niedziela, 27 kwietnia 2014

~ Rozdział 10 ~ "Najwyżej rozwalę McVey’owi samochód, a to będzie dla mnie czysta przyjemność. "

- Thorpe Park – przeczytałam logo widniejące na ogromnym szyldzie. James naprawdę przeszedł samego siebie zabierając mnie do parku rozrywki – wygląda wspaniale – wydusiłam z podziwem wpatrując się w szalejące za bramami parku kolejki górskie

- Coś mi podpowiedziało, że lubisz adrenalinę – wzruszył skromnie ramionami.

- Nawet nie wiesz jak bardzo… - uśmiechnęłam się pod nosem


- Idziemy? -  zapytał wyciągając do mnie dłoń.


Zaskoczona niepewnie odwzajemniłam jego gest, unosząc kąciki ust w górę, aby ukryć lekkie zakłopotanie. Tak, całowaliśmy się, ale miałam wrażenie jakby nasze relacje w ogóle się nie zmieniły. Wątpiłam też, że systemy wartości mój i James’a były takie same. Nie sądziłam, aby pocałunek był dla niego zobowiązaniem, a trzymanie się za rękę czymś szczególnym. Ja za to takie małe gesty odczytywałam bardzo poważnie i symbolicznie, ale w tym przypadku nie mogłam na wiele liczyć ani zbyt dużo sobie wyobrażać. W końcu to tylko krótkie wakacyjne uczucie i czy chcę, czy nie muszę się z tym pogodzić.


Ze splecionymi dłońmi ruszyliśmy mostkiem prowadzącym do wielkiego pawilonu będącego wejściem do Parku. Znajdowaliśmy się na otwartej przestrzeni. Dookoła nas roztaczał się zielony krajobraz pól i łąk podziurawiony przez liczne w tej okolicy małe jeziorka. Most, którym szliśmy znajdował się właśnie nad jednym z nich.


Z oddali dochodziły odgłosy mknących pobliską autostradą samochodów, a jeszcze bliższe moim uszom były piski i wrzaski przerażonych gości parku. Wiał silny wiatr, targając moimi pół mokrymi włosami na wszystkie strony. Zimne powiewy niwelowały wysoką temperaturę, co sprawiło, że zaczęłam się delikatnie trząść. Gdy sięgałam po mój ciepły sweter, spostrzegłam, że nie mam go ze sobą. Zapewne został w mieszkaniu James’a. Świetnie, kolejny pretekst, aby tam wrócić. - pomyślałam bez nici sarkazmu, karcąc się jednak natychmiast.


McVey zauważył, że drżę i objął mnie ramieniem wywołując tym samym jeszcze większe zaskoczenie niż poprzednio. Teraz na pewno wyglądaliśmy jak para.


- Wiesz co? – zapytał chłopak przerywając moje głębokie rozmyślania.


Spojrzałam na niego zaciekawionym wzrokiem, dając znak, aby kontynuował.


- Sprawdziłem co oznacza twoje nazwisko po angielsku i… zdecydowałem, że od dzisiaj mówię na ciebie Foxy! – obwieścił radośnie swój pomysł.


- Foxy? – błagam, nie… co on znowu wymyślił?


- Lis.. Fox… Foxy… Nie podoba ci się? – zagroził mi urażonym wzrokiem.


- Nie, jest świetne, tylko tak samo nazywa się papier toaletowy – tym razem to ja spojrzałam na niego z urazą.


- No cóż… przyjmijmy, że jesteś tak samo delikatna, wytrzymała i chłonna jak on. -


Spojrzałam na niego wzrokiem z serii are you kidding me?


- Wiesz co? Lepiej nic już nie mów, pogrążasz się – oboje wybuchnęliśmy śmiechem.


- Czyli zostaje Foxy – skwitował James, gdy wchodziliśmy do środka ogromnego pawilonu.



Budynek był w kształcie półkuli, jego dach był zaokrąglony. Nigdzie nie było okien, jedynie lampy rzucały na wszystko delikatne światło. Resztę nadrabiały liczne kolorowe lasery i maszyny do gier. Było tu coś dla każdego. Mnóstwo automatów, gdzie ludzie tracili drobniaki, licząc na to, że uda im się wyciągnąć pluszaka, stoły do bilarda, tenisa stołowego czy air hokeja.


- Chcesz zagrać? – zapytał James widząc jak zawieszam wzrok na jednym ze stołów.


- Może jak będziemy wracać – odpowiedziałam zaciekawiona tym, co czeka nas w zewnętrznej części Parku.


- W takim razie chodźmy – chłopak chwycił moją rękę i pociągnął za sobą.


Nie wiem dlaczego ale jego dotyk wciąż działał na mnie z taką samą siłą, jak na początku naszej znajomości. Chociaż to może złe porównanie, znamy się tylko od 3 dni…


Wracając do atrakcji oferowanych przez Park - nie pomyliłam się. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, zaparło mi dech w piersiach. Dookoła nas rozpościerały się skomplikowane konstrukcje kolejek górskich, otoczone siatkami i innymi zabezpieczeniami. Tory były dosłownie wszędzie. Co jakiś czas przejeżdżał nam nad głową wagoniki pełne przerażonych ludzi, a w powietrzu było słychać ich urywane krzyki. Atmosfera klasyczna dla tego typu miejsc spowodowała, że w moim brzuchu zrodziło się uczucie ekscytacji i zniecierpliwienia. 


Kochałam parki rozrywki. Uczucie adrenaliny krążącej w żyłach, gdy z zawrotną szybkością pokonuje się skomplikowane konstrukcje kolejek, nie było mi obce. Co roku bywałam w tego typu miejscach co najmniej kilka razy, jednak polskie przejażdżki nie umywały się nawet do tych, które widziałam tutaj. Wszystko było tu 3 razy większe i 3 razy bardziej przerażające.

- To gdzie najpierw? – zapytał James.


- Tamta wygląda zachęcająco – wskazałam ręką na kolejkę ucharakteryzowaną według filmu „Piła”


- Odważnie jak na początek, zaskakujesz mnie Foxy – puścił mi oczko.


Szturchnęłam go łokciem w brzuch, co tylko wywołało u niego rozbawienie. Pokręciłam głową niczym matka, która jest zawiedziona zachowaniem syna.


Po chwili ruszyliśmy w stronę przejażdżki. Ośmielona wcześniejszymi zachowaniami James’a postanowiłam przejąć inicjatywę i chwyciłam jego dłoń, jednak on szybko cofnął ją i schował do kieszeni. Spojrzałam na niego zdziwiona nie rozumiejąc o co mu chodzi. Najpierw sam zaczyna tego typu gesty, a teraz zachowuje się jakby nic nie zaszło? Szukałam wyjaśnienia na jego twarzy, jednak głowę miał zwróconą w przeciwną stronę intensywnie się w coś wpatrując. Podążyłam za jego wzrokiem i napotkałam zwróconą w naszą stronę dziewczynę. Miała blond włosy do ramion, szczupłą sylwetkę i oczy tak niebieskie, że można było je dostrzec z odległości kilku metrów. Intensywnie wpatrywała się w James’a, a na jej twarzy malowało się zmieszanie  i niedowierzanie.


Coraz bardziej zastanawiało mnie, kim tajemnicza dziewczyna jest i co ma wspólnego z James’em. Jednego byłam pewna – znali się. Inaczej nie zwracaliby na siebie uwagi przez tak długi czas.


Nagle chłopak przerwał kontakt wzrokowy i niespodziewanie ruszył w stronę roller coastera.


- Coś się stało? – spytałam w końcu.


- Wszystko gra – James był lekko zdenerwowany, więc odpuściłam sobie dalsze pytania.


Podążyłam więc w stronę dość dużej kolejki do wejścia na przejażdżkę, jednak chłopak mnie zatrzymał, mówiąc, że wykupił priorytet i wejdziemy bez kolejki. No tak… kto bogatemu zabroni?


- Vipy nie czekają – zażartował McVey próbując rozluźnić atmosferę.


W odpowiedzi uśmiechnęłam się krzywo, ciągle rozmyślając o nieznajomej blondynce.


- Torebkę i inne podręczne rzeczy proszę zostawić w naszej przechowalni. Radzimy również opróżnić kieszenie – powiedziała formalnym i beznamiętnym głosem kobieta z obsługi.


Zaproponowałam więc James’owi, że telefon i kluczki może schować do mojej torebki. Tak też zrobił, a ja schowałam ją do jednej z szafek, biorąc w zamian bloczek.


W ciszy udaliśmy się do wagoników i zajęliśmy miejsca obok siebie. Nikt się nie odzywał, nadal można było wyczuć napiętą atmosferę między nami. Nie chciałam pytać James’a o tajemniczą blondynkę, ale nie potrafiłam też wyrzucić jej z mojej głowy. On również intensywnie nad czymś rozmyślał, więc postanowiłam się nie odzywać.


Byłam tak zajęta analizowaniem całej tej sytuacji, że zapomniałam po co w ogóle tu jesteśmy.
Niespodziewanie wagonik ruszył wyrywając mnie z zamyślenia i przywracając do rzeczywistości. 


Otrząsnęłam się uświadamiając sobie, że rozpoczyna się przejażdżka. Wjechaliśmy do ciemnego tunelu, nic nie było widać. Poczułam lekką ekscytację. Nagle rozbrzmiał dookoła złowrogi śmiech rodem z horroru. Jechaliśmy powoli a jego ech niosło się za nami jeszcze długi czas. W pewnym momencie zrobiło się jaśniej, ale jedyne co mogłam dostrzec to czubek mojego nosa i twarz James’a znajdująca się pół metra od mojej. Otaczała nas mgła mająca wprowadzić tajemniczy nastrój.

Powoli zwiększaliśmy tempo, gdy smuga jasnego światła padła na postać usytuowaną z boku naszej przejażdżki. Jak się okazało, było to Jigsaw, bohater filmów „Piła”, na których oparty był ten roller coaster.  


- Let the game begin – ponownie rozbrzmiał złowrogi i zachrypnięty głos.


Nagle kolejka ruszyła z ogromną prędkością, tak że wbiło nas w fotele. Rozbrzmiały pierwsze przerażone krzyki. Z ciemnego tunelu wydostaliśmy się na zewnątrz a światło słoneczne oślepiło mnie na chwilę. Otrząsnęłam się dopiero gdy stanęliśmy, ale nie był to koniec przejażdżki. Coś mi mówiło, że zabawa dopiero się zaczynała.


Podniosłam wzrok i ujrzałam przed nami tory biegnące pionowo w górę. Chwyciłam mocniej blokadę zabezpieczającą, gdy wagonik ustawił się pod katem prostym do powierzchni ziemi. Powoli wjeżdżaliśmy na górę. Widok stamtąd był oszałamiający jednak nie było mi dane długo go oglądać. Kolejka ruszyła w dół mknąc z niesamowitą prędkością. Opór powietrza był tak silny że nie byłam w stanie zamknąć oczu, przez co napłynęły mi do nich łzy. Tak szybko zmienialiśmy pozycje, do góry nogami, bokiem, spiralą, że po kilkunastu sekundach nie wiedziałam już gdzie jest niebo, a gdzie ziemia. Mimo, że szarpało nami na wszystkie strony, świetnie się bawiłam. Był to na pewno jeden z najlepszych roller coasterów na jakich byłam.


Gdy wjechaliśmy z powrotem na stację, powoli wysiadłam z wagonika. Nogi miałam jak z waty i dojście do siebie zajęło mi chwilę.


- To było niesamowite – wydusiłam z siebie, gdy wraz James’em opuściliśmy przejażdżkę.


Chłopak jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi i chwycił mnie za rękę. Miałam wrażenie, że zanim to zrobił, dyskretnie rozejrzał się dookoła. Nie chcąc jednak wyjść na paranoiczkę z odchyłami nie odezwałam się ani słowem.


Pozostałe kolejki również zapierały dech w piersiach. Adrenalina nie opuszczała mnie nawet na moment. Najlepsze ze wszystkiego było oglądnie zdjęć zrobionych podczas przejażdżek przez ukryte kamery. Ja na większości wyszłam żałośnie, ale James zawsze był uśmiechnięty, zupełnie jakby wiedział, gdzie urządzenia się znajdują. Zdecydowaliśmy się wywołać jedną fotografię, na której oboje wyszliśmy w miarę przyzwoicie.
Napięta atmosfera gdzieś zniknęła, co bardzo mnie cieszyło. Nie spotkaliśmy już więcej tajemniczej dziewczyny, co również zapulsowało u mnie dobrym humorem, który utrzymał się do wizyty w KFC…



W restauracji był niezły tłok, więc ja zajęłam wolny stolik (którego szukaliśmy dobre 15 minut), a James poszedł zamówić jedzenie. Zdecydowaliśmy się na duży kubełek skrzydełek z sosami, jednak kiedy pomyślałam sobie, że zaraz znowu będziemy jeździć do góry nogami, a mój żołądek będzie wystawiany na próbę, postanowiłam zjeść coś lżejszego. Zostawiłam kurtkę Mcvey’a na krześle, aby pilnowała naszych miejsc i ruszyłam odnaleźć chłopaka wśród wygłodniałych tłumów czekających na swoje jedzenie.
Gdy tylko ujrzałam jego blond czuprynę, chciałam krzyknąć i pomachać na niego, jednak powstrzymałam się, widząc z kim rozmawia. Szczęka mi opadła, kiedy dostrzegłam postać tajemniczej blondynki, która przedtem tak speszyła James’a. Zajęło mi chwilę, zanim otrząsnęłam się i zamiast stać wryta w ziemię, ruszyłam w ich stronę, chcąc żądać wyjaśnień. Nie myślałam za bardzo co robię, działam pod impulsem chwili. Nie docierało do mnie, ze to może być zwykła znajoma lub fanka. W głowie miałam najgorsze myśli i zaczynałam żałować, że nie wygooglowałam, czy McVey ma dziewczynę.


Nagle wpadłam na jakiegoś tęgiego mężczyznę przede mną, który nie chciał mnie przepuścić dalej myśląc, że wpycham się do kolejki. Nie miałam sił, aby kłócić się z tym facetem, więc po prostu zostałam tam gdzie stałam. Pozycja była o tyle dobra, że James i dziewczyna mnie nie widzieli, a ja doskonale słyszałam ich rozmowę.


- Ellie naprawdę… to nic takiego - rozpoznałam głos McVey'a.


- Nic takiego? Trzymałeś ją za rękę, więc nie wmawiaj mi, że to nic takiego, do cholery! – wrzeszczała zdenerwowana blondynka.


- Hej, posłuchaj – wyszeptał i chwycił jej brodę i zmusił, aby spojrzała w jego oczy – ona jest córką jednego z naszych sponsorów… Musiałem się z nią umówić, żebyśmy przedłużyli kontrakt. Nic mnie z nią nie łączy. -


Szczęka opadła mi w dół i nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Że co proszę?! O nie McVey… teraz to przegiąłeś. Miałam ochotę iść i przywalić chłopakowi w tę jego piękną buźkę, jednak poczekałam na rozwój wydarzeń.


- To pierwszy i ostatni raz kiedy mnie z nią widzisz. Tylko ty się dla mnie liczysz – wyszeptał, składając na ustach blondynki delikatny pocałunek. Dziewczyna najwyraźniej dała się nabrać na całe to przedstawienie i wybaczyła chłopakowi.


Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia, równocześnie trzęsąc się ze złości na siebie, że byłam tak Nawina i na James’a, że był tak podłym idiotą. Mogłam przysiąść, że twarz miałam całą czerwoną od buzującej we mnie chęci zemsty. Moje nikczemne plany zadźgania McVey’a plastikowym nożem zniwelował ten sam irytujący mężczyzna, który wcześniej nie chciał mnie przepuścić.


- Masz zamiar dalej tu stać i się wpychać, czy mam wezwać obsługę? – powiedział gburowatym tonem.


Zlustrowałam jego posturę od góry do dołu i miałam ochotę rzucić coś, że przy tej wadze powinien odpuścić sobie jadanie fastfood’ów, jednak nie miałam teraz głowy do kłótni. Odwróciłam się jedynie na pięcie i ruszyłam w stronę mojego stolika, „przez przypadek” nadeptując Panu Gburowatemu na stopę.


Gdy James wrócił z naszym zamówieniem, nie dawał żadnych oznak, że sytuacja z blondynką miała przed chwilą miejsce. Ja również byłam wyjątkowo opanowana i nie miałam zamiaru poruszać teraz tego tematu. Postanowiłam zostawić te ciężkie działa, aby w strategicznym momencie zadać mu ostateczny cios. Jedyne co musiałam teraz zrobić, to udawać, że wszystko gra i wcale nie mam ochoty rzucić się na chłopaka i zabić go gołymi rękoma. Wychodziło mi to bardzo ciężko i trudno mi było ukryć nagłą nienawiść do jego osoby.


- Mogę mój telefon? – zapytał James rozsiadając się na swoim krześle.  


- Pewnie – rzuciłam przypominając sobie, że jego komórka jest w mojej torebce. Otwierając ją spostrzegłam, że są w niej również kluczki od jego samochodu. W tym momencie olśniło mnie. O tak… teraz zagramy po mojemu McVey. – pomyślałam konspiracyjnie z trudem powstrzymując podły uśmieszek.


- Skoczę do łazienki – powiedziałam oddając James’owi jego telefon.


- Jasne – przytaknął James, sięgając po skrzydełko.


Wstałam od stołu i ruszyłam w stronę łazienek, które na moje szczęście znajdowały się zaraz obok wyjścia z restauracji. Gdy byłam pewna, że chłopak mnie nie obserwuje, wymknęłam się na zewnątrz i rozpoczęłam realizację mojego planu, który wbrew pozorom nie był zbyt skomplikowany.


Trochę mi zajęło zanim odnalazłam się w labiryncie alejek i chodników, ale po dziesięciu minutach szybkiego marszu znajdowałam się już na parkingu. Rozejrzałam się dookoła, sprawdzając, czy przez przypadek nie ma gdzieś w pobliżu James’a. Wątpiłam, żeby zorientował się tak szybko, o co chodzi, ale wolałam się upewnić.


Odnalazłam jego samochód i wyciągnęłam z torebki kluczki. Tak, mój błyskotliwy plan opierał się na ucieczce i pozostawieniu McVey’a bez środku transportu. Nie specjalnego, ale co więcej można wymyślić w kilka sekund siedząc w zatłoczonym KFC?


Otworzyłam drzwi z lewej strony i wsiadłam do środka.  Szybko spostrzegłam, że siedzę na miejscu pasażera, a nie kierowcy. Głupie angielskie auta… wszystko na odwrót. Przesiadłam się na właściwy fotel i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Zanim ruszyłam, doznałam kolejnego olśnienia. W Anglii jeździ się lewą stroną drogi… Mam prawo jazdy od dwóch miesięcy i ledwo co radzę sobie na polskich ulicach, a teraz mam do tego dołożyć jazdę „na odwrót”? Zrezygnowana uderzyłam głową w kierownicę wzdychając ciężko. Po chwili rozmyślań, czy odważyć się prowadzić w tym obcym kraju doszłam do wniosku, że co mi szkodzi? Najwyżej rozwalę McVey’owi samochód, a to będzie dla mnie czysta przyjemność. Tak więc.. Bez ryzyka nie ma zabawy.


-Uwaga angielskie drogi, przybywam! – krzyknęłam wyjeżdżając z parkingu.


   ~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za te dwa tygodnie czekania, ale musiałam chociaż udawać, że uczę się na egzaminy gimnazjalne. Teraz rozdział trochę dłuższy i mam nadzieję, że to będzie choć w małym stopniu rekompensata :) 
Dziękuję wszystkim komentującym, czytającym i obserwującym. Mam ochotę uściskać każdego z Was z osobna za te miłe słowa. 7 komentarzy pod ostatnim rozdziałem.. aż chce się żyć xD
Teraz zabieram się za zaległości na Waszych blogach ;)
See you soon! xx

niedziela, 13 kwietnia 2014

~ Rozdział 9 ~ "James McVey? O mój boże! To ty! Mam już krzyczeć z podniecenia, czy zaczekać na paparazzi?"


Wjechaliśmy na autostradę, która, jak wywnioskowałam ze znaków, prowadziła do Londynu. Nie miałam pojęcia, jaką niespodziankę przygotował James, ale czułam, że będziemy się świetnie bawić. Ciekawość zżerała mnie od środka, lecz chłopak zawzięcie milczał i nie próbowałam już nawet nic z niego wyciągać.

W tle leciała nieznana mi muzyka, a James nucił piosenkę pod nosem. Nie chcąc wyrywać go z transu, w jaki wpadł, skupiłam się na widokach za szybą samochodu. Obrazy pól i drewnianych ogrodzeń przesuwały się szybko. Mijaliśmy hektary ziemi porośniętej barwnymi roślinami, które przypominały przykrywający grunt dywan.

Miejscami droga położona była niżej niż otaczające ją podłoże, co ograniczało widoczność. Wtedy skupiałam swoją uwagę na błękitnym niebie, które było dzisiaj wyjątkowo czyste. Słońce już od kilku dni pozwalało Anglikom cieszyć się swoim blaskiem, co w tym kraju jest rzadkością.

Uchyliłam lekko okno i pozwoliłam ciepłemu, letniemu wietrzykowi otulić moją twarz. James rzucił mi przelotne spojrzenie, uśmiechnął się i wrócił do podśpiewywania. Nie mogłam uwierzyć, że siedzi tuż obok mnie, zabiera mnie w jakieś miejsce niespodziankę i przez moment należy tylko do mnie. Wspomnienie pocałunku sprawiło, że, to co nas łączy było dla mnie jeszcze bardziej nierealne. Szczęście wreszcie się do mnie uśmiechnęło i pierwszy raz w życiu coś zaczęło mi naprawdę wychodzić. Cieszyłam się tą chwilą, nie chcąc jej stracić i jakby bojąc się, że okaże się kolejnym snem. Myśli, że za kilka dni wracam do Polski, a James jest tylko wakacyjną przygodą, odganiałam jak najdalej. Pozwalałam porwać się pozytywnej energii i żyłam teraźniejszością, nie troszcząc się o jutro.

McVey śpiewał coraz głośniej. Widać było, że wczuwa się w piosenkę. Ja również wsłuchałam się dokładniej i rozpoznałam melodię. Kiedy dowiedziałam się, że James należy do The Vamps i robiłam małe śledztwo na ich temat, przesłuchałam kilka piosenek. O ile się nie myliłam, z radia wydobywał się dźwięk Wild Heart.

- Nawet w samochodzie słuchasz własnych piosenek? Nie masz dość? – zażartowałam.

Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony i zamarł na chwilę, analizując fakty.

- Czekaj.. ty? –otworzył usta ze zdziwienia – Ty wiesz? -

Zatkało mnie na moment, ale po chwili wybuchnęłam śmiechem. Rzeczywiście nie wspomniałam wcześniej, że wiem o The Vamps. James musiał myśleć, że nie mam pojęcia kim jest.

- Ale o czym? – udałam zamyślenie – Ahaaa.. chodzi ci o ten zespół The Vamps z zakochanym w sobie gitarzystą w składzie? – James obrzucił mnie gniewnym spojrzeniem - Jak mu tam było? James McVey? O mój boże! To ty! Mam już krzyczeć z podniecenia, czy zaczekać na paparazzi? – ironizowałam.

- To nie jest śmieszne – chłopak wydawał się być urażony – Byłem pewny, że nie wiesz o mnie.. o nas. – westchnął chwytając oburącz kierownicę i udając, że skupia się na drodze. 
-Wtedy na plaży zachowywałaś się tak naturalnie, zupełnie jakbyś mnie nie znała - dodał po chwili zamyślenia.

- Bo tak było. Nie miałam pojęcia kim jesteś. Dopiero po powrocie do domu Dorothy mnie uświadomiła. Gdybyś widział moją minę, kiedy zobaczyłam cię w telewizji… -

James uniósł kącik ust w górę, jednak mimo to jego mina pozostawała smutna. Czy to miało aż takie znaczenie, że wiem o jego karierze? Nagle mnie olśniło.

- Czekaj, czy ty myślisz, że robię to wszystko, ponieważ jesteś gwiazdą? -

Chłopak zamyślił się. Pewnie zastanawiał się nad odpowiedzią, która mnie nie zrani, ale nadal będzie szczera.

- Po prostu… - uniósł głowę do góry wydychając głośno powietrze, zupełnie jakby zbierał się na odwagę – Nawet nie wiesz jak trudno jest znaleźć kogoś, komu naprawdę na tobie zależy i komu możesz zaufać, kiedy jest się tak rozpoznawalnym. Wiem, że to zabrzmiało egoistycznie i niezbyt skromnie, ale ludzie zbliżają się do mnie, bo chcą własnego szczęścia. Moje średnio ich obchodzi. Właśnie dlatego trzymam fanów na dystans. Prawdziwi przyjaciele w show biznesie to rzadkość. Wahałem się  podchodząc do ciebie na plaży, ale miałaś w sobie coś takiego, co nie pozwoliło mi pozostać obojętnym. Nie jesteś zwykłą dziewczyną, od początku to czułem…  -

- James.. nie jestem tu dlatego, że zależy mi na sławie –przerwałam mu nie mogąc dłużej patrzeć na żal na jego twarzy - Jestem tu bo zależy mi na tobie. Pierwszym spojrzeniem jakim mnie obdarzyłeś, przywłaszczyłeś sobie cząstkę mnie. Nie mogłam przestać o tobie myśleć i żałowałam, że zrobiłam z siebie taką idiotkę podczas pierwszego spotkania. Tysiące razy analizowałam każdy gest i słowo i zastanawiałam się, co mogłam zrobić lepiej. Kiedy następnego dnia szłam na plażę, rosła we mnie nadzieja, że spotkam tam właśnie ciebie, a gdy usłyszałam twój głos wymawiający moje imię, miałam ochotę skakać ze szczęścia – słowa wychodzące z moich ust były chyba najszczerszą rzeczą, jaką w życiu powiedziałam - Jezu.. to chore. Znamy się kilka dni, a ja już mówię ci takie rzeczy … -
westchnęłam, bojąc się, ze spłoszę James’a swoją szczerością.

Zapadło milczenie. Te kilka sekund w ciszy było najdłuższymi w moim całym życiu. Widziałam na twarzy chłopaka wahanie. Analizował wszystko i pewnie zastanawiał się, czy może mi wierzyć. Serce biło mi w szybkim tempie. Czułam się, jakbym oczekiwała na wyrok w sądzie. Kara śmierci lub uniewinnienie.

- Pieprzyć to – mruknął nagle James, bardziej do siebie niż do mnie i niespodziewanie przysunął się do mnie– Pieprzyć to wszystko – powtórzył, jakby utwierdzając się w swojej decyzji i składając na moich ustach pocałunek.

- Droga!  Patrz na drogę! – krzyknęłam nagle, spostrzegając kątem oka, że samochód przed nami gwałtownie zwolnił.

 James odsunął się szybko, co wywołało u mnie nie zadowolenie, jednak wolałam poświęcić jeden pocałunek i żyć.

Chłopak opanował sytuację i już po chwili oboje śmialiśmy się nie wiadomo z czego. Z radia rozbrzmiewała inna piosenka The Vamps. Okazało się, że James słucha całej ich płyty. Ach to samouwielbienie...

Reszta drogi zleciała nam na rozmowie tak zwyczajnej, jakby nic złego nie miało przed chwila miejsca. James chyba zrozumiał, że nie spędzam z nim czasu dla sławy i co najważniejsze, przyznał, że jemu również na mnie zależy. Nie powiedział tego wprost, ale gdyby tak nie było, nie ryzykowałby życia prywatnego dla znajomości ze mną.

To wszystko było zbyt piękne. Szczęście za bardzo się do mnie uśmiechało w ostatnim czasie i wiem, że niedługo podwinie mi się noga. Ba! Jestem tego pewna. Mam jedynie nadzieję, że ten moment nadejdzie jak najpóźniej. ­­­­­

~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję! To jedyne co mogę powiedzieć. Wyjechałam na weekend, wracam a tu 5 nowych obserwatorów i mnóstwo wejść. Uśmiech nie schodził mi z twarzy przez cały wieczór i stwierdziłam, że nie mogę trzymać was dłużej bez rozdziału, więc wrzuciłam to, co miałam. Zapraszam do tak aktywnego komentowania jak ostatnio i jeszcze raz dziękuję każdemu z Was z osobna. Dodajecie mi skrzydeł! ♥

czwartek, 10 kwietnia 2014

~ Rozdział 8 ~ "Ciekawość zżerała mnie od środka i z trudem powstrzymałam się od wparowania do pokoju i żądania wyjaśnień."




Akapity różnią się czcionkami, ale nie ma to żadnego znaczenia. po porostu albo ja jestm zbyt głupia, zeby to ogarnąć, albo Blogger się na mnie uwziął.
Zapraszam do czytania :)


                                    ~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~

Gwałtownie poderwałam się do góry z niemym krzykiem na ustach. Ciężko dyszałam, pot pokrywał moje ciało, które wciąż trzęsło się ze strachu. Czy ja właśnie przeżyłam moją śmierć?

Przymknęłam oczy, uspokajając oddech i przy okazji całą siebie.

To tylko sen, spokojnie, ja żyję – tłumaczyłam w myślach. To wszystko było takie realistyczne: wypadek i cały towarzyszący mu ból. Wpadające przez okno słońce do złudzenia przypominało mi światła samochodu ze snu. Żadne z moich dotychczasowych marzeń sennych nie było tak rzeczywiste.

- Wszystko w porządku? – do pokoju wszedł James – jesteś strasznie blada – stwierdził przyglądając mi się uważnie.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Co on robił w moim domu?

Rozejrzałam się dookoła i nagle zorientowałam się, że nie leżę w moim łóżku, tylko na kanapie James’a. Zamarłam w bezruchu zastanawiając się, co ja robię w mieszkaniu chłopaka?!
W mojej głowie rozbrzmiał ponownie głos siostry „Wróć przed 22”. Spojrzałam na zegarek wskazujący dziesiątą. Dziesiątą rano. Marta mnie zabije. 

Zerwałam się z kanapy, zrzucając przykrywający mnie koc. James spojrzał na mnie z rozbawieniem.

- Myślę, że teraz już wszystko jedno kiedy wrócisz do domu – roześmiał się.

- Zabawne – rzuciłam mu mordercze spojrzenie – wytłumacz mi lepiej dlaczego spałam u ciebie, a nie u mnie? -

- Cóż, twoja siostra wygląda mi na przyzwoitkę, więc wątpię, czy chciałaby cię zobaczyć stanie w jakim byłaś wieczorem… -

Westchnęłam ciężko, przetwarzając informacje.

- To dlatego niczego nie pamiętam – opadłam zrezygnowana na kanapę uderzając się ręką w głowę.

- Jak to nic? – niezadowolenie przemknęło przez twarz James’a.

- Od historyjki o grającym nocniku urwał mi się film… a byłam pewna, że nie piję dużo -

- Spokojnie, wszyscy przesadziliśmy. Brad i Connor nadal śpią – uśmiechnął się pocieszająco, a dziwny wyraz jego twarzy zniknął momentalnie.

- Gdzie jest łazienka? – spytałam .

- Byłaś w niej wczoraj z 5 razy… -

- Jeśli chcesz ze mnie pokpić, to ranek nie jest najlepszą porą  – burknęłam zniecierpliwiona.

- Ostatnie drzwi po lewej – mruknął, z kącikiem ust uniesionym w górę.

~*~

Rozbudzający prysznic to rzecz, której zdecydowanie potrzebowałam. Krople wody spływały po moi ciele działając kojąco na skórę, a para wodna stwarzała idealny nastrój do rozmyślania.

Próbowałam przypomnieć sobie chociaż kilka istotnych faktów z wczoraj, ale w mojej głowie ciągle gościła pustka. Spokoju nie dawała mi mina James’a, gdy przyznałam się, że urwał mi się film. Jakby był niezadowolony, że zapomniałam coś istotnego. Nigdy nie piłam dużo i pierwszy raz zdążyło mi się coś podobnego. Z reguły to ja byłam tą, która opowiadała imprezy znajomym, a nie na odwrót. Poza tym tego co się wczoraj wydarzyło nawet nie można nazwać imprezą.

Czułam się bezsilna wobec własnej osoby. Coś się stało, byłam tego pewna, ale gdy sięgałam pamięcią w tył, ogarniała mnie bezradność.

Zirytowana wyłączyłam wodę i wyszłam z pod prysznica. Chwilowe ukojenie, nagle przerodziło się w rozdrażnienie.

Wytarłam się ręcznikiem i założyłam ubrania z poprzedniego dnia.  Rozczesałam mokre włosy i zlustrowałam od góry do dołu moje odbicie. Wyglądałam koszmarnie. Opuchnięte i zaczerwienione oczy na pewno nie dodawały mi uroku, a tusz którego nie dałam rady zmyć pod prysznicem, wciąż odznaczał się na powiekach.

Spostrzegłam leżący na blacie obok umywalki krem do twarzy. Na szczęście był uniwersalny i nie musiałam martwić się, że będę pachnieć jak facet. Postanowiłam użyć starej jak świat metody i zmyć resztki makijażu tłustym kremem. Po kilkunastu sekundach wyglądałam lepiej, chociaż nadal bliżej mi było do zombie niż homo sapiens, ale  jak to mówią - nie można mieć wszystkiego.

Odgarnęłam mokre włosy do tyłu, tak aby mi nie przeszkadzały i opuściłam zaparowaną łazienkę. Zdeterminowana do odkrycia sekretu ostatniej nocy, udałam się do salonu, gdzie spodziewałam się zastać James’a.

Idąc przez korytarz spostrzegłam uchylone drzwi, a moją uwagę przykuły dochodzące zza nich szepty. Na szczęście nie na tyle ciche, żebym ich nie słyszała.

- Jak to nic nie pamięta? – rozpoznałam głos Brad’a.

Nastąpiło milczenie. Nie wiedziałam, kto jeszcze był w pokoju, ale domyślałam się, że drugim rozmówca to James. Co gorsza, prawdopodobnie tematem byłam ja.

- Musisz jej powiedzieć – ponownie wypowiedział się Bradley. Wytężyłam słuch jeszcze bardziej i jeszcze bardziej żałowałam, że nie pamiętam praktycznie nic z poprzedniej nocy.

- Ale.. – teraz już byłam pewna, że w pokoju jest też McVey.

- James, do cholery, to byłoby nie fair. Powinna wiedzieć – bulwersował się Brad.

- Wiem! Spokojnie.. po prostu muszę znaleźć odpowiedni moment. –

O czym oni do cholery rozmawiają?! Co takiego się wydarzyło, że James boi się mi o tym powiedzieć? Ciekawość zżerała mnie od środka i z trudem powstrzymałam się od wparowania do pokoju i żądania wyjaśnień.

Zaczynałam się zastanawiać, czy część mojego snu nie była prawdziwa. Może my naprawdę się… Nie, to niemożliwe. Takich rzeczy się nie zapomina, one pozostają na zawsze w naszej pamięci, a zwłaszcza tak niezwykły pocałunek.

Usłyszałam, że chłopaki kierują się w stronę drzwi, więc szybko wślizgnęłam się powrotem do łazienki, nie chcąc, aby mnie nakryli. Gdy odgłosy ich kroków ucichły, ponownie wyszłam z na korytarz i obrałam jednoznaczny cel: znaleźć Jamesa i zażądać wyjaśnień.

Chłopak był w kuchni i odgrzewał resztki wczorajszej pizzy, które prawdopodobnie miały posłużyć za śniadanie. Ucieszyło mnie, że nie było z nim Bradley’a, wolałam tą rozmowę odbyć w cztery oczy.

Weszłam do środka i niepewnie oparłam się o framugę drzwi.  Chłopak wyczuł moją obecność i odwrócił się w moją stronę z charakterystycznym dla niego uśmiechem na twarzy.

- Ładnie ci w mokrych włosach -

- James, co się wydarzyło wczoraj wieczorem?  - zignorował jego zaczepkę.

Chłopak spoważniał i odłożył jedzenie na blat. Spojrzał na mnie niepewnie.

- Naprawdę nic nie pamiętasz? -

- Mówiłam ci, że nie. Wiesz jakie to dobijające? – wydałam z siebie  zirytowane prychnięcie – wychodziliśmy wczoraj na zewnątrz? – spytałam chcąc wykluczyć prawdziwość mojego snu.

- Nie – odpowiedział zdziwiony.

- Więc powiedz mi co się stało, bo kompletnie nic nie pamiętam! – krzyknęłam bezsilnie.

- Spokojnie, ja.. po prostu nie teraz, to raczej nie jest odpowiedni moment. -

- James, błagam cię – zbliżyłam się do chłopaka ze zdeterminowaniem na twarzy.

- Nawet nie wiesz jak bardzo chcę ci powiedzieć, tylko nie mam pojęcia jak – James również zrobił krok w moją stronę.

W jednej chwili coś pękło i zrozumiałam o co chodzi. Powoli docierało do mnie, co się stało. Widziałam to w jego oczach. Niebieskie tęczówki wyglądały dokładnie tak samo jak w moim śnie. Jego oddech przyspieszał w identyczny sposób, a serce biło tym samym rytmem.

- Więc mi pokaż – wyszeptałam, zapatrzona w niego. Był moim 8 cudem świata.

- Nie wiem, jak mogłaś to zapomnieć – przejechał delikatnie kciukiem po moim policzku i zatrzymał go na dolnej  wardze.

Zmrużył oczy w ten sam  sposób, a ja ponownie poszłam w jego ślady. Gdy nasze usta się spotkały, poczułam dejavu, tyle że wszystko przyszło z jeszcze większą mocą. Ciepło otuliło całe moje ciało, a motylki w brzuchu zatrzepotały jeszcze szybciej. Przyciągnął mnie do siebie, nasze ciała stykały się każdym centymetrem, tworzyły jedność. Kropelki wody z mokrych włosów spływały po moich gorących policzkach ochładzając je.

- Przyrzekam, że już nigdy nie zapomnę – wyszeptałam, na co James tylko się uśmiechnął.

Musnął wargami kącik moich ust i odsunął się zakładając kosmyk moich włosów za ucho.

Mój oddech powoli zwalniał, ale uśmiech nie miał zamiaru opuścić mojej twarzy. W tamtym momencie byłam chyba najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie zdążyłam wybadać z twarzy James’a co on czuję, ponieważ do kuchni wkroczył Connor.

- Rozumiem, miłość i te sprawy, ale gdzie moje śniadanie?! –

Wywróciłam oczami na jego głupawą uwagę, a James wskazał dłonią leżącą na blacie pizzę.

- Muszę zadzwonić –wypaliłam nagle, przypominając sobie o Marcie. Już dawno powinnam być w domu.

- O nie, nigdzie nie idziesz – zagrodził mi drogę James.

- Uwierz mi, nie chcę, ale będą się martwić. Nie wróciłam na noc do domu. -

- Spokojnie. Wysłałem im smsa w twoim imieniu. -

- Co zrobiłeś? – spojrzałam na niego zszokowana, czy on to wszystko zaplanował?

- To nie zmienia faktu, że powinnam wracać… -

- Oj zmienia, bo dzisiaj mam dla ciebie inne plany – uśmiechnął się tajemniczo.

Obdarzyłam go badawczym spojrzeniem.

- Chyba będę musiała odmówić… - udałam zrezygnowany ton, ciekawa jego rekacji.

- To nie ma znaczenia – kolejny chytry uśmieszek – zawsze mogę cie porwać – krzyknął i z łatwością przerzucił mnie przez ramię wywołując u mnie śmiech. Zupełnie jakbym była trzyletnim dzieckiem.

- Postaw mnie! – zażądałam, choć wiedziałam, że mnie nie posłucha.

Gdy wynosił mnie z mieszkania, zdążyłam jedynie chwycić leżącą w przedpokoju torebkę. Czułam się dość dziwnie, kiedy mijaliśmy jego sąsiadów obdarzających nas krytycznymi spojrzeniami. Na szczęście gdy dotarliśmy do jego samochodu, szybko postawił mnie na ziemi.

- Jesteś nieprzewidywalny – uśmiechnęłam się szeroko. Ktoś mówił, że sny się nie spełniają? Cóż.. chyba nie miał racji, ponieważ ja właśnie osiągam szczyt szczęścia, zupełnie jakbym śniła.

- To jeszcze nie wszystko – James również uniósł kąciki ust do góry. Zauważyłam, że w swoim towarzystwie często się uśmiechamy.

- Wsiadaj, zabieram cię w miejsce niespodziankę – otworzył mi drzwi.

- Rozumiem, że nie powiesz mi gdzie jedziemy, dopóki tam nie dotrzemy –westchnęłam.

- Inaczej nie nazywałoby się to niespodzianką – spojrzał na mnie z przepraszającym wyrazem twarzy.

                                ~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rozdział dedykuję wszystkim anonimowym komentatorom, dzięki którym na mojej twarzy pojawia się wielki uśmiech i obserwatorom! Mam nadzieję, że niedługo będzie was więcej niż 3 ;) Dziękuję każdemu kto wchodzi i czyta, bo dzięki Wam nie muszę pisać "do szuflady".
Nowy rozdział już niedługo xx