piątek, 22 sierpnia 2014

~ Rozdział 24 ~ "- Kurwa – przeklął – skończmy te głupie gierki"



UWAGA, Może wystąpić coś, co przypomina scenę +18.
 
Czerwona czcionka jest, więc jest swag XD Nie wiem, co teraz się oznacza "+18", więc nie liczcie na jakiś szał, bo nigdy nie pisałam tego typu rzeczy.
 
I ostrzegam, że jest trochę skakania po punktach widzenia. Chciałam, żeby było dynamicznie, więc raz jest z perspektywy Jamesa, a raz Evelyn.


JAMES' POV
W mieszkaniu panowała głucha cisza, przerywana jedynie szmerem samochodów zza okna i stukotem deszczu. Skończyłem właśnie sprzątanie syfu, który chłopaki zostawili przed wyjściem i opadłem na sofę wykończony.

Spojrzałem na zegarek. Dochodziła 8 wieczorem. Na zewnątrz robiło się ciemno, jednak blask licznych latarni sprawiał, że na ulicy było jasno jak podczas dnia.

Podszedłem do okna wychodzącego na chodnik i skupiłem swoja uwagę na panującym ruchu. Ludzie pospiesznie mknęli ukryci pod swoimi parasolami, każdy w swoim kierunku, każdy z własnymi planami na ten wieczór. Niesamowite ile historii, przeżyć, dramatów kryło się za tymi z pozoru zwykłymi postaciami.

Zastanawialiście się kiedyś idąc ulicą, nad ludźmi, którzy was mijają? Nad życiem jakie prowadzą? Pewnie mają problemy przypominające wasze, mieszkanie w tej samej dzielnicy, podobna pracę… Przez to zaczynamy się zastanawiać: Co czyni nas wyjątkowymi?

Otóż nic. To nam wydaje się, że jesteśmy ważniejsi od ludzi, których mijamy na ulicy, jednak prawdą jest, że wszyscy jesteśmy tyle samo warci. Żadne życie nie jest cenniejsze. Możemy je jedynie takim uczynić we własnym mniemaniu, ale Bóg traktuje nas równo, nie ma ulubieńców.

Oczywiście, jeśli istnieje…

Moja oczy przeczesywały ulicę w poszukiwaniu jednej osoby – brunetki, którą rozpoznałbym zawsze i wszędzie.

Nagle pośród dziesiątek nijakich postaci spostrzegłem jej ciemną czuprynę. Ubrana w cienką skórzaną kurtkę dreptała chodnikiem ze spuszczoną głową.

Pogoda ją zaskoczyła, co było dość dziwne. Po kilku tygodniach w Anglii powinna spodziewać się nagłych zmian meteorologicznych. Najpierw słońce, a zaraz potem deszcz – taki urok naszego kraju.

Dziewczyna przebiegła szybko ulicę i schowała się pod dachem budynku, w którym mieszkam. Straciłem ją z oczu, jednak mogłem przysiąc, że jest zmarznięta i przemoknięta.

Pokręciłem głową z dezaprobatą dla jej nierozwagi i gdy odezwał się dzwonek, udałem się do przedpokoju.

Stała w drzwiach wyglądając jak siedem nieszczęść, których nie stać na parasol. Najważniejsze jednak, że było to moje najpiękniejsze i najcudowniejsze siedem nieszczęść na świecie.  Nawet w przemokniętym stanie sprawiała, że humor od razu mi się poprawiał, a uśmiech sam malował na twarzy.

Wpuściłem ją do środka, śmiejąc się z niej i drażniąc dla zabawy. Kochałem, gdy się złościła. Miała wtedy taki słodki wyraz twarzy i uroczą zmarszczę na czole, która znikała po kilku sekundach, gdy już przestawała udawać, że się na mnie obraziła.

Zaprowadziłem ją do łazienki i zaproponowałem aby wzięła ciepły prysznic, a ja dam jej jakieś rzeczy na przebranie. 


 EVELYN'S POV
James idealnie wyczuł czego potrzebowałam. Przez tą głupia pogodę znowu zmokłam i zmarzłam na kość, jednak ciepły prysznic wszystko naprawił. Gdy wyszłam z łazienki ubrana w za duży t-shirt należący do McVeya, czułam się o niebo lepiej, jednak cały czas towarzyszyło mi skrępowanie wywołane małą ilością odzieży przykrywającej moje ciało.
Odnalazłam Jamesa w kuchni. Robił mi herbatę, co było strasznie słodkie i miłe z jego strony.

- Więc… co masz ochotę robić? – zapytał opierając się o blat.

Zamarłam na chwilę, mając wrażenie, że była to aluzja do… sami wiecie czego.

- Możemy oglądnąć film, a potem zobaczymy – złożyłam neutralną propozycję.

- Jasne, to ja wybiorę coś ciekawego, a ty zrób popcorn – odpowiedział.

O nie, taki układ tylko po moim trupie.

 JAMES' POV
- Chcesz mnie zagonić do kuchni jak typową stereotypową kobietę? O nie panie McVey, ja wybiorę film, a ty zrobisz popcorn – uśmiechnęła się triumfalnie i wyszła wyrywając mi z rąk herbatę.

Nie mogłem nic poradzić i również się uśmiechnąłem. Nie wiem, dlaczego ta dziewczyna tak na mnie działała, ale gdy tylko była w pobliżu, czułem się szczęśliwy, a motylki w moim brzuchu szalały.

Tak, jestem facetem, ale co z tego? My też mamy prawa do uczuć.

Nie będę jednak ukrywał, że podniecenie, które opanowywało mnie przy Evelyn nie było wywoływane tylko jej pozytywną energią i urokiem.

Była seksowna i nic nie mogłem na to poradzić. Przeklinałem każdy dzień, kiedy odwiedzała mnie mając na sobie czarne, obcisłe legginsy, a ja mogłem jedynie patrzeć z daleka.

Zaprosiłem ją dzisiaj z zamiarem zmiany stanu rzeczy, ale nie chciałem też jej ponaglać. Pamiętam niepewność w jej oczach, gdy powiedziałem, że będziemy sami. Wahała się, to było jasne. Nie chciałem jej do niczego zmuszać, ale czasami już nie wytrzymywałem. Przebywanie przy niej i niemoc poznania jej w „inny sposób” były prawdziwą torturą.
Wierzyłem, że, gdy będzie gotowa da mi znak i błagałem, aby nastąpiło to jak najszybciej.

EVELYN'S POV

- Akurat leci w telewizji taki fajny horror, który już od dawna chciałam obejrzeć – oznajmiłam, gdy James przekroczył próg sypialni.

Chłopak przytaknął na znak zgody i usiadł obok mnie, kładąc popcorn na łóżku.

- Jak się nazywa ten film? -

- Kronika opętania.

Ułożyliśmy się wygodnie opierając tułowie o nagłówek łóżka i rozpoczęliśmy seans. Lubiłam horrory i modliłam się, aby ten nieokazał się kolejnym niewypałem, jednak już sam początek wywołał u mnie wybuch rozbawienia.

- Ten demon ze skrzynki – próbowałam opanować śmiech – on gada po polsku.

- Co? – zdziwił się James – co mówi?

- „Zjem twoje serce” a reszty nie mogę zrozumieć przez ten beznadziejny akcent – mruknęłam rozbawiona fatalną wymową osoby podkładającej głos demonowi.

Dalszy seans minął nam w ciszy przerywanej jedynie przez moje napady śmiechu, gdy odzywał się śmieszny polski głos. „Pozwól mi zamieszkać w ciebie”. Naprawdę nie wiem, kto układał te dialogi.

Z drugiej strony zabawnie było usłyszeć a amerykańskim filmie język polski i do tego z ust demona. Jak się okazało pod koniec, skrzynka z potworem pochodziła z Polski z czasów holokaustu i było to niby oparte na faktach, jednak średnio w to wierzyłam.

JAMES' POV


- Próbowałaś mnie przekonać, że Polska to kraj cywilizowany, a tymczasem macie tam jakieś magiczne skrzyneczki z demonami… - postanowiłem się trochę podroczyć z Evelyn

- Chyba że to była aluzja, że wy Polacy macie charakter jak demony – udałem, że się zastanawiam.

Dziewczyna spojrzała na mnie wkurzona i po chwili oberwałem poduszką po twarzy. Na jednym razie się nie skończyło. Evelyn chciała widocznie powtórzyć naszą ostatnią bitwę, jednak miałem lepszy pomysł.

Wyrwałem jej broń z ręki, dając znak, że teraz moja kolej na odwet. Ciemnowłosa chwyciła jednak kolejną poduszkę i atakowała dalej, więc zdecydowałem się na bardziej drastyczne środki i zacząłem ją łaskotać. Efekt był natychmiastowy, dziewczyna zwijała się ze śmiechu na łóżku. Gdy nie mogła już złapać oddechu, postanowiłem wykorzystać okazję i uziemiłem ją opierając ręce z obu stron jej głowy i w ten sposób górując nad nią.

- Nigdy więcej nie próbuj zniszczyć mojej fryzury – zażartowałem, gdy uspokoiła oddech.
W odpowiedzi Evelyn uśmiechnęła się do mnie przepraszająco, myśląc, że to ją uwolni.

- O nie tak, łatwo się nie wymigasz – zmierzyłem ją wzrokiem.

Moje oczy zatrzymały się w miejscu, które powinno być zakryte przez koszulkę, jednak podczas bitwy, ta zapewne podwinęła się, ukazując czarną, koronkową bieliznę dziewczyny.

Jezu, dlaczego ona mi to robiła? Wziąłem głęboki wdech, aby uspokoić szalejące hormony i opanować swoje emocje. Musiałem odwrócić swoją uwagę od tego jakże kuszącego skrawka jej pięknego ciała, więc zbliżyłem się do niej i złączyłem nasze usta w pocałunku.
Evelyn z początku zaskoczona, szybko poddała się moim zamiarom. Rozchyliła usta, dając mi znak i już po chwili nasze języki połączone były w namiętnym tańcu.

Byliśmy tak blisko siebie, że czułem przyspieszone bicie jej serca i ciepło jej rozgrzanego emocjami ciała. Dziewczyna przeczesała palcami moje włosy i tak będące w nieładzie, a ja w odpowiedzi położyłem dłoń na jej odsłoniętej talii.

Evelyn drgnęła delikatnie z przyjemności, a ja uśmiechnąłem się w duchu, ciesząc się, że działam na nią, choć w połowie, tak jak ona na mnie.

Przerwałem pocałunek abyśmy oboje mogli odpocząć i zacząłem obdarowywać jej szyję delikatnymi całusami. Dziewczyna jęknęła cicho, sprawiając, że moje bokserki stały się jeszcze ciaśniejsze.

Nie chciałem, żeby to wyczuła, więc podniosłem się wyżej, podtrzymując ciężar ciała na łokciu. Musiałem być ostrożny, nie mogłem jej wystraszyć, pragnąłem, aby mi zaufała. Niestety moją dolną podświadomość ciągnęło tylko do jednego i trudno było mi nad tym zapanować.

Pocałowałem Evelyn ponownie w usta, a szaleństwo, które wybuchło tym razem, było jeszcze większe. Oboje zatraciliśmy się w tej chwili, jakby była jedyną i ostatnią w naszym życiu. Jeździłem lewą ręką po jej talii w górę i w dół, a ona błądziła dłonią w moich włosach, równocześnie przyciągając mnie jeszcze bliżej. 

W końcu nie wytrzymałem i poddałem się dziewczynie, zwalniając ciężar opierający się na łokciu i przylegając do niej całym ciałem. Zesztywniała na chwilę czując twardość w moich bokserkach. Nie przerwała jednak pocałunku. Po chwili ponownie się rozluźniła i tym razem to ona poszła o krok dalej. Wsunęła dłonie pod moją koszulkę i zaczęła błądzić nimi po moim brzuchu, klatce piersiowej i plecach. Jej dotyk palił moją skórę, pozostawiając po sobie ślady rozkosznej przyjemności.

Nikt nigdy tak na mnie nie działał, nie aż tak!

- Evelyn – wychrypiałem lekko zdyszany, odsuwając się delikatnie od dziewczyny – doprowadzasz mnie do szaleństwa – szepnąłem jej do ucha.


EVELYN'S POV

 
Nie wierzyłam w to, co ma miejsce. Właśnie działo się wszystko, czego wzbraniałam się przed przyjściem tutaj, a co gorsza, to było niesamowite. James rozpalił moje zmysły, sprawił, że poczułam coś, czego nigdy wcześniej nie zaznałam.

Nie potrafiłam opisać przemian, jakie dokonały się we mnie w ciągu ostatnich  minut. Wszelkie zahamowania zniknęły, a razem z nimi obawy. Im więcej Jamesa zaznawałam, tym więcej pragnęłam. Spojrzałam na jego sylwetkę oświetlaną przez blade światło lampki nocnej. Wyglądał jak młody bóg klęcząc nade mną okrakiem i patrząc mi głęboko w oczy wzrokiem pełnym pożądania. Ciemny iskierki błądziły w jego niebieskich tęczówkach, dodając im powagi.


Chłopak chwycił dolną krawędź swojej koszulki, jednym ruchem zdjął ją i rzucił na ziemię.


Zlustrowałam jego tors, a na moich policzkach natychmiast pojawiły się wypieki. Był taki idealny!


James przyłapał mnie na rozkoszowaniu się widokiem i uśmiechnął się łobuzersko, po czym nachylił się i musnął moje usta swoimi. Tym razem pocałunek trwał zdecydowanie za krótko, więc jęknęłam niezadowolona.


Chłopak zignorował to i przeniósł twarz w dół mojego ciała. Po chwili poczułam jego delikatne usta na moim brzuchu. Zmrużyłam oczy rozkoszując się uczuciem, jakie pozostawiał dotyk McVeya. Miejscami przygryzał lub ssał wrażliwsze miejsca mojej skóry, zbliżając się ustami w dół.


Koszulka podwinęła się na tyle, że zakrywała już jedynie stanik. James zwinnym ruchem podniósł ją jeszcze wyżej, odsłaniając mój czarny biustonosz. Nie przerwał przy tym składania delikatnych pocałunków, które doprowadzały mnie do szaleństwa. Drażnił się ze mną dochodząc ustami do linii moich koronkowych fig, poczym znowu oddalał się w górę.


Dziwne, przyjemne uczucie w podbrzuszu wzmagało się z sekundy na sekundę. To nie były motylki, to było rosnące we mnie pożądanie i podniecenie.


Nie wytrzymując złośliwej gierki, ściągnęłam koszulkę, dając Jamesowi znak, że może posunąć się dalej.


Chłopak spojrzał na mnie lekko zdziwiony nagłą śmiałością.


- Zapomniałaś o czymś – przejechał palcami po moim staniku, sprawiając, że moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.


- Kocham się z tobą drażnić – szepnął, podnosząc się.


Nachylił się, aby zając się moim stanikiem i niby przypadkiem przejechał swoją męskością po mojej dolnej bieliźnie. Poczułam delikatny skurcz w podbrzuszu i nieświadomie uniosłam biodra w górę, gdy się oddalił. Szybko się opamiętałam i wróciłam do poprzedniej pozycji, gdyż nie chciałam dawać mu satysfakcji. Chłopak zdążył jednak spostrzec moją reakcję i uśmiechnął się triumfalnie, w tym samym momencie rozpinając mój stanik. Po chwili dołączył on do reszty ubrań na podłodze.


James zmierzył mnie wzorkiem i uniósł kącik ust w górę.


- Nawet nie wiesz, ile na to czekałem – o dziwo nie czułam się skrępowana przez  jego lustrujące spojrzenie. Byłam nadzwyczaj pewna siebie, zapewne przez to, że widziałam, jak moje ciało działa na Jamesa, ale też przez to, co on robił z moim zdrowym rozsądkiem.

- Ciesz się widokiem póki możesz – wymruczałam przygryzając dolną wargę.


Miałam dość leżenia, więc podniosłam się do pozycji siedzącej, aby być na równi z chłopakiem. On obserwował bacznie moje poczynania, aż zrozumiał jakie mam zamiary.

Zarzuciłam mu ręce na szyję, automatycznie zmniejszając dystans między naszymi ciałami, a on objął mnie w pasie, przyciągając jeszcze bliżej.

Moje piersi stykały się z jego torsem, wywołując nowe, nieznane uczucie, będące nadzwyczaj przyjemne. Oplotłam go nogami, tak, że nasze okolice intymne wyraźnie się stykały, a jedyna rzecz jaka nas dzieliła to jego bokserki i moje majtki.


Opętana przyjemnością, przygryzłam wargę jeszcze mocniej i zmrużyłam oczy.


- Przestań przygryzać wargę, bo zaraz ja to zrobię – powiedział James, całując mnie w frustracji.  


- Tekst skradziony z 50 Twarzy Greya, jakże nieoryginalnie, PANIE McVey – pokiwałam głową, odsuwając się od niego, po czym oblizałam wargę, doprowadzając go do jeszcze większego szaleństwa.


- Kurwa – przeklął – skończmy te głupie gierki – mruknął wyraźnie zniecierpliwiony i szybkim ruchem znowu położył mnie na łóżku. Nie protestowałam zaślepiona przyjemnością i intensywnością doznań, jakie fundował mi James. Chciałam więcej, ufałam mu.


Chłopak chwycił za krawędź moich majtek z zamiarem zsunięcia ich w dół i zapewne by to zrobił.


Gdyby nie światło.


Które nagle zgasło w najmniej odpowiednim momencie na świecie pogrążając nas w ciemności.
 


~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Coś jest. Nie wiem czy się Wam spodoba, ale tak jak mówię, doświadczenia w tych sprawach nie mam ani w pisaniu, ani w praktyce xd

I proszę Was, jeśli przeczytaliście, to skomentujcie nawet głupim ":)" bo smutno mi się robi, gdy widzę, że kiedyś było po 20-30 komentarzy a teraz ledwo jest 14 :/ 


Jeśli ktoś chce być informowany o nowych, to dajcie znać w komentarzu gdzie (ask, twitter, mail, gg) i na pewno powiadomię Was o kolejnej notce :D

piątek, 15 sierpnia 2014

~ Rozdział 23 ~ "Fani cię pokochają "



Elyar zmrużył oczy i przybliżył się do mnie, tak, że nasze twarze dzieliły milimetry. Jego ręka na mojej tali sprawiała, że motylki w moim brzuchu wirowały, a jego dotyk rozpalał moją skórę. Wojna w moim umyśle wydawała się być przesądzona. Pożądanie, bo nic więcej do blondyna nie czułam, zdawało się wygrywać, gdy nasz usta już prawie się stykały. Jednak nagle przed oczami przebiegł mi obraz Jamesa, mokrego od deszczu, stojącego w salonie i przepraszającego za wszystko. Wspomnienie pociągnęło za sobą inne: nasz pierwszy pocałunek w korytarzu jego mieszkania, wizytę w parku rozrywki, spojrzenie pełne bólu, gdy zobaczył mnie na koncercie...

Przełknęłam głośno ślinę i zacisnęłam usta w szparkę.  Nie mogłam tego zrobić Jamesowi. Przeszliśmy tak wiele, znając się tak krótko, a ja mogłam zrujnować to jednym, głupim pocałunkiem. Odsunęłam się od blondyna, uwalniając się równocześnie z jego uścisku. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. Nie winiłam go, nie wiedział przecież nic o moim związku.


- Przepraszam cię Elyar, nie mogę… - wydukałam podnosząc się z łóżka – ja… mam chłopaka.


Blondy zrobił minę jakbym wbiła mu między krocze siekierę.


- Ja.. nie wiedziałem – wydukał zaskoczony.


- Wiem, dlatego to moja wina – przejechałam nerwowo ręką po twarzy – po prostu zapomnij o tym, co się stało – mruknęłam, równocześnie wychodząc z pokoju.


Gdy tylko znalazłam się w mojej sypialni, oparłam się o ścianę i schowałam twarz w dłoniach. Za dużo myśli kumulowało się w mojej głowie. Zbyt wiele wydarzeń z ostatnich dni nie znalazło nigdzie ujścia. Nie miałam z kim porozmawiać, brakowało mi osoby, która spojrzy na to wszystko z innej perspektywy i da mi neutralne rady.


Pomyślałam o mojej siostrze, jednak natychmiast odrzuciłam ją z grona kandydatów. Nie potrafiłaby obejść się bez oceniania mnie oraz dawania życiowych rad i kazań, bo przecież ona tak wiele przeżyła i tak dużo wie o świecie!


Kolejną osobą na mojej liście doradców duchowych była Margaret, a biorąc pod uwagę to, że jest już mniej więcej wtajemniczona w sytuację, wydała mi się najlepszym rozwiązaniem.


Chwyciłam telefon i napisałam do dziewczyny smsa o treści „Muszę z tobą porozmawiać”. W ciągu następnych 30 sekund otrzymałam odpowiedź mówiącą, abym do niej wpadła TERAZ i nie przejmowała się późną porą, bo mogę u niej przenocować.


Normalnie pewnie bym się wahała, ale naprawdę potrzebowałam czyjejś rady i czystego spojrzenia na moje aktualne położenie, więc chwyciłam torebkę i w błyskawicznym tempie opuściłam mieszkanie.

 *

- O. Mój. Boże. – wydukała podekscytowana Margaret po usłyszeniu mojej historii. – normalnie jak z jakieś fanfiction!

Wzięłam łyk gorącej czekolady, którą przygotowała mi dziewczyna i spojrzałam na brunetkę z konsternacją.


- Nie wierzę, że znasz The Vamps, ba, że chodzisz z jednym z nich! – klasnęła w dłonie w euforii.


Postanowiłam się nie odzywać i przeczekać fazę fangirlingu, by w końcu dostać cenne rady.


- No ale do rzeczy… - brunetka poprawiła swoje włosy, jakby chcąc dać znać, że już się opanowała.


- Ich manager ma rację, nie powinniście się ujawniać… Gdybym ja, najzagorzalsza Bradgirl na świecie, dowiedziała się, że Simpson ma dziewczynę, to wolisz nie wiedzieć co bym zrobiła…


- Masz rację, wolę nie wiedzieć.


Margaret uśmiechnęła się przepraszająco w odpowiedzi.



- Ale to nie znaczy, że mu na tobie nie zależy. Chce cię chronić, czyli się o ciebie troszczy. Cud, nie chłopak! Myślę, że powinnaś się go trzymać, bo macie podstawy na naprawdę silny związek. Nie wiem jak dokonałaś tego w kilka tygodni, ale z twoich opowieści wnioskuję, że McVey za tobą szaleje.


Uśmiechnęłam się blado, ściskając w obu dłoniach kubek czekolady. Przed oczami cały czas miałam mój prawie-pocałunek z Elyarem.


- A tym blond współlokatorem się nie przejmuj – Margeret czytała mi w myślach – dałaś mu jasno do zrozumienia, że jesteś zajęta, a on był tylko chwilą słabości. Odsunęłaś się, czyli zależy ci na Jamesie i waszej relacji, naprawdę nie masz się czym martwić. – przyjaciółka poklepała mnie po ramieniu.


- Dzięki Margeret -  posłałam jej ciepły uśmiech – Powinnaś zostać psychoanalitykiem.


Moja uwaga rozbawiła dziewczynę, która machnęła skromnie ręką, mówiąc, abym nie przesadzała.


- Jest jeszcze coś, co powinnaś wiedzieć… - dodałam, a brunetka spojrzała na mnie z zaciekawieniem. – Teoretycznie nie powinnam ci tego mówić, ale zważając na to jak mi pomogłaś i na to, że jesteśmy dziewczynami i powinnyśmy się nawzajem wspierać…


- Do rzeczy – ponagliła mnie Margaret.


- Bradley na ciebie leci – wyrzuciłam z siebie.

Małe iskierki zamigotały w oczach dziewczyny, a jej twarz ogarnął promienny uśmiech, który jednak szybko stłumiła.


- Nie to nie możliwe. – pokiwała głową z niedowierzaniem.


- A zastanów się, czy powiedziałabym ci, gdyby to nie było prawda? – uniosłam brew do góry.


Brunetka podniosła na mnie wzrok i wpatrywała się we mnie przez dłuższą chwilę. Po chwili spojrzała na swoje dłonie i z powrotem przed siebie, ale z innym wyrazem twarzy. Wtedy zrozumiałam, że dotarło do niej znaczenie moich słów.


- Cholera jasna! Bradley Will Simpson na mnie leci.  – krzyknęła, a jej ręce momentalnie zaczęły się trząść.


O tak, to był poważny napad fangirlingu. Rozbawiona reakcją Margaret, przytuliłam ją mocno, aż się nie uspokoiła. Zgaduję, że była w tym momencie najszczęśliwszą fanką na ziemi. 

 *

- Duża latte i czekoladowy croissant, stolik numer 3 – krzyknęła do mnie Margaret, przemieszczając się zwinnie między krzesłami.
- Dzięki – odpowiedziałam jej, wdzięczna, za chwilowe zastąpienie mnie. Potrzebowałam kilku minut przerwy, aby napisać konspiracyjnego smsa do Jamesa.


Co powiesz na kawę w Collins Bar? :) Ps. Weź ze sobą Brada ;)


Postanowiłam ożywić trochę dzień Margaret. Wczoraj po długich dyskusjach poszłyśmy spać o 3 nad ranem i żadna z nas nie była dziś specjalnie wyspana, więc mam nadzieję, że Bradley zamawiający w naszej kawiarni rozbudzi trochę brunetkę.

Szybko dostałam od McVeya odpowiedź:


Ktoś tu się bawi w swatkę :) będziemy za godzinę xx


 Zadowolona z siebie schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam w kierunku stolika numer 3, aby dostarczyć zamówienie.


Wir pracy pochłonął mnie do tego stopnia, że nawet nie zauważyłam, gdy drzwi kawiarni otworzyły się i stanęli w nich James razem w Bradem. Robiłam właśnie podwójną Frappe, gdy chłopcy podeszli do baru. Podniosłam głowę z zamiarem zapytania co podać, kiedy rozpoznałam ich twarze.


- Cześć – przywitałam się z nimi.


Bradley odpowiedział uśmiechem, natomiast James przyciągnął mnie do siebie przez ladę i czule pocałował. Byłam trochę zaskoczona, bo nigdy wcześniej tego nie robił, jednak muszę przyznać, że spodobał mi się ten gest.


- Nie masz za chwilę przerwy? – zapytał nagle McVey.


Spojrzałam na wiszący na ścianie zegar i przytaknęłam.


- Rzeczywiście.. pójdę powiedzieć Margaret, że wychodzę.


Na dźwięk imienia brunetki, Simpson jakby się otrząsnął i rozglądnął dookoła. Posłałam Jamesowi porozumiewawczy uśmiech i ruszyłam na zaplecze.


- Idę na przerwę – poinformowałam Margaret, szperającą wśród zapasów przypraw i zaciekle czegoś szukającą.


- Okej – mruknęła nieobecnie, pogrążona w poszukiwaniach.


- A i przy barze czeka klient, mogłabyś go obsłużyć?


- Jasne. – odpowiedziała, dumnie wyciągając z szafki torebkę brązowego proszku.


Chwyciłam moją kurtkę oraz torebkę i ruszyłam w stronę wyjścia z zaplecza. Zaraz za mną usłyszałam kroki Margaret. Dziewczyna zatrzymała się jednak, gdy tylko zobaczyła Simpsona. Odwróciłam się, aby dodać jej otuchy, ale nie patrzyła na mnie. Wzrok miała utkwiony w Bradleyu, jej usta rozchyliły się nieświadomie z zaskoczenia, a torebka z przyprawą upadła na podłogę. Wizyta Brada była rzeczą, której na pewno się nie spodziewała.


Simpson wyglądał na równie zaskoczonego. James zapewne nie wspomniał mu, że pracuję tam, gdzie Margaret.


- My z Evelyn idziemy coś zjeść, zadzwonię do ciebie później – McVey poklepał kolegę po ramieniu i schował ręce w kieszeniach swojej skórzanej kurtki.


- Taa spoko – mruknął nieobecnie Bradley, aby zaraz potem się opanować i ponownie przyjąć postawę flirciarza.


- Co-o podać? – wyjąkała Margaret będąca w ciągłym szoku.


- A co polecasz, słońce? - mrugnął do niej, równocześnie opierając się o krawędź baru, a ja przysięgam, że widziałam jak pod Margaret uginają się kolana.


Oboje z Jamesem stwierdziliśmy, że lepiej będzie zostawić tą dwójkę samą. Chłopak objął mnie ramieniem i wyszliśmy na zewnątrz w poszukiwaniu miejsca, gdzie można coś zjeść.

Nie mając lepszego pomysłu, znowu wylądowaliśmy w KFC po drugiej stronie ulicy. Gdy przechodziliśmy przez jezdnię, James chwycił mnie za rękę, jednak odruchowo uwolniłam się z jego uścisku.


- Ludzie zobaczą- wyjaśniłam, przypominając sobie, że oficjalnie jesteśmy tylko przyjaciółmi.


Chłopak westchnął ze zrezygnowaniem i dalszą drogę pokonaliśmy w milczeniu.


Po trudnych poszukiwaniach, w końcu zajęliśmy wolny stolik, ja z moją sałatką, a James z jakimiś dziwnie przyrządzonymi skrzydełkami z kurczaka.


- Skoczę do łazienki – mruknęłam odwieszając kurtkę na krzesło i ruszyłam w stronę toalety.


Po załatwieniu swojej potrzeby umyłam ręce i zaczęłam poprawiać swoje włosy przed lustrem. Kątem oka spostrzegłam, że stojąca obok dziewczyna nieustannie się we mnie wpatruje, jakby zobaczyła ducha. Czując lekkie zakłopotanie, chwyciłam torebkę i ruszyłam w stronę wyjścia z łazienki, jednak nieznajoma podążyła za mną.


- Prze-epraszam – wyjąkała, gdy wyszłyśmy za drzwi. Odwróciłam się w jej stronę i uśmiechnęłam pytająco.


– Czy mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?


Spojrzałam zdziwiona na dziewczynę.


- Ze mną? – rozejrzałam się dookoła, jakby szukając innego potencjalnego odbiorcy tej prośby.


- No tak.. – nieznajoma wyglądała na dość nieśmiałą – to ty jesteś Evelyn, znajoma chłopców z The Vamps, prawda?


Nagle mnie olśniło. Oczywiście, co innego mogłoby być powodem, dla którego obcy ludzie chcą sobie robić ze mną zdjęcia? Nie sądziłam jednak, że po ostatnim twitcamie stałam się aż taka rozpoznawalna.. Szczerze mówiąc było to odrobinę przerażające.


- Tak, to ja – uśmiechnęłam się, żeby dodać dziewczynie odwagi – przepraszam cię, po prostu nie sądziłam, że ktoś rozpozna mnie na ulicy – potrząsnęłam głowa z lekkim niedowierzaniem.


- Mam pamięć do twarzy – powiedziała ośmielona już dziewczyna, wyciągając telefon.


Zrobiła nam kilka zdjęć, na których na szczęście nie wyszłam tak źle.


- Dziękuję ci bardzo, zawsze chciałam spotkać chłopców, a zdjęcie z tobą jest tego namiastką – przytuliła mnie. Na początku byłam w małym szoku, jednak odwzajemniłam uścisk.


Słowa dziewczyny, która wyglądała na niewiele młodszą ode mnie, sprawiły, że wpadłam na pomysł, jak uszczęśliwić ją jeszcze bardziej.


- Wiesz co.. chodź ze mną. – uśmiechnęłam się do niej.


Fanka chłopców, mimo niezdecydowania na twarzy, podążyła za mną. Gdy tylko dotarłyśmy do stolika, przy którym czekał James, twarz dziewczyny rozjaśniła euforia. Zakryła usta rękami, a jej oddech przyspieszył z ekscytacji.


- O mój boże! – wydukała nie wierząc własnym oczom.


Miło było patrzeć na jej radość, a ja od razu lepiej się poczułam widząc uszczęśliwionego człowieka.

*

- Fani cię pokochają – zaśmiał się James, gdy wyszliśmy z restauracji.

- Nadal nie rozumiem dlaczego chciała zdjęcie też ze mną, ale okej  - wzruszyłam z rozbawieniem ramionami.

Wróciliśmy do baru, abym mogła zmienić Margeret, bo nadszedł jej czas na przerwę. Ciekawość zżerała mnie od środka , gdy pomyślałam, jak mają się sprawy z Simpsonem. Gdy tylko przekroczyliśmy próg drzwi wejściowych, dostrzegłam tę dwójkę flirtującą przy barze. Brunetka wyraźnie się rozluźniła i przygotowywała kawę śmiejąc się z żartu, który zapewne opowiedział przed chwilą Bradley.

- Twoja kolej na przerwę - poinformowałam radośnie koleżankę, podchodząc do baru.

Dziewczyna podskoczyła na dźwięk mojego głosu, jakby została przyłapana na złym uczynku.

- A.. tak jasne, dzięki -  uśmiechnęła się do mnie, by zaraz z powrotem skupić swoją uwagę na Bradzie.

Pokiwałam głową z rozbawieniem, kierując się na zaplecze, gdzie założyłam służbowy uniform. Gdy wróciłam za bar, Margaret i Brada już nie było. James uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo, wskazując głową na dwójkę roześmianych osób przechodzących przez ulicę. Duża, oszklona szyba zastępująca okna w Collins Bar doskonale umożliwiła mi obserwację. Oni tak słodko ze sobą wyglądali!

- Masz jakieś plany na dziś? – na ziemię z powrotem sprowadził mnie James.

- Za 2 godziny kończę i raczej nie robię nic specjalnego

- Wpadnij do mnie.. – zaproponował entuzjastycznie, jakby długo czekał na okazję - wiesz, Connor i Tris idą dziś do klubu, a Brad pewnie zajmie się Margaret więc… - chłopak zawahał się – będziemy sami, nikt nam nie będzie przeszkadzał.

W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Moment, czy James złożył mi właśnie propozycję? „Będziemy sami? Nikt nam nie będzie przeszkadzał?” Boże, człowieku, co ty chcesz robić? – pomyślałam, a w moim podbrzuszu wzrosło napięcie. Nie potrafiłam odmówić cudownym oczom McVeya wpatrującym się we mnie, więc przytaknęłam:

- Pewnie, wpadnę wieczorem – uśmiechnęłam się.

W barze nie było dużego ruchu, więc James bez skrępowania pocałował mnie na pożegnanie i wyszedł pozostawiając mnie w wirze pracy.

Nie byłam pewna, czy dobrze odczytałam propozycję McVeya, ale musze przyznać, że wypełniał mnie niepokój. Nie chodzi mi o to, że nie jestem gotowa.. to nie tak, że wyobrażałam sobie  ten pierwszy raz jako idealny, ale po prostu najzwyczajniej w świecie się boję.

Zresztą, o czym ja myślę! Jamesowi pewnie nie o to chodziło, a ja robię z igły widły. Faceci nie mają aż tak złożonych umysłów, aby ukrywać coś między wierszami. Po prostu chce ze mną spędzić trochę czasu, nic poza tym. To właśnie robią pary, oglądają razem filmy itp., prawda?

Prawda, ale oprócz tego robią też inne rzeczy – przypomniał mi złośliwy głosik w głowie, który jak zwykle uciszyłam, zajmując się pracą. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam Was za opóźnienie :/ W przyszłości postaram się dotrzymywać terminów.
Cieszę się, że jesteście aktywni na ASKU (kilk) :D
to naprawdę fajne uczucie nawiązać z Wami rozmowę i poznać Wasze opinie :)

Jak pewnie wszyscy wiedzą, dzisiaj urodziny Trisa!
Najlepszego nasz cudowny perkusisto ^^


Dzisiaj urodziny ma też jedna z czytelniczek. Wszystkiego naj naj naj Sony98 :D żyj nam 100 lat i dziękuję za to, że jesteś i czytasz moje opowiadanie :)

Dziękuję też wszystkim innym, bo bez Was ten blog nie miałby sensu bytu :>

Także do napisania, trzymajcie się wszyscy ciepło! xx


Ps. Wyniki ankiety wszyscy widzą :D Wygrała nazwa JALYN <3

sobota, 9 sierpnia 2014

~ Rozdział 22 ~ "- Załóż koszulkę to pogadamy. - A nie lepiej, żebyś ty ściągnęła swoją?"



Cały świat się zatrzymał. Słyszałam jedynie bicie mojego serca i nierówny, zdenerwowany oddech. Adrenalina krążyła w moich żyłach, a ja zastanawiałam się co robić, będąc wystawioną sępom na pożarcie. Każda fanka przed monitorem zadawała sobie teraz pytanie „co to za dziewczyna”, a ja nie miałam pojęcia jak zareagować. Simpson też nie wykazywał zbytniej inwencji twórczej w rozwiązaniu problemu, bo stał jak idiota i od kilku minut kamerował podłogę.

Dałam mu migowy znak, żeby coś zrobił, ale on jedynie poruszył ustami w niemym „ale co?”. Kazałam mu podnieść kamerę i improwizować, bo nagrywanie dywanu było jeszcze bardziej podejrzane, niż obca dziewczyna w sypialni jednego z członków The Vamps. Simpson skierował więc obiektyw na swoją twarz i już miał coś powiedzieć, gdy za nim w korytarzu pojawił się James:

- Brad, wyzwanie goto… - chłopak urwał w połowie zdania, patrząc ze zdezorientowaniem to na mnie, to na kolegę z zespołu.

Posłałam blondynowi błagalne spojrzenie, szepcząc „zrób coś”. McVey chyba szybko połapał się w sytuacji i postanowił jakoś ją ratować, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.
- Więc poznaliście już Evelyn, naszą nową przyjaciółkę – James wypchnął Brada z kadru i przejął kamerę. – Jest trochę nieśmiała, więc wybaczcie jej reakcję, ale myślę, że możemy ją wam przedstawić. Wróćmy może do salonu -  chłopak odwrócił kamerę tak, że nagrywała drogę przed nim i rzucił nam wymowne spojrzenia.

- Tak, jasne – wyjąkałam drżącym głosem. Starłam się opanować, jednak wciąż brzmiałam jak rozchwiane emocjonalnie dziecko.

Czułam się jak w jakimś dziwnym transie i nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się na sofie w pokoju dziennym. Czekali tam Tris, Con i Joe, nieco zdziwieni zaistniałą sytuacją.


- Co z naszym wyzwaniem? – Connor udał zaniepokojony ton.


- Zrobimy je, ale wystąpiły pewne okoliczności hamujące… - James odstawił kamerę na statyw – więc tak, kochani, to jest Evelyn – usiadł obok mnie i poklepał po ramieniu w celu dodania mi otuchy.


Sterczałam tam jak kołek, wpatrując się przerażonym wzrokiem w obiektyw i nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Brakowało mi odwagi, aby się odezwać i powiedzieć głupie „cześć”.


- Dajcie mi chwilkę – bąknęłam i poderwałam się z kanapy. Pobiegłam szybko do kuchni, a zaraz za mną wyszedł Joe, zapewne w celu uzyskania wyjaśnień.


- Możesz mi powiedzieć, co to wszystko ma znaczyć? – zapytał nie ze zdenerwowaniem, a z konsternacją w głosie.


- Brad wszedł z kamerą do pokoju, w którym byłam. Nie spodziewał się mnie tam zastać i tak jakoś wyszło…


Mężczyzna westchnął z przejęciem, zmrużył oczy i odchylił głowę do tyłu, myśląc nad planem ratunkowym.


- Musisz tam wrócić i być miła, otwarta. Uśmiechaj się, spraw, żeby cię polubili. – Joe zaczął rzucać wskazówkami, jednak ja nie chciałam go nawet słuchać.


- Żartujesz sobie? Nie wrócę tam. Boję się nawet przywitać, a co dopiero mówić coś więcej – przerwałam mu.


- Więc lepiej szybko zbierz się w sobie, bo nie będziesz tu siedzieć wiecznie. Namieszaliście, więc teraz trzeba to wyjaśnić.


Oparłam się ze zrezygnowaniem o jeden z blatów. Miał racje. Nie mogłam się tu ukrywać. Milczenie w obliczu zaistniałej sytuacji było najgorszym rozwiązaniem. Musiałam przezwyciężyć strach, wrócić do salonu i, tak jak powiedział Joe, sprawić, żeby fani chłopców mnie polubili albo chociaż przestali nienawidzić.


Myślałam intensywnie nad tym, co może dodać mi odwagi i wpadłam na pomysł, który może i był głupi, ale skuteczny.


- Joe… 


- Hmm?


- Macie tu wódkę?


- Evelyn – mężczyzna westchnął z rezygnacją.


- Daj mi wódkę. – powiedziałam stanowczo


- Nie ma mowy.


- Nie upiję się przecież.


Joe zawahał się, przez chwile rozważając wszystkie za i przeciw, aż w końcu podszedł do jednej z dolnych szafek, na co uśmiechnęłam się triumfalnie.


- Tylko jeden kieliszek. – postawił przede mną butelkę przeźroczystej cieczy i skierował się w stronę salonu – za minutę cię tam widzę.


- Tak jest szefie. – mruknęłam, a już po chwili ciepły smak rozszedł się po moim przełyku.


Gdy upewniłam się, że Joe nie patrzy, nalałam sobie kolejną kolejkę. W moim wypadku jedna nic nie zdziała, zwłaszcza w minutę. Nie miałam jednak zamiaru doprowadzić się do zbyt wesołego stanu, więc schowałam, butelkę z powrotem do szafki.


Nie poczułam jeszcze nagłego przypływu pewności siebie, ale coś mówiło mi, że już czas wrócić do salonu.


To byłam nowa odważna ja. 


Wódka miała zadziałać jak placebo. Ludzie mówią mi, że po alkoholu jestem bardziej otwarta i zabawniejsza, więc stwierdziłam, czemu by nie spróbować.

W lepszym humorze opuściłam kuchnię i dołączyłam do chłopców. Gdy tylko usiadłam na kanapie, wymieniliśmy z Jamesem spojrzenia, za pomocą których ostatnio dość często się porozumiewamy… Dałam mu do zrozumienia, że wszystko w porządku i że pogadamy później.

- Okej.. więc podejście numer 2. Miejmy nadzieję, że tym razem nie uciekniesz -  zaśmiał się James.

- Macie naprawdę wygodną sofę, więc chyba zostanę.

- Co za ulga – McVey udał, że ociera pot z czoła – bo widzisz, wzbudziłaś duże zainteresowanie i chyba jesteśmy winni widzom kilka odpowiedzi.

- To ja będę wybierał pytania! – krzyknął entuzjastycznie Bradley, sięgając po telefon. – co my tu mamy… – mruczał pod nosem, zapewne przegrzebując interakcje.

- Czy kiedykolwiek wyobrażałaś sobie mnie nagiego? – zapytał Simpson, a na twarzy miał ten swój charakterystyczny, głupawy uśmieszek.

- Jezu, daruj sobie. Wszyscy wiemy, że sam wymyśliłeś to pytanie – mruknęłam zirytowana.

- Ty tak sądzisz, bo boisz się odpowiedzieć!

- Bradley – westchnął z zażenowaniem Con – wybierz pytanie, które naprawdę istnieje.

- Dzięki wiesz – loczek zrobił minę zbitego psa - Ktoś powinien cię nauczyć męskiej solidarności. –

- Okej, skoro chcecie nudne pytania, będziecie je mieć. Ile masz lat, Evelyn? – odezwał się ponownie Simpson.

- 18, a w zasadzie 18 i pół. – uśmiechnęłam się do kamery.

- Jak nas poznałaś? -

Przy tym pytaniu trochę mnie zatkało, jednak postanowiłam powiedzieć prawdę.

- Spotkałam Jamesa na plaży i w sumie tak to się zaczęło… On zapoznał mnie z resztą zespołu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że są sławni i szczerze mówiąc, nieźle się zdziwiłam, gdy zobaczyłam w ich w telewizji.

- Jak długo się znamy? Jezu tak dziwnie się czuję czytając pytania, na które sam mógłbym odpowiedzieć… -

- Nie wiedziałbyś ile mam lat – pokazałam mu język.

- Ale wiem ile się znamy! – odgryzł się Simpson – To..

- Kilka miesięcy – wtrącił się nagle James. Zapewne bał się, że Bradley zaliczy kolejną wtopę. W końcu gdyby powiedział prawdę i przyznał, że znamy się jakieś 3 tygodnie, nie wypadłoby to dobrze w oczach fanów. Pierwsza lepsza dziewczyna z plaży nagle w ich twitcamie… Trochę podejrzane.

Bradley wydawał się zrozumieć o co chodzi (dzięki ci boże) i kontynuował zadawanie pytań.

- Byłaś kiedyś na naszym koncercie?

Już chciałam się odezwać, ale Simpson mi przerwał. Znowu.

- Albo mnie pamięć myli, albo widziałem cię w pierwszym rzędzie na O2, krzyczącą moje imię i wysławiającą mnie jako Boga. – odpowiedział za mnie.

Chłopcy zachichotali, a Brad wydawał się być bardzo zadowolony z siebie. Ja natomiast przejechałam ręką po twarzy, robiąc coś w stylu facepalmu.

- Żartuję – Simpson uniósł ręce w obronnym geście -  co mu tu jeszcze mamy… O, jest jedno pytanie do Jamesa! Czy to Evelyn była dziewczyną, którą całowałeś na moście? -  mina Brada zrzedła, gdy zorientował się, co właśnie przeczytał.

Przysięgam, że kiedyś go zabiję.

- Wolałbym o tym nie rozmawiać, ale nie, to nie była Evelyn.  – w porę odezwał się McVey, zdobywając się na iście szczery i opanowany głos.

Ja również postanowiłam zebrać się w sobie i szybko odnalazłam się w sytuacji. Nie ujawnił nas. Nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle i nie miałam czasu, aby się nad tym zastanawiać, bo poczułam, że tez powinnam się wypowiedzieć.

- O boże.. to byłoby takie krępujące… - udałam zdziwienie.

Razem z James spojrzeliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem, jak gdyby nasz dwójka całująca się była niemożliwym absurdem. Musze przyznać, że odgrywanie tego całego teatrzyku nie było takie trudne, jak myślałam.

- Wiecie co, nie będę wam dłużej przeszkadzała. Mieliście robić jakieś wyzwanie – uśmiechnęłam się ironicznie do Bradleya – więc ja już lepiej pójdę. Było naprawdę miło i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy  - pomachałam do kamery, zza której Joe pokazywał mi kciuka w górę, na znak, że dobrze robię.

Pożegnałam się z fanami chłopców i wróciłam do sypialni Jamesa, gdzie zaczekałam na koniec twitcamu. Po pół godziny przyszedł po mnie McVey informując, że mogę już do nich dołączyć, bo oglądają jakiś śmieszny teleturniej. Oderwałam się od lektury i podążyłam za chłopakiem do salonu. Usiadłam razem ze wszystkimi przed telewizorem i po chwili śmiałam się z ludzi biegających po dziwacznym torze przeszkód, gdzie co chwila spadali, ześlizgiwali się, dostawali znienacka w twarz.. Taka ot normalna rozrywka, śmianie się z cudzego nieszczęścia.

Oglądnie przerwał mi dzwonek mojej komórki. Z niechęcią zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam na wyświetlaczu imię Margaret. Domyślałam się, dlaczego dzwoni.

- Możesz mi powiedzieć, co robiłaś na twitcamie The Vamps?! – nie pomyliłam się, co do jej intencji.

- Margaret, nie teraz. Zadzwonię do ciebie później. – mruknęłam ściszonym głosem do słuchawki.


- O mój boże! Jesteś teraz u nich! – dziewczyna pisnęła z entuzjazmem.

- Margaret… – próbowałam ją uspokoić.
- O nie! Nie wykręcisz się.

- Przestań. Muszę kończyć. Oddzwonię, pa – wcisnęłam szybko czerwoną słuchawkę, zanim dziewczyna zdążyła coś dodać.

- Kto to był? – zapytał niby od niechcenia James.

- Margaret…

- Czekaj… to ta ukochana Bradleya z koncertu? – do rozmowy włączył się nagle Tristan.

- Zamknij się – Simpson rzucił w niego poduszką – jest tylko zwykłą fanką.

- Tak, jeszcze wczoraj, gdy szeptałeś jej imię przez sen, byłeś innego zdania. – mruknął Connor, przeskakując równocześnie po kanałach.

Wszyscy, oprócz Brada, który siedział obrażony, wybuchli śmiechem.

- Evelyn, szepnij jej kilka miłych słówek o naszym Simpsonku –mrugnął do mnie Tris.


- Margaret bez tego wielbi go jak Boga – powiedziałam zbierając się z kanapy.

- Idziesz już? – zrezygnowany James z niechęcia wypuścił mnie ze swoich objęć.

- Tak. Pracuję jutro. – przypomniałam mu.

Chłopak odprowadził mnie do drzwi, a gdy się pożegnaliśmy, opuściłam mieszkanie. Przed powrotem do domu, postanowiłam zrobić jakieś zakupy, orientując się, że przez ostatnie dwa dni jadłam tylko lunch. Wstąpiłam do obecnego praktycznie na każdym rogu TESCO i kupiłam kilka podstawowych artykułów.

Do domu wróciłam wykończona i przytłoczona nadmiarem zdarzeń i choć była dopiero 20, miałam ochotę rzucić się na łóżko i zasnąć, nie dbając o nic.

Rozpakowałam w kuchni zakupy i przechodziłam właśnie koło pokoju Elyara, kiedy nagle drzwi otworzyły się zamaszyście, prawie uderzając mnie w twarz.

- Jejku, Evelyn, przepraszam. – krzyknął zaskoczony blondyn.

- Nic się nie stało – uśmiechnęłam się do niego. Dopiero po chwili, gdy mój wzrok powędrował niżej, zauważyłam, że  chłopak nie ma na sobie koszulki.

Poczułam, jak krew napływa mi do twarzy i na moje policzki wstępuje rumieniec. Elyar miał się czym pochwalić, a z racji, że nieczęsto widuję płeć przeciwną naga od pasa w górę, speszył mnie ten obraz.

- Nie wiedziałem, że jesteś w domu. – chłopak ostentacyjnie oparł się o framugę drzwi, nie mając zamiaru się ubrać.

- Zgaduję, że twoja pewność siebie ma się bardzo dobrze – zauważyłam zgryźliwie, dając do zrozumienia, żeby się ubrał.

- Raczej nie mam się czego wstydzić – Elyar spojrzał w dół na swój brzuch, przygryzając jednocześnie wargę, po czym znów uśmiechnął się tym zniewalającym elyarowym uśmiechem.

Poczułam dziwny ucisk w brzuchu i  zrozumiałam o co chodzi. Nie wiem, czy wcześniej tego nie zauważyłam, ale Elyar był przystojny i musiałam to przyznać. Ewentualnie za dużo wypiłam, ale wątpię, żeby 2 kieliszki wódki zaburzyły moją zdolność postrzegania świata.

- Wyluzuj Evelyn – mrugnął do mnie - Coveruję nowa piosenkę i pomyślałem, że skoro już znasz mój mały sekret, to może chcesz posłuchać.

- Załóż koszulkę to pogadamy -

- A nie lepiej, żebyś ty ściągnęła swoją? – uniosł brew, ponownie przygryzając wargę.

Serio? Najpierw Brad, teraz Elyar. Czy dzisiaj jest dzień z serii „dogryźmy Evelyn”?
Wywróciłam oczami i ominęłam chłopaka z zamiarem udania się do swojego pokoju.

- Heeej, zaczekaj. Żartowałem tylko. Co ty taka nie w humorze? – Elyar chwycił mnie za nadgarstek i zatrzymał.

Nie wiem dlaczego od niego uciekałam. Może się bałam, że ulegnę jego urokowi? Nie mam pojęcia, ale moje samozaparcie powoli słabło.

- Po prostu wolałabym, żebyś się ubrał, bo trochę mnie… rozpraszasz. –zastanowiłam się nad właściwym doborem słów.

- Dobra, ja założę koszulkę, a ty posłuchasz jak gram i powiesz co sądzisz. Zgoda?

- Zgoda – uśmiechnęłam się i poszłam za Elyarem do jego pokoju.

Chłopak najpierw podszedł do szafy i chwycił jeden z podkoszulków, a potem, już ubrany, usiadł na łóżku i wziął do ręki gitarę.

Stałam naprzeciwko blondyna, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić, gdy on wskazał na miejsce koło siebie. Po krótkim wahaniu, skorzystałam z propozycji.

Czułam lekkie zdenerwowanie. Słyszałam już kilka razy, jak Elyar śpiewa, jednak nigdy nie robił tego w tak personalny sposób. Zazwyczaj nie wiedział, że go obserwuję, a teraz występował tylko przede mną i było to dla mnie odrobinę peszące. Co za ironia. To on powinien się denerwować, tyle, że nie ma czym, bo śpiewa i gra świetnie.

- Co zaśpiewasz? – zapytałam, chcąc uciszyć natłok myśli.

- Boyfriend, Justina Biebera – poinformował mnie chłopak.

Już chciałam skomentować jego wybór, ale blondyn uciszył mnie dłonią:

- Zanim skrytykujesz, posłuchaj -

Rozłożyłam ręce w geście niewinności i dałam znak, że może zaczynać.

I zaczął.

Palce delikatnie muskały struny gitary, tworząc idealną symfonię dźwięku. Jego głos przeniósł mnie do innego świata. Widać było, że on żyje tą piosenką, czuje ją całym sobą i świetnie się w niej odnajduje. Do tego doszła mimika i sposób w jaki się ze mną komunikował.

Odwrócił się w moją stronę i czułam się, jakby śpiewał dla mnie. Do mnie. Spojrzenia jakimi mnie obdarzał, pół uśmiechy, w jakie układał usta… Wszystko tak niesamowicie do siebie pasowało, że gdy skończył, moje zmysły błagały o więcej, a ja nie mogłam wydusić z siebie słowa.

- Łał. To było zarąbiste. Naprawdę – nie ukrywałam, że mnie zatkało – Masz talent. Świetnie śpiewasz i grasz… Zdecydowanie powinieneś wrzucić gdzieś ten cover. I wiesz co? Chyba przekonałeś mnie do Biebera – uśmiechnęłam się

- Cieszę się, że ci się podobało. – Elyar odpowiedział mi tym samym.

- Tak żałuję, że nie gram na żadnym instrumencie – powiedziałam nagle, sama nie wiem czemu. Czyżby moje alter ego postanowiło otworzyć się przed blondynem?

- Chcesz spróbować? – zaproponował nagle chłopak, a ja popatrzyłam na niego zszokowana.

- Nie, to nie jest dobry pomysł. Nawet nie umiem trzymać gitary.

- No dawaj, nie będzie tak źle. – nalegał.

- Dobra, ale masz się nie śmiać – pogroziłam Elyarowi palcem, na co tylko się roześmiał i przytaknął.

Chłopak podał mi gitarę i zaczął uważnie obserwować moje ruchy. Ja natomiast nieudolnie chwyciłam instrument i umieściłam go na swoim kolanie, chwytając tak jak zawsze to robią muzycy. No, przynajmniej się starałam, aby tak to wyglądało.

- Dobrze – blondyn pochwalił mnie z nutką ironii w głosie, na co odpowiedziałam morderczym spojrzeniem.

- Teraz chwyć gryf od dołu – instruował mnie dalej, a ja koślawie próbowałam wykonać jego polecenie.

Chłopak widząc moje poczynania, zaśmiał się pod nosem, jednak szybko się opanował i postanowił mi pomóc.

- Popatrz… – usiadł bliżej mnie i objął ramieniem, tak że jego prawa ręka znajdowała się na mojej.

W momencie gdy poczułam za swoimi plecami tors Elyara, bezwiednie napięłam wszystkie mięśnie.

Był za blisko. Zdecydowanie za blisko.

Jednak jakiejś części mojej podświadomości ta pozycja się podobała i choć wiedziałam, że źle robię, nie odsunęłam się.

- Musisz wygiąć nadgarstek w ten sposób.

Moje ciało przeszły przyjemne ciarki, gdy jego dłoń chwyciła moją i zaczęła układać ją w odpowiedniej pozycji.

Tym razem naprawdę powinnam się odsunąć, ale i tak tego nie zrobiłam.

Czułam oddech Elyara na mojej szyi, oraz ciepło, jakie od niego emanowało, gdy mnie obejmował. Do moich nozdrzy dostał się słodki zapach jego perfum, a atmosfera zaczynała się robić coraz bardziej intymna. Druga dłoń chłopaka powoli i dyskretnie wślizgiwała się na moją talię.

To co się działo, było złe, bardzo złe. Wiedziałam o tym, ale najgorsze, że mi się to podobało.

Wypuściłam powoli powietrze z płuc i delikatnie zmrużyłam powieki, delektując się tym momentem.

- Evelyn – wyszeptał, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała.

Odwróciłam głowę i od razu tego pożałowałam, bo wpadłam w pułapkę jego czekoladowo-brązowych oczu. Wpatrywałam się w nie przez dłuższą chwilę, natomiast wzrok Elyara powędrował w dół, na moje usta. Wiedziałam, co zaraz nastąpi, ale nie potrafiłam zebrać się w sobie, aby temu zapobiec. W głębi duszy też tego chciałam.



~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Jak widzicie, pojawił się licznik z boku bloga, który odlicza do następnego rozdziału. Taka mała motywacja dla mnie i informacja dla Was, żebyście wiedzieli kiedy, czego się spodziewać :)

Dziękuję za wszystkie głosy w ankiecie. Chyba widać, że prawie jednogłośnie wygrywa Jayln, ale głosowanie dalej trwa, więc wszystko jest jeszcze możliwe ^^

I proszę, jeśli przeczytacie, skomentujcie, bo to naprawdę motywuje :) KTo wie, może powtórzy się rekordowa liczba komentarzy, która wynosiła 39? :D
To zależy tylko od Was!


I dziękuję za wszystkie nominacje do Liebster Blog Award :) Postaram się na nie jak najszybciej odpowiedzieć.

ZAPRASZAM NA ASKA, GDZIE MOŻECIE PYTAĆ O WSZYSTKO, CO WAS NURTUJE :) <KLIK>