednak, że jedyne czego chciałem teraz, to zobaczyć ją i porozmawiać. Jak za dawnych czasów. Bo nie ważne, jak bardzo starałem się, to ukryć, jasnym było, że cholernie za nią tęskniłem. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

20 komentarzy = nowy rozdział :)
 Wierzę, że dacie radę!

niedziela, 2 listopada 2014

~ Rozdział 27 ~ " McVey… on nie chce cię już znać."



Rozdział z kilku perspektyw. Mam nadzieję, że da się to jakoś ogarnąć :)

*Evelyn POV*

Ostatnie dni były okropne. Czułam się, jakbym utknęła w depresyjnej bańce, która powoli wypełniała się moimi łzami, zostawiając mi przy tym coraz mniej powietrza. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, przypominałam wrak człowieka, cień włóczący się po świecie bez celu, szukający sposobu jak skutecznie przestać czuć rozdzierający od środka ból. 

Nie przejmowałam się już tak bardzo opinią publiczną, czy zdradą Elyara. Najbardziej cierpiałam przez brak szansy na wyjaśnienia.  Myśl o tym, że James tak po prostu uwierzył w to, że go zdradzam, była jak włócznia przeszywająca moje serce. Miałam nadzieje, że mi choć trochę ufa, wierzy we mnie i pozwoli mi przedstawić swoją wersję. Nie wiedziałam jednak, jak bardzo się myliłam.

Dzwoniłam, pisałam, zapełniałam skrzynkę Jamesa wiadomościami. Chciałam tylko jednej szansy na wyjaśnienia. Mógł mnie nienawidzić, nie chcieć widzieć na oczy, ale po tym jak pozna moją wersje. Zależało mi jak cholera, abym mogła mu opowiedzieć, jak zakłamane jest to wszystko.

Bradley napisał mi, abym dała Jamesowi trochę czasu.

Czas.

Czas się właśnie skończył. Spojrzałam na bilet lotniczy leżący na moim biurku. Widniała na nim dzisiejsza data. Drżącą dłonią przejechałam po gładkiej powierzchni kartki.  Tak, postanowiłam wrócić do Polski, w Anglii nie widziałam już swojej przyszłości. Margaret doradziła mi to samo, jednak wciąż nie byłam pewna, czy podjęłam właściwą decyzję. Nie chciałam spalić za sobą mostów, modliłam się o szanse na wyjaśnienia.

Ostatnia wiadomość – obiecałam sobie.

Błagam. Pozwól mi jedynie wyjaśnić, a potem, jeśli będziesz chciał, zniknę z twojego życia i już nigdy mnie nie zobaczysz.

Przycisk wyślij parzył. To żenujące musieć tłumaczyć się z czegoś, czego nie zrobiłam. Wysłałam jednak wiadomość, bo zależało mi na Jamesie jak na nikim dotąd. Był moim słońcem, tak wiele miał w sobie światła, że u jego boku najciemniejsza noc stawała się pięknym dniem. Otworzyłam dla niego bramy mojego piekła, on poświęcił się i zszedł do niego aby zamienić je w niebo.

Może to wszystko było zwyczajne, może moje życie nie przekręciło się o 180 stopni, ale zaszła w nim jedna poważna zmiana. Rzeczywistość, choć wciąż ta sama, stała się szczęśliwa. Bo jeśli masz u boku kogoś, kto dba o uśmiech na twojej twarzy, to chcesz mu ten uśmiech dawać, ponieważ widzisz, jaką radość mu sprawiasz.

Teraz dopiero zauważyłam to wszystko. Widziałam jak wiele wniósł do mojego życia, ile rzeczy we mnie zmienił. Gdy to zniknęło, powróciła pustka, którą wypełnił.
Był tak niezwykłym elementem mojej zwyczajności. Zniknął, a ja uświadomiłam sobie, jak puste było moje życie przed jego pojawieniem się. James był trochę jak śledziona, niby możesz bez niej żyć, ale jesteś słabszy, a James dawał mi siłę. I możliwe, że to  było jedno z najbardziej nietrafionych porównań na świecie, ale jak zdążyliście zauważyć, ja sama jestem trochę „nietrafiona”. On to zaakceptował i, kto wie, może był tak samo nietrafiony jak ja, lecz po prostu umiał to lepiej ukryć.

Nie wiem, nic już nie wiem. Nie mam pojęcia co będzie dalej. Moje życie przypomina ocean problemów. Z ciekawości chcesz jedynie zamoczyć stopę, a tu nagle wpadasz cały i toniesz. Żeby było śmieszniej, los zgotował mi ocean bez dna, żebym przypadkiem nie miała się od czego odbić i wypłynąć na powierzchnię.

Gdy James był obok, problemy wydawały się nie mieć takiego znaczenia. Liczyło się to, że istniała osoba, której na mnie zależało i która pocieszała mnie w najbardziej beznadziejnych sytuacjach.

Teraz tak bardzo się bałam. Przyszłość była dla mnie jedną wielką niewiadomą. Jak to będzie? Wrócę do Polski, zapomnę o wszystkim i będę żyła dalej? Tak to ma wyglądać?

Pakowałam właśnie ubrania do walizki i natrafiłam na bluzkę, którą miałam na koncercie chłopców. Bluzkę, której dotykały ręce Jamesa podczas naszego spragnionego pocałunku. Pocałunku, który wyrażał więcej niż tysiąc słów, więcej niż każde przepraszam. Był przepełniony bólem i tęsknotą, a zarazem wybuchem euforii i ziszczeniem pragnień.

Do mojego umysłu ponownie wkroczył obraz sceny na moście i wiedziałam już, że nigdy nie zapomnę i na pewno nie uda mi się żyć, tak jakby nic się nie wydarzyło.

*James POV*

Nie zliczę ile razy w ciągu ostatnich dni przyszedłem na ten most. Był moją ucieczką i równocześnie powrotem do przeszłości. Za każdym razem, gdy nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, wychodziłem z domu, a nogi podświadomie niosły mnie w miejsce, gdzie z Evelyn się pogodziliśmy.

Ostatnie wydarzenia zburzyły wszystko. Tak długo pracowaliśmy, aby nam się udało, a nagle okładki gazet opanowują plotki o zdradzie Evelyn, a do moich drzwi puka koleś, który mówi mi, że przespał się z moja dziewczyną.

Poczułem się, jakby życie dało mi w twarz siekierą w ramach kary za moją naiwność. Wierzyłem, że znalazłem szczęście, jednak los przypomniał mi, że po radości, przychodzi czas na wyrównanie.

Tak bardzo chciałem, żeby to wszystko okazało się kłamstwem, odsłuchiwałem każdą wiadomość, którą zostawiła mi Evelyn, odczytywałem każdego smsa. Nie potrafiłem jednak odpowiedzieć. Wiem, że powinienem dać jej szansę na wyjaśnienie, ale bałem się, że nie zniosę jej widoku. Obawiałem się bólu jaki rozedrze moje serce, gdy zobaczę jej twarz. Tak znajomą, a jednocześnie zupełnie obcą, jakby stała się inna osobą.

Nigdy do końca nie uwierzyłem w wersję Elyara… ciągle pozostawała we mnie iskierka nadziei, wypierałem się, nie dopuszczałem do siebie myśli, że Evelyn mogła mnie zdradzić… Moja mała Foxy… MOJA.

Niepewność niszczyła mnie od środka, a jednocześnie nie miałem w sobie odwagi, aby stanąć z dziewczyną twarzą w twarz i posłuchać co mado powiedzenia. A co jeśli by się przyznała? Nie zniósłbym tego - kolejnej osoby, która odwraca się ode mnie, mimo że jej ufałem.

Mimo wszystko musiałem się jakoś dowiedzieć prawdy… Nagle zobaczyłem krzątającego się w korytarzu Brada, który zapewne wybierał się na spotkanie z Margaret. Ta dwójka zdecydowanie miała się ku sobie, a ja postanowiłem to nieco wykorzystać.

- Hej.. mam taką osobistą prośbę – oparłem się framugę drzwi, a loczek przerwał zakładanie kurtki i spojrzał na mnie - Mógłbyś pogadać z Margaret? Evelyn na pewno powiedziała jej prawdę.– spytałem Bradleya. Na dźwięk mojej propozycji wyraźnie się zmieszał.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Naprawdę powinieneś dać Evelyn szansę i to z nią pogadać.

Zacisnąłem szczękę, słysząc odmowę. Może i mój pomysł nie należał do najlepszych, ale Brad mógł spróbować, w końcu jesteśmy przyjaciółmi.

- Ale porozmawiam z nią, jeśli tak bardzo chcesz – rzekł po chwili, zapewne widząc moje rozczarowanie, a ja poczułem głęboką ulgę.

- James.. – Simpson zatrzymał się w drzwiach i odwrócił w moją stronę - Evelyn nie byłaby zdolna tego zrobić i wierzę, że nie zrobiła. Ty jako pierwszy powinieneś to wiedzieć. – posłał mi smutny uśmiech i wyszedł.

Stałem nieruchomo jeszcze kilka minut, a słowa Bradleya odbijały się echem w mojej głowie. Miał rację, powinienem był wierzyć Evelyn. Nawet on, choć był tylko jej przyjacielem, nie osądzał jej i stał po jej stronie.

Byłem takim cholernym egoistą, nie dając jej szansy… Pod wpływem impulsu wyciągnąłem telefon z kieszeni i odpisałem na ostatnią wiadomość od dziewczyny.

O 12 w Collins Bar.

Byłem jej to winny za moje zwątpienie. Zasługiwała na możliwość wyjaśnienia, a ja postanowiłem jej ją dać.

*Evelyn POV*

- Jason dziś wraca, więc oboje odwieziemy cię na lotnisko – zaoferowała mi przez telefon siostra.

- Dziękuję, ale naprawdę nie musicie się aż tak fatygować, poradzę sobie sama.

- Nie ma mowy, o 20 będziemy u ciebie. A i jeszcze jedno… Jason obiecał znaleźć Elyara, są przyjaciółmi, więc może coś od niego wyciągnie. Ludzie nie rujnują czyjegoś życia ot tak… musiał mieć jakiś powód.

- Marta, to naprawdę nie ma sensu – westchnęłam – chcę jak najszybciej zamknąć ten rozdział, a rozgrzebywanie sprawy od nowa nie pomoże. Nie obchodzi mnie dlaczego Elyar to zrobił, mam gdzieś wszystko co z nim związane, niech się wypcha gównem, jakim sam jest – burknęłam wkurzona.

- Okej, jak chcesz. Nie męczę cię więcej, do zobaczenia wieczorem – siostra wyczuła moją irytację i postanowiła się wycofać, za co serdecznie jej podziękowałam. 

Wiedziałam jednak, że postawi na swoim i każe Jasonowi porozmawiać z Elyarem… Szczerze? Już mnie to nie obchodziło

- Do zobaczenia – odpowiedziałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.

Byłam rozdrażniona, zapewne przez wzmiankę o Elyarze. Postanowiłam rozładować napięcie i spakować resztę rzeczy, które jeszcze nie były w walizce, gdy zobaczyłam nową wiadomość sms migającą na wyświetlaczu telefonu.

Obstawiałam, że to operator przysyła mi przypomnienie o małej ilości środków na koncie i nie wiecie nawet jak bardzo się zdziwiłam, widząc w pozycji nadawcy numer Jamesa.

Moje serce przyspieszyło, a ciało oblała fala przyjemnego ciepła. Wcześniejsze zdenerwowanie zniknęło, ustępując miejsca delikatnej euforii. Odpisał. Dał mi szansę. Chciał się spotkać. Może mi wybaczy. Postanowił wysłuchać mojej wersji. Przez głowę przelatywało mi tysiące myśli na sekundę.

Spojrzałam jeszcze raz na smsa.

O 12 w Collins Bar.

12. Shit. To za pół godziny. Chwyciłam szybko jakieś przyzwoite ciuchy i pognałam do łazienki. Nałożyłam błyskawiczny makijaż, przeczesałam włosy i pobiegłam do wyjścia.

Równo w południe weszłam co Collins Bar i rozjerzałam się dookoła. Jamesa nigdzie nie było, więc postanowiłam usiąść i poczekać. Zajęłam stolik przy oknie, a po chwili podeszła do mnie młoda kelnerka. Musieli ją zatrudnić, po moim odejściu, bo nie kojarzyłam jej twarzy. Zamówiłam kawałek Brownie, a gdy dziewczyna odeszła w stronę baru, zaczęłam się nerwowo rozglądać. Minuty mijały, a Jamesa nigdzie nie było. Uspokajałam się, że może coś mu wypadło i się spóźni. W końcu zgodził się na spotkanie, więc powinien przyjść.

Układałam w głowie przemówienia, ustalałam co mu powiem, w jakiej kolejności. Denerwowałam się jak cholera. Ręce mi się pociły, a w brzuchu czułam ucisk stresu. Kompletnie straciłam apetyt i ledwo tknęłam ciasto, które przyniosła mi kelnerka.

*Bradley POV*

Nie miałem najmniejszej ochoty widzieć dziś Margaret. Lubiłem tą dziewczynę, ale nie w taki sposób, jak ona mnie. Z czasem była już zbyt nachalna, natarczywa. Na początku lubiłem sobie z nią pogrywać, pobawić się nią. Podobała jej się moja gierka, więc kontynuowałem, aż w końcu sprawy zaszły za daleko i wymknęły się spod kontroli.

Była rozwydrzoną fanką i nie dało się tego ukryć. Czułem, że leci tylko i wyłącznie na mój wygląd i sławę. Zawsze zazdrościłem Jamsowi, że Evelyn najpierw zakochała się w nim, a potem dowiedziała się o jego sławie. Byli tacy idealni, dopełniali się. McVey rozkwitł odkąd ją poznał, uwierzył chyba, że może być szczęśliwy na swój własny i niepowtarzalny sposób.

To był jeden z powodów, dla których zdecydowałem się umówić dzisiaj z Margaret i spełnić prośbę przyjaciela. Zależało mi na naprawieniu ich związku. Lubiłem Evelyn i nie wierzyłem, że mogła zdradzić Jamesa. Ona po prostu nie należała do tego typu osób, a McVey powinien to zrozumieć i dać jej szansę, a nie wysyłać mnie na jakieś głupie podchody.

Mimo wszystkich oporów zatrzymałem się przy ławce, gdzie miałem czekać na Margaret. Chciałem załatwić sprawę szybko i bez zbędnego owijania w bawełnę. Przebywanie za długo w towarzystwie brunetki stawało się z czasem bardzo irytujące.

- Hej słodziaku – usłyszałem za sobą jej szczebioczący głosik. Naprawdę mogłaby choć trochę ukrywać, to jak na mnie leci. Jej zachowanie już od samego początku wskazywało na to, że byłaby zdolna tu i teraz wyskoczyć dla mnie z ubrań, a uwierzcie mi, że takie dziewczyny wbrew pozorom nie podobają się chłopakom najbardziej, a mi już zdecydowanie nie.

- Cześć. – odpowiedziałem formując usta w jednym z moich zawadiackich uśmiechów. Jeśli chciałem dostać informacje, musiałem ją jakoś zbajerować.

- Chciałeś się spotkać więc słucham – usiadła na ławce przede mną  i uśmiechnęła się równie szeroko.

Zająłem miejsce obok niej i odwróciłem się w jej stronę.

- Wiesz.. jest taka sprawa, która od dawna nie daje mi spokoju. Nie mogę przestać o niej myśleć. – zrobiłem skonsternowaną minę i równocześnie położyłem rękę na oparciu za plecami Margaret.

Sprawdziłem reakcję dziewczyny – wzorowo połknęła haczyk. Na jej policzki wszedł delikatny rumieniec, a ja z odległości kilkudziesięciu centymetrów mogłem wyczuć, przyspieszony rytm jej serca.

Już wiedziałem, ze jestem panem sytuacji. Owinąłem sobie dziewczyną wokół palca i teraz mogłem przystąpić do uzyskiwania informacji.

- O jaką sprawę ci chodzi? – zapytała Margaret, niezdarnie ukrywając drżenie swojego głosu.

- Evelyn… Nie wierzę, że ona mogła zrobić coś takiego. Nie jest typem człowieka, który zdradza innych w tak perfidny sposób. – walnąłem prosto z mostu. 
Bezpośredniość była tu najlepszym rozwiązaniem.

Widziałem konsternację malującą się na twarzy brunetki. Zapewne toczyła wewnętrzną walkę, czy wydać przyjaciółką czy nie. Nagle przygryzła nerwowo wargę, a ja wiedziałem już, że wygrałem i dziewczyna zaraz wszystko mi wyśpiewa.

- Nie powinnam ci tego mówić… Ale wierzę, że to dla dobrze wszystkich.

- Spokojnie – pogładziłem ją dłonią po ramieniu – Chce jedynie wiedzieć, to wszystko. Potrzebuję tego dla wewnętrznego spokoju.

- Jeśli pytasz, czy Evelyn spała z Elyarem – Margaret wzięła głęboki wdech – To tak, zrobiła to. Co gorsza z zimną krwią. A najgorsze jest to, nadal nie rozumiem, jak ona tak może, że niczego nie żałuje. Powiedziała mi, ze gdyby mogła cofnąć czas, wszystko poprowadziłaby dokładnie tak samo… Nie wiem, co się z nią stało, nie poznaję jej.

Tyle mi wystarczyło. Wstałem z ławki i bez uprzedzenia odszedłem od Margaret, która zdezorientowana i zaskoczona pozostała na swoim miejscu.

Wyjąłem telefon z kieszeni i trzęsącymi się dłońmi wybrałem numer przyjaciela.

- Halo? – wziąłem głęboki wdech słysząc jego głos w słuchawce. Nie mogłem zdzierżyć złych wieści jakie musiałem mu przekazać. Nie potrafiłem dobrać słów, które bolałyby najmniej.

- Stary… - zacisnąłem usta w wąską szparę. Naprawdę nie chciałem go ranić, a ta informacja będzie dla niego jak cios poniżej pasa.

- Tak mi przykro.. – wydusiłem z siebie. Nie musiałem nic więcej mówić. Zrozumiał.
Rozłączył się niespodziewanie, ale wiedziałem, że teraz potrzebuje czasu, aby  wszystko sobie poukładać. Sam byłem w ogromnym szoku.. nie wierzyłem, że Evelyn byłaby zdolna do takich czynów. Tymczasem proszę… oszukała i nabrała nas wszystkich.

*James POV*

Rozłączyłem się bez słowa i rzuciłem telefonem o ścianę. Pieprzyć, że to nowy Iphone 6. Byłem tak cholernie naiwny. Wierzyłem, że kocha mnie, a nie moją sławę. Jaki ja byłem głupi! Założę się, że od początku to wszystko planowała. Udawała nierozgarnięta turystkę, która nie ma pojęcia kim jestem, a na końcu, gdy już się mną pobawiła, wyrzuciła mnie do kosza, jak jakiś śmieć.

Czułem się upokorzony jak nigdy, zraniony, porzucony jak bezpański pies, który myślał, że wreszcie znalazł dom, tymczasem nowy właściciel wypieprzył go kopniakiem na ulicę.  

W co ona do cholery pogrywała? Nie miała dość zabawy moimi uczuciami? Chciała mnie dobić? Po to jej było to spotkanie?

A ja głupi się zgodziłem… Po moim trupie. Teraz jej kolej na upokorzenie. Będzie siedziała sama w tej kawiarni do usranej śmierci. Nie obchodzi mnie, co ma mi do powiedzenia. Powiedziała to już wszystkim dookoła. Pewnie naśmiewała się z mojej naiwności razem z Margaret. Nie chcę jej znać, nigdy więcej widzieć. Najchętniej wymazałbym jej wspomnienia z mojego życia.

*Evelyn POV*

James dalej nie przychodził. Minęło już pół godziny, a ja z każda sekundą wątpiłam w jego pojawienie się.

Nie rozumiałam, o co chodzi… Chciał mnie ośmieszyć? Dogryźć mi i mnie wystawić? Wcześniejsza euforia ustąpiła miejsca zażenowaniu i poczuciu upokorzenia.  Czekałam na chłopaka niespełna godzinę, a on nie dawał znaku życia. Rozmyślił się?

Nagle zadzwonił dzwoneczek przy drzwiach, a ja odruchowo spojrzałam w tamtą stronę. Ku mojemu rozczarowaniu do baru weszła Margaret, zapewne zaczynająca za chwilę swoją zmianę.

Dziewczyna, gdy tylko mnie spostrzegła, podeszła do mojego stolika z zatroskaną miną.

- Cześć słońce – powiedziała zbyt przesłodzonym tonem -  nie mów mi tylko, że czekasz na tego idiotę McVeya.

- Skąd wiesz? – zapytałam zdezorientowana.

- Wyglądasz jak zbity pies, którego ktoś porzucił, nie trudno to rozpoznać, uwierz mi. – pogładziła mnie po ramieniu.

Już miała odejść w stronę baru, jednak zatrzymała się i z wahaniem usiadła na krześle obok mnie.

- Wiesz… nie powinnam ci tego mówić, ale jesteśmy przyjaciółkami, a ja pragnę twojego szczęścia – spuściła wzrok – Bradley przekazał mi, co ostatnio powiedział mu James.

Spojrzałam wyczekująca na brunetkę.

- McVey… on nie chce cię już znać… - wydukała – i boje się, że to właśnie to chciał ci dziś powiedzieć.

Już? Tyle? To wszystko? Czy ona właśnie jednym zdaniem rozbiła moje serce na tysiące kawałków?

Dziewczyna przytuliła mnie i odeszła musząc zacząć swoją zmianę. Tymczasem ja siedziałam otępiała na krześle, nie mogąc się ruszyć. Czułam, jak uchodzą we mnie wszystkie siły do życia, cały entuzjazm. Razem z nimi odeszła nadzieja, która była  chyba jedynym powodem, przez który jeszcze się nie załamałam. Zawsze istniała ta możliwość, że może jednak James mnie nie przekreślił.. 

Teraz nawet nadzieja umarła, a skoro ona umiera na końcu, to ja musiałam być martwa już od bardzo dawna. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
Co ta Margaret tak miesza.. Nie ładnie, nie ładnie >_< 
Piszcie, komentujcie co sądzicie xx