piątek, 18 lipca 2014

~ Rozdział 20 ~ "... Dlatego nazywam to odpałową herbatką."


Nienawidziłam wstawać wcześnie rano, ale gdy mój budzik zadzwonił oznajmiając, że za godzinę zaczynam pracę, nie pozostało mi nic innego jak z miną skazańca zwlec się z łóżka. Chwyciłam losowe ciuchy i udałam się do łazienki z zamiarem zrobienia czegoś, aby nie wyglądać jak zombie.

Umyłam twarz oraz zęby i nałożyłam lekki makijaż, zakrywając cienie pod oczami. Włosy pozostawiłam w charakterystycznym dla nich nieładzie, oszczędzając czas na czesaniu ich. Wczoraj poszłam spać w mokrych, więc teraz układały się w lekkie fale. Założyłam szybko wybrane ubrania: ciemne, jeansowe rurki, szarą bokserkę, a na to rozpiętą koszulę w czerwono-czarną kratę.

Wróciłam do pokoju i wrzuciłam do mojej ulubionej czarnej torebki wszystkie potrzebne rzeczy. Spojrzałam na zegarek. Nie zostało mi wiele czasu, więc śniadanie postanowiłam zjeść w pracy. Zajrzałam jedynie do kuchni, aby napić się szklankę soku. W pomieszczeniu zastałam Elyara, który powitał mnie promiennym uśmiechem. Mi również humor dzisiaj dopisywał.

- Robię naleśniki, chcesz jednego? – zapytał.

- Nie dzięki, spieszę się. – odparłam, sięgając do lodówki w poszukiwaniu czegoś do picia.

Ucieszyłam się na widok małej butelki pomarańczowego soku.

- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli pożyczę? – pomachałam napojem w powietrzu – nie zdążyłam jeszcze zrobić własnych zakupów.

- Jasne bierz – przytaknął Elyar, otwierając szafkę z herbatą.

Posłałam mu uśmiech wdzięczności i skierowała się do wyjścia.

-Zaczekaj – zatrzymał mnie nagle głos chłopaka.

Odwróciłam się i spojrzałam na niego pytająco.

- Piłaś wczoraj tą herbatę? – wskazał na pudełko zielonej herbaty, którą zrobiłam sobie wczoraj wieczorem.

- Tak.. przepraszam, że nie zapytałam, ale byłeś zajęty – zawahałam się.

Chłopak uśmiechnął się nagle sam do siebie i pokiwał głową jakby właśnie dokonał jakiegoś odkrycia.

- I wszystko jasne..

- O czym ty mówisz?- byłam coraz bardziej zaniepokojona.

- Bo widzisz, to nie jest zwykła herbata.. – spojrzał na mnie wymownie, ale nadal nie wiedziałam, o co mu chodzi.

- Kolega przywiózł mi ją z Holandii.. a tam.. – chłopak plątał się w słowach, licząc, że już zrozumiałam co ma na myśli.

- Chcesz mi powiedzieć, że w tym było zioło?* –zamurowało mnie.

Elyar skinął głową.

- Dlatego nazywam to odpałową herbatką.

- Czekaj – coś mnie nagle oświeciło. Przebiegłam myślami po wczorajszych wydarzeniach i miałam ochotę palnąć się dłonią w twarz.

- Jezu, przepraszam cię bardzo – mruknęłam zażenowana całą sytuacją. Świadomość, że dopiero poznałam Elyara, a on już widział mnie w takich niezręcznych momentach jak darcie się pod prysznicem, była dobijająca.

- Nic się nie stało – odpowiedział wyraźnie rozbawiony blondyn.

- Muszę lecieć.. – wymamrotałam sprawdzając godzinę.

Elyar pożegnał mnie życząc miłego dnia pracy, a ja wybiegłam szybko z mieszkania chcąc jak najszybciej zniknąć mu z oczu.

Anglia zdecydowanie nie miała na mnie dobrego wpływu… Najpierw się upiłam, a teraz naćpałam… Mama nie byłaby ze mnie dumna.
                                                                                          *

Równo o 8:30 stanęłam przed barem. Ciemnozielona tabliczka ze złotym napisem „Winchester Bar” wisiała nad drzwiami wejściowymi wykonanymi z hebanowego drewna. Nacisnęłam dużą metalową klamkę, ale nic to nie dało. Po chwili zrozumiałam, że lokal jest jeszcze zamknięty dla klientów i muszę wejść drzwiami dla pracowników. Gratulując sobie inteligencji, ruszyłam na tył budynku i zaczęłam szukać drugiego wejścia. Ku własnemu zdziwieniu znalazłam je bez większego problemu i już po chwili stałam na zapleczu mojej nowej pracy. 

Margaret powitała mnie entuzjastycznie i po przedyskutowaniu z jej rodzicami spraw organizacyjnych, nadszedł czas na moje krótkie przeszkolenie. Dziewczyna wytłumaczyła mi wszystko, powiedziała co dokładnie mam robić, a także zapewniła, że zawsze mogę liczyć na jej pomoc.

W końcu pojawili się pierwsi klienci. Musiałam zbierać i dostarczać zamówienia, co nie było takie trudne, gdyż z racji na okres ochronny dostałam mniej stolików do obsługi. Praca szła mi nadzwyczaj sprawnie. Byłam miła, uśmiechałam się podając kawę, zbierałam napiwki, nikt nie narzekał.

Zadowolona z siebie szłam właśnie za bar, aby przynieść klientowi rachunek, gdy Margaret oznajmiła, że przejmie moje stoliki, ponieważ mam teraz czas na lunch. Podziękowałam jej uświadamiając sobie jaka jestem głodna. Nic dzisiaj nie jadłam, a było już południe. Wróciłam na zaplecze i zabrałam moją torebkę z zamiarem szybkiego wypadu do KFC po drugiej stronie ulicy. Miałam półgodziny, więc spokojnie powinnam zdążyć. Poinformowałam Margaret gdzie idę, a ta jedynie przytaknęła mi zza baru, robiąc kolejną kawę. Poczułam się winna, że zostawiam ją z tym wszystkim samą, ale widać, że miała duże doświadczenie i doskonale sobie radziła. Pomachałam jej na pożegnanie i wyszłam nie mogąc dłużej powstrzymywać głodu.

                                                                                      *

Stanęłam przed kasą w KFC i zdecydowałam się zamówić sałatkę. Nie lubiłam jadać w fastfoodach, dlatego ta opcja wydała mi się najzdrowszą i najmniej kaloryczną.
Chwyciłam tacę z moim lunchem i udałam się na poszukiwania wolnego stolika. Nagle stała się rzecz, której bardzo nie lubiłam. Zadzwonił mi telefon i musiałam skoncentrować się aby go odebrać i nie upuścić przy okazji jedzenia. Z wielkim trudem wyciągnęłam komórkę z dna mojej torebki i nacisnęłam zieloną słuchawkę, nie patrząc nawet, kto dzwoni.

Uśmiechnęłam się, słysząc w słuchawce głos Jamesa.

- Hej Foxy, masz ochotę się dziś spotkać?

- Z tobą zawsze – uśmiechnęłam się jeszcze szerzej – powiedz tylko kiedy i gdzie.

- Wpadnij teraz do mnie. Mamy z chłopakami wspólne mieszkanie.

- Teraz nie mogę, jestem w pracy.

- Czekaj.. ty masz pracę?

- Tak, od dzisiaj. Coś w tym dziwnego? – udałam urażony ton.

- Nie, po prostu dużo przegapiłem. Ale dzisiaj to nadrobimy, zrobię naszą ulubioną kawę i
wszystko mi opowiesz.

 Zaśmiałam się na dźwięk cytatu z reklamy.

- Okej, będę u ciebie o 15, tylko wyślij mi adres. A teraz wybacz, ale zabierasz mi czas z mojej cennej przerwy na lunch. – westchnęłam z udawaną dezaprobatą.

- Cóż.. w takim razie smacznego. I do zobaczenia.

- Do zobaczenia – pożegnałam się i włożyłam telefon z powrotem do kieszeni.

                                                                                         *

Po skończonym lunchu wróciłam do pracy. Czas zleciał mi szybko ze względu na mały ruch. W wolnych chwilach ucinałyśmy sobie z Margaret małe pogawędki. Dziewczyna kilka razy poruszała temat koncertu i mówiła jak bardzo podoba jej się Brad, jaki to on jest przystojny, cudowny i bóg wie co jeszcze. Cała się w środku gotowałam, aby zdradzić jej co wspominał o niej Simpson, ale gdyby dowiedziała się, że znam The Vamps, wybuch jej euforii rozsadziłby całą dzielnicę. Tak więc dzielnie milczałam, przytakując jedynie na przesadne komplementy w stronę Brada i próbując zmienić temat w każdy możliwy sposób.

Równo o 14:30 pojawiła się moja zmienniczka, Sophie, a ja mogłam spokojnie opuścić miejsce pracy i cieszyć się słoneczną pogodą.

                                                                                             *

Zatrzymałam się przed drzwiami do apartamentu chłopców i jak zawsze sprawdziłam, czy na pewno jestem pod dobrym adresem. Może to trochę paranoiczne, ale nie lubię niezręcznych sytuacji i staram się ich unikać za wszelką cenę, a stanięcie twarzą w twarz z obcą osoba i uświadomienie sobie, że pomyliłam bloki, jakoś dziwnie mnie przerażało.

Gdy wreszcie byłam przekonana, że znajduję się w dobrym miejscu, nacisnęłam dzwonek. Usłyszałam szamotaninę za drzwiami i po chwili otworzył mi James. Weszłam do środka i napotkałam całą czwórkę chłopaków stojących w holu. Obrzuciłam ich podejrzliwym spojrzeniem, zdziwiona o co chodzi.

- My właśnie… wychodziliśmy – oznajmił mi wspaniałomyślnie Brad. Connor i Tris przytaknęli i w ślad za Simpsonem skierowali się do drzwi.

Gdy James i ja zostaliśmy sami, rozbawiona nieogarnięciem chłopców, uniosłam brew oczekując wyjaśnień.

- Bo wiesz.. oni myśleli, że będziemy robić niewiadomo jakie rzeczy i stwierdzili, że zostawią nas samych, żebyśmy mieli więcej przestrzeni.

- Masz powalonych przyjaciół – zaśmiałam się, a James odpowiedział mi cytatem z ich piosenki.

-
Don't mind all my friends, I know they're all crazy but they're the only friends that I have – zanucił, kierując się do kuchni. Podążyłam za nim.

- Napijesz się czegoś? – zapytał gdy byliśmy już w pomieszczeniu.

- Jasne – przytaknęłam opierając się o blat.

- Może zielonej herbaty?

- Nie dzięki, wolę wodę – zaprzeczyłam, zanim James w ogóle dokończył. Po wczorajszym incydencie zastopuję z herbatą, zwłaszcza zieloną.

Chłopak zaprowadził mnie do salonu. Był duży i o bardzo wysokim standardzie. W końcu czego można się spodziewać po apartamencie ludzi, których stać na wszystko?

- Więc.. co robiłaś na naszym koncercie? – zapytał James odwracając moją uwagę od wnętrza.

- Cóż.. to długa historia..

- Mamy czas – chłopak rozsiadł się na kanapie pokazując miejsce obok siebie.

Więc też usiadłam.

I opowiedziałam mu wszystko nie szczędząc żadnych szczegółów ani emocjonalnych rozterek. Postanowiłam być z nim całkowicie szczera. 


*

- Masz pracę? – zapytał zdziwiony James.

- Serio? – popatrzyłam na niego z oburzeniem - Z wszystkiego co ci opowiedziałam najbardziej zaskoczyło cię to, że mam pracę?

- No wiesz…

- Znalazłam na plaży półżywą dziewczynę, uratowałam ją, ona zabrała mnie na TWÓJ koncert, a potem paparazzi przyłapał nas na pocałunku. Ale nie, lepiej pogadajmy o moim etacie w barze. – zakończyłam wypowiedź i odchyliłam głowę do tyłu ciężko wzdychając.

- Rozumiem to wszystko, spokojnie. Ale popatrz jakie to jest fascynujące! Jesteś kelnerką, więc mogę przyjść do twojego baru, usiąść przy twoim stoliku i obsługując mnie będziesz musiała zwracać się per Pan. Zupełnie jak w tym fanficu Cold o Zaynie z 1D. – powiedział chłopak zanim zdążył ugryźć się w język.

- Czytasz fanfictions? – ledwo powstrzymałam śmiech.

- Nie, moja siostra czyta i czasem coś mi opowiada – obronił się natychmiast chłopak.

- Aha jasne – szeroki uśmiech wstąpił na moją twarz – James McVey czyta fanfici! – powtarzałam w kółko, celowo go denerwując.

- Nie prawda! Weź przestań, zachowujesz się jak dziecko – chłopak próbował mnie uciszyć, jednak sam ledwo powstrzymywał śmiech.

- Wiesz.. ja nie oceniam. Chłopcy z mojej szkoły oglądali porno, ale skoro ty wolisz fapować do opowiadań pisanych przez fanki… - nie zdążyłam skończyć, bo czerwona poduszka uderzyła w moją twarz.

- Ostrzegałem – uśmiechnął się przebiegle James.

- Nie wiesz z kim zadarłeś – zmrużyłam oczy, chwyciłam leżącą obok mnie poduszkę i zaczęłam okładać nią McVeya.

Po chwili jednak chłopak wyrwał mi broń z rąk i tym razem to on był górą.

Walczyliśmy tak dobre półgodziny po czym oboje zmęczeni opadliśmy z powrotem na kanapie.

- Wygrałam. – mruknęłam, dysząc ze zmęczenia.

- Chyba śnisz.

- Dostałeś 10 razy w twarz. Wygrałam.

- Uznajmy, że był remis.

- I tak wygrałam. – dodałam pod nosem, ale McVey chyba tego nie słyszał.

- Evelyn.. – zaczął nagle James.

- Hmm?

- Naprawdę tęskniłaś?

Zaskoczył mnie tym pytaniem.

- Tak – odpowiedziałam w końcu.

- Czy ty płakałaś.. przeze mnie?

Nie rozumiałam, dlaczego nagle miał ochotę na poważne rozmowy, jednak zdecydowałam się odpowiedzieć zgodnie  tym co czułam:

- Nie, przez własną głupotę.

- Co masz na myśli?

- Żałowałam, że nie dałam ci drugiej szansy, gdy o to prosiłeś.

Nastała chwila nurtującej ciszy, którą w końcu przerwał James:

- Wiesz.. nigdy przed nikim się tak nie otworzyłem. Wtedy gdy przyszedłem cię przeprosić, zobaczyłaś mnie w najbardziej bezbronnej i zdesperowanej postaci. Nie wiem co jest miedzy nami, ale po kilku dniach znajomości uzależniłem się od ciebie i każda godzina w rozłące była prawdziwą katorgą. Gdy zobaczyłem cię wtedy na koncercie, poczułem się jakby świat złożył u moich stóp wyczekiwany podarunek. Nie chcę cię znowu stracić. – niebieskie oczy chłopaka przewiercały moje, docierając do samego dna duszy.

- Nie stracisz – szepnęłam kładąc swoja dłoń na jego i splatając nasze palce.

- Evelyn, będziesz moją dziewczyną? – zapytał nagle chłopak.

Zamurowało mnie, a motylki w moim brzuchu zawirowały.

Nikt nigdy nie zadał mi tak oficjalnego pytania. Nie miałam pojęcia, jak odpowiedzieć. Wiedziałam jednak, że nie mogę zbyt długo milczeć.

- Oczywiście, że tak. – uśmiechnęłam się szeroko do Jamesa.

Tak naprawdę byłam mu wdzięczna, bo teraz wiedziałam jaka jest miedzy nami relacja. Wszystko było jasne i nie musiałam się nad niczym zastanawiać.

Nagle do głowy przyszła mi jedna nurtująca myśl. Czy będziemy się ukrywać?

- Ale co z paparazzi.. Chyba nie chcemy im dawać powodów do sensacji? – zapytałam, zbijając Jamesa z pantałyku.

- Obawiam się, że już to zrobiliśmy… - westchnął, sięgając po leżącą na stoliku gazetę.


~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~

CHUJOWY.
TO jedyne co przychodzi mi na myśl, gdy czytam ten rozdział. Przepraszam, że tak długo na niego czekaliście, ale kompletnie straciłam wenę i pomysły...
A po tym co wydarzyło się pod poprzednim rozdziałem (prawie 40 komentarzy w co nadal nie wierzę <3), jestem winna Wam wielkie podziękowania, więc następny będzie lepszy! Obiecuję xx
Niestety pojawi się on dopiero w sierpniu, gdyż jutro, a w zasadzie dziś, za jakieś kilka godzin wyjeżdżam ;/ Ściskam was ciepło i lecę, bo za 2h muszę wstać ;-;
PS. Shippujemy Jamesa i Evelyn czyli (są 2 porpozcyje podane przez was ):
JVELYN  lub JALYN

środa, 2 lipca 2014

~ Rozdział 19 ~ "Nie oszukujmy się, może Jamesa lubisz bardziej, ale to mnie wyobrażałaś sobie nago."


Trwałam w objęciach Jamesa nie przejmując się niczym. Wszystkie złe wspomnienia zniknęły. Ból po tym, jak mnie zranił ulotnił się wraz z pocałunkiem. Ważne było tu i teraz. Mimo że mała część mnie obawiała się, że McVey skrzywdzi mnie ponownie, cieszyłam się chwilą odrzucając te myśli.

- Obiecuję, że już nigdy cię nie skrzywdzę – chłopak wyszeptał mi do ucha, jakby przewidział moje obawy.

- Wierzę ci – uśmiechnęłam się pod nosem.

James pochylił się chcąc pocałować mnie po raz kolejny. Nasze usta zbliżyły się do siebie, gdy nagle oślepił nas jasny flesz. Oboje odwróciliśmy się i nasze oczy napotkały mężczyznę z aparatem.

- Cholera – przeklął zaskoczony James i pociągnął mnie za rękę w przeciwną stronę.

Szliśmy szybkim krokiem, prawie że biegnąc, a paparazzi wciąż podążał za nami. Błagam niech to się nie dzieje naprawdę. Jeśli te zdjęcia trafią do Internetu to nie pozostanie mi już nic innego jak tylko się zabić. Ewentualnie fanki The Vamps zrobią to za mnie.

- Nie odwracaj się, idź przed siebie i najlepiej nic nie mówmy. – wyszeptał James.

Spojrzałam na niego.  Stukał coś w klawiaturę telefonu. Nagle skręciliśmy w jakąś małą uliczkę. Myślałam, że chłopak chce zgubić fotografa, ale gdy dostrzegłam autobus przypominający trochę vana, zrozumiałam, że nadeszła pomoc.

James otworzył mi drzwi wskazując głową, abym wsiadała. Zawahałam się. W środku pewnie jest reszta zespołu, a ja nie miałam ochoty na konfrontację z nimi. Było mi głupio. Nie wiem, czy z powodu wpadki z paparazzi, czy wydarzeń, które miały miejsce w Bournemouth.

Stałam więc przed drzwiami jak idiotka i wpatrywałam się w przestrzeń rozważając wszystkie za i przeciw.

- Szybko Foxy, koleś z aparatem zaraz tu będzie – ponaglił mnie James.

Foxy.

Nazwał mnie Foxy.

Znowu.

I najgorsze jest to, że mi się to podoba.

Nienawidziłam, gdy ktoś wymyślał mi bezsensowne przezwiska, ale z jego ust brzmiało to tak słodko, że momentalnie wykonałam polecenie i znalazłam się w samochodzie. Chłopak wsiadł zaraz za mną i gdy tylko drzwi się zamknęły, pojazd ruszył.

Van wyglądał w środku inaczej niż zwykłe auta. Siedzenia z tyłu ułożone były na planie kwadratu, a kabina kierowcy odgrodzona była przyciemnianą szybą. Poza tym całe wnętrze było dużo bardziej… wypasione? Tak to dobre słowo.

James popchnął mnie lekko w stronę wolnego siedzenia i usiadł obok mnie. Spojrzenia pozostałej trójki chłopaków utkwione były w mojej osobie. Nikt się nie odzywał, więc panowała krępująca cisza przerywana jedynie odgłosami pracującego silnika.

- No dalej James, przedstaw nam swoją dziewczynę – szyba oddzielająca nas od kierowcy zsunęła się w dół i moim oczom ukazał się Joe, menadżer chłopaków.

Oboje z McVeyem spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni. Nie poruszaliśmy tego tematu i w najbliższej przyszłości nikt  z nas nie planował o tym rozmawiać, zwłaszcza a takich okolicznościach.  Okej, całowaliśmy się, ale to nie robi z nas pary. Nie jesteśmy już w gimnazjum i związek to coś poważniejszego niż status na facebooku.

- Ona.. my nie jesteśmy razem – wyjąkał James, a ja w duchu podziękowałam mu za wzięcie tego ciężaru na siebie.

- 5 minut temu napisałeś mi smsa, że się całowaliście i przyłapał was paparazzi. – Joe zatrzymał samochód na czerwonym świetle i odwrócił się w naszą stronę. Miał ciemne brązowe i opaloną skórę. Jego oczy zasłonięte były przez okulary „pilotki” mimo, że na zewnątrz było ciemno.

Obruszyłam się na jego słowa i spojrzałam zdezorientowana na Jamesa oczekując wyjaśnienia. W końcu kto normalny wysyła smsa znajomym chwaląc się pocałunkiem? McVey szepnął mi jedynie, że później mi to wyjaśni, a ja odpuściłam, nie chcąc robić awantury przy jego kolegach.

Popatrzyłam ponownie na resztę członków The Vamps. Brad przyglądał mi się badawczo, zapewne zastanawiając się, czy znowu ukradnę im samochód.  Connor marszczył brwi i również lustrował mnie wzrokiem. Pewnie nie mógł sobie przypomnieć skąd mnie kojarzy. Tristan natomiast patrzył na mnie wzrokiem zagubionego szczeniaczka nie mając pojęcia kim jestem i co robię w ich aucie. Nagle odezwał się:

- Czy ktoś może mi wyjaśnić kim jest ta dziewczyna?

- To Evelyn, skomplikowana miłość Jamesa – zachichotał Bradley.

Pewnie, rozmawiajcie, jakby mnie tu nie było.

- Czekaj… to ta dziewczyna przez którą James przez 3 dni nie wychodził z domu i opuszczał nawet siłownię?

Zaskoczona wypowiedzią Trisa spojrzałam na McVeya, który wyglądał teraz jakby założył pelerynę niewidkę, ale nie udało mu się zniknąć.

- My się już kiedyś poznaliśmy prawda? – zapytał nagle Connor, a James odetchnął z ulgą ciesząc się ze zmiany tematu.

- Mhm – przytaknęłam.

- Tylko za diabła nie mogę sobie przypomnieć gdzie…

- Nie dziwię się, byłeś zbyt pijany, żeby pamiętać – wypaliłam nie zastanawiając się na doborem słow.

Wszyscy zaczęli się śmiać, a Connor wyglądał na speszonego.

- Przepraszam.. nie to miałam na myśli – próbowałam ratować sytuację.

- Nie cię nie stało. Czasem rzeczywiście mi się to zdarza – uśmiechnął się do mnie Ball.

Wyjaśniłam mu, że poznaliśmy się na 5osobowej imprezie u Jamesa, która na początku miała być jedynie przyjacielską pogawędką. Connor powiedział, że teraz już mnie pamięta, ale jakoś mu nie uwierzyłam.

- Jestem tutaj jedynym, który jeszcze cię nie poznał, ale jak to mówią, najlepsze na koniec –puścił do mnie oczko Tristan.

Znowu. Ktoś. Do. Mnie. Mruga. Ludzie, przestańcie!

- Odpuść sobie Evans – znowu odezwał się Joe – Evelyn, gdzie mieszkasz? – zwrócił się do mnie.

Podałam mu adres, zaskoczona, że odwiezie mnie pod sam dom. Byłam pewna, że wyrzucą mnie gdzieś po drodze z dala od paparazzi i będę musiała sobie radzić sama.

- Spokojnie, nie zostawimy cię w środku niczego bez transportu powrotnego – pokazał mi język Brad. Cóż za subtelna aluzja do mojej „kradzieży” auta Jamesa spod parku rozrywki.

- Zabawne – zmierzyłam go śmiertelnym spojrzeniem.

Reszta patrzyła na nas zdezorientowana, więc Brad postanowił opowiedzieć im co się wydarzyło, mimo moich i Jamesa protestów.

Chwytając się ostatniej deski ratunku, wyciągnęłam telefon, chcąc napisać do McVeya, aby zmienił temat i zakończył tą niezręczną rozmowę.

- Daruj sobie Evelyn, wszyscy wiemy, że chcesz napisać do Jamesa. – udaremnił moje plany Brad, a reszta wybuchnęła śmiechem.

- Mów śmiało, my nie mamy przed sobą tajemnic.

- Bo obejrzeniu waszych twitcamów rzeczywiście jestem w stanie w to uwierzyć. – znowu nie zastanowiłam się, co mówię.

- Oglądałaś nasze twitcamy? – spytał z niedowierzaniem James.

Cholera, dlaczego nie potrafię trzymać języka za zębami?

- Kilka… wtedy kiedy… - urwałam, czując jak robię się czerwona.

- Wtedy kiedy tęskniłaś! – krzyknął triumfalnie Brad – Jesteście tacy słodcy! Zupełnie jak Connor i jego jaszczurka

- Zamknij się Bradley – fuknął James, a ja byłam pewna, że przypominam kolorem co najmniej buraka.

- I tak mnie kochasz najbardziej na świecie – loczek rzucił się na Jamesa przytulając go.
James wydał się speszony, a ja tylko się śmiałam razem ze wszystkimi.

- Masz ładną koleżankę – zwrócił się do mnie Brad, gdy już odsunął się od McVeya.

Domyśliłam się, że chłopak ma na myśli Margaret. Dziwne, że ją zapamiętał…

- Przekażę – uśmiechnęłam się – chociaż boję się, że dostanie napadu fangirlingu…

- Na Meet&Greet wyglądała na bardzo opanowaną.

- Nie stałeś z nią w kolejce – wywróciłam oczami – tak poza tym… ona twierdzi, ze to ty jesteś tym najgorętszym i najprzystojniejszym - teraz to ja do niego mrugnęłam.

- Oh, przecież wszyscy tak sądzą.

- Ja nie – pokazałam mu język.

- Nie oszukujmy się, może Jamesa lubisz bardziej, ale to mnie wyobrażałaś sobie nago. - Bradley przeczesał majestatycznie włosy, a wszyscy, łącznie ze mną, wybuchli śmiechem.

- Jesteśmy – poinformował Joe zatrzymując samochód. Dostrzegłam za szybą znajomy budynek.

- Dzięki za podwózkę i przepraszam za ten problem z paparazzi.

- Nic się nie stało. Postaram się, żeby nie było z tego wielkiej sensacji – uśmiechnął się manager chłopaków.

- Zadzwonię do ciebie później – powiedział do mnie James, a ja przytaknęłam. Nie wiedząc jak się z nim pożegnać, po prostu pomachałam mu wysiadając, a on obdarzył mnie ciepłym uśmiechem.

Odwróciłam się w stronę ścieżki prowadzącej do mojego bloku i usłyszałam odjeżdżający za moimi plecami samochód.

Zaczęłam myśleć, o tym, co miało właśnie miejsce. Przystanęłam przypominając sobie wydarzenia dzisiejszego dnia. Wspomnienia spadły na mnie lawiną szczęścia sprawiając, że moje serce wreszcie miało powód by bić.


Przekroczyłam próg domu z uśmiechem na twarzy. Ściągnęłam buty i udałam się do kuchni z zamiarem zrobienia sobie zielonej herbaty. Czekając aż woda się zagotuje, wyjęłam telefon i postanowiłam sprawdzić Twittera. Na timeline aż huczało od zdjęć z koncertu chłopaków.

W końcu z gotową herbatą udałam się do mojego pokoju. Drzwi do sypialni Elyara były zamknięte, więc stwierdziłam, że nie będę mu przeszkadzać.

Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam laptopa. Otworzyłam facebooka i zobaczyłam, że Margaret dodała nasze zdjęcie z chłopcami z The Vamps i oznaczyła mnie. Na szczęście nie wyszłam tak źle, więc Mag pożyje jeszcze trochę.

Nie mając wiele do roboty weszłam ponownie na twittera i zaczęłam przeglądać tweety innych. Większość z nich nie miała głębszego sensu, ale moją uwagę przykuło pewne imię.

Elyar.

Ktoś dodał link do twitcamu owego Elyara.

Moje podejrzenia pomknęły w stronę mojego współlokatora, w końcu nie jest to bardzo popularne imię. Trochę nie wierząc we własne myśli i aż takie zrządzenie losu otworzyłam live stream.

W końcu kółeczko ładowania zamieniło się w obraz, a gdy moim oczom ukazała się postać blondyna, który definitywnie był moim współlokatorem, wybuchnęłam histerycznym śmiechem.

To jest niemożliwe.

Czy świat naprawdę kręci się jak małe kółko i wszystko dookoła jest ze sobą powiązane? Z niedowierzania szybko dostałam głupawkę i nie mogłam powstrzymać chichotu.

To wszystko jest popieprzone.

Łącznie ze mną.

Nagle usłyszałam mój śmiech w laptopie i uświadomiłam sobie, że byłam tak głośno, że nawet mikrofon w pokoju Elyara mnie wychwycił.

Ups.

Szybko pojawiły się pytania co to za odgłos, na co skonsternowany blondyn odpowiedział „moja współlokatorka właśnie wróciła”. Uśmiechnęłam się pod nosem, wpadając na nikczemny pomysł.

Postanowiłam trochę się zabawić.

- Też miło cię widzieć! – krzyknęłam jak najgłośniej, mając nadzieję, że Elyar i całe 100 osób, które go oglądają, usłyszą mnie.

Tak też się stało. Usłyszałam siebie przez głośniki laptopa, by za chwilę obserwować zdezorientowaną minę chłopaka.

Zabawnie było oglądać na ekranie to, co działo się zaraz za ścianą.

- Co do chol.. – blondyn mruknął, szybko wstając z krzesła i wychodząc ze swojego pokoju.

Po kilku sekundach zjawił się w mojej sypialni, a wyraz jego twarzy był bezcenny. Nie mogłam się powstrzymać i ponownie wybuchłam śmiechem. Nie wiem skąd miałam taki dziwny nastrój.

- Czy ty właśnie…

- Oglądam twój twitcam? – przerwałam Elyarowi unosząc do góry jedną brew – tak, ale to nic osobistego. Pozdrów ode mnie fanów – podeszłam do chłopaka i poklepałam go po ramieniu, a potem udałam się do kuchni, aby odnieść pusty już kubek po herbacie.

Usłyszałam kątem ucha, jak Elyar tłumaczy widzom, że właśnie został „zdemaskowany” i wynikła z tego dość zabawna sytuacja.

Wróciłam do sypialni korytarzem o niebieskich ścianach. Dziwne, byłam pewna, że wcześniej były białe…

Wzruszyłam ramionami i ze swojego pokoju rzeczy pod prysznic. Ponownie przemierzyłam korytarz udając się do łazienki, a przy okazji usłyszałam, że Elyar kończy twitcama. Zamknęłam za sobą drzwi i westchnęłam uśmiechając się do całego świata. Weszłam pod prysznic, a ciepłe kropelki wody spływające po moim ciele rozweseliły mnie jeszcze bardziej. Nie kontrolując się zbytnio zaczęłam śpiewać „Niech żyje wolność, wolność i swoboda…” nie przejmując się zupełnie tym, że jest północ, a ja wyję jak zarzynany kot.

Życie jest takie niesamowite!

Wyszłam z pod prysznica i szybko ogarnęłam się przed snem, a następnie udałam do mojej sypialni. Z impetem opadłam na łóżko i momentalnie zrobiłam się senna.
Zaczęłam chichotać sama do siebie, a świat wydawał się jakiś piękniejszy. Zasnęłam dziwnie zadowolona z życia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak długo. Nie zapomniałam o Was! Po prostu zgubiłam wenę, ale jestem na dobrej drodze, żeby ją odnaleźć. :)
Dziękuję za takie ilości komentarzy pod ostatnimi rozdziałami. Mam nadzieję, że ten również Wam się spodoba i zostawicie coś po sobie ^^

Dowiedzieliśmy się trochę o tym, co Elyar robi w wolnym czasie i spotkaliśmy, zwłaszcza pod koniec, dziwnie radosną Evelyn... Czy to tylko działanie miłości, czy może jeszcze czegoś innego? :D

Dajcie znać w komentarzach co sądzicie! :)
I jeszcze jedna prośba! Niektóre anonimki się podpisują, co jest bardzo fajne, bo Was kojarzę :) jeszcze fajniej by było gdyby reszta też się podpisywała, bo miło tak kojarzyć czytelników ^^