wtorek, 25 marca 2014

~ Rozdział 5 ~ "Myślałam, że żyję w bajce, że śnię. I pocałunek mnie obudził. Tylko, że mój książę całował inną księżniczkę."



Siedziałam na zielonej trawie przytłoczona mała powierzchnią  ogródka rodziców Dorothy, i czytałam książkę, a raczej bezsensownie wpatrywałam się w jej strony. Wszelkie próby skupienia się na treści, poszły na marne. Mniej więcej co 30 sekund sprawdzałam telefon. Tak zgadliście, powodem jak zwykle był James. Chłopak, którego poznałam na plaży, który okazał się być gwiazdą, którego spotkałam przez zwykły przypadek teraz zaprzątał mi głowę i nie dawał chwili wytchnienia od swojej osoby. Zależało mi. Po raz pierwszy w życiu naprawdę się o coś troszczyłam. Nie z przymusu, ale ze szczerej woli serca.  
Moja przeszłość była całkiem inna. Kiedy wszystkie moje rówieśniczki goniły za chłopakami i robiły wszystko żeby zwrócić na siebie uwagę, ja siedziałam z dala, patrząc z odrazą na uczucia takie jak miłość czy choćby zakochanie. Nie rozumiałam co ludzie w nich widzieli. Sprawiały, że zaczynało nam na kimś zależeć, przywiązywaliśmy się do niego, stawaliśmy się poddani na emocje. Tak łatwo jest zranić kogoś zaplątanego w uczucia, natomiast jeśli nie czujesz nic – nie czujesz też cierpienia. Tak było mi po prostu prościej. Odizolować się od miłości czy przywiązania, czułam się bezpieczniej. Nikt nie mógł mnie zranić, bo nikogo do siebie nie dopuszczałam, znajomych trzymałam na dystans, mówiłam im tylko tyle, ile powinni wiedzieć. Moje sekrety należały tylko i wyłącznie do mnie. Nie chciałam nikomu zaufać, wiedziałam, że w końcu mnie zrani. Bywałam wredna i chamska, więc ludzie nie chcieli się ze mną zadawać. Szczerze? Nie narzekałam. Denerwowały mnie te wszystkie fałszywe laleczki latające od psiapsiółki do kosmetyczki i z powrotem. Ograniczyłam mój krąg znajomych, a rodzice zaczęli się martwić, że zbytnio się alienuję. Wtedy przekonałam się, że aby zadowolić ludzi nie musisz być naprawdę szczęśliwy, wystarczy sprawić, że oni w to uwierzą. Żyłam w tym systemie przez kilka lat i kiedy myślałam, że nie mogę już nic poczuć, pojawił się On. Wywiercił dziurę w moim umyśle, jego wspomnienie nie opuszczało mnie na krok. Bałam się, że zacznie mi zależeć, próbowałam go odepchnąć, ale On był inny. Jako jedyny zrozumiał co robię i zanim zdążyłam się zorientować - oswoił mnie*. Kiedy widziałam jego uśmiech, sama się uśmiechałam, chciałam go poznawać głębiej i głębiej. Był jedyna osobą, z którą nie bałam się rozmawiać, zaufałam mu, powierzyłam serce i wierzyłam, że zadba aby było bezpieczne. Pomyliłam się.
Pamiętam ten dzień przez mgłę nienawiści. Była ciepła czerwcowa noc, impreza u znajomego z  okazji końca matury i rozpoczęcia nowego etapu w życiu. Miało  mnie na niej nie być, źle się czułam. Do tej pory nie wiem czy dobrze zrobiłam jednak się pojawiając. Nie potrafię zdecydować co bardziej boli, zostać oszukaną czy żyć w nieświadomości?
Nie wiem, jaka była moja reakcja. Może stałam tam patrząc na Niego, może rozpętałam awanturę… Nie pamiętam. Wiem jedno. Ofiarowałam mu moje serce, a on rozbił je na miliony kawałków, w mgnieniu oka rozkruszył wspólne miesiące. Razem z nim pękały wszystkie spędzone razem dni, wszystkie powierzone sekrety, a każdy uśmiech, minuta, sekunda u jego boku przestawały mieć znaczenie.
Kiedy zobaczyłam Go z inną dziewczyną, czar prysł. Myślałam, że żyję w bajce, że śnię. I pocałunek mnie obudził. Tylko, że mój książę całował inną księżniczkę.
Pamiętam nasze ostatnie spotkanie. Wtedy nie wytrzymałam i na pożegnanie uderzyłam go prawym sierpowym prosto w twarz. Chciałam pozostawić na jego buźce jakąś pamiątkę po sobie. Jako ostrzeżenie i pamiątkę dla potomnych.
- Suka –warknął chwytając się za bolące miejsce.
- Nazywano mnie gorzej – prychnęłam.
- Och, naprawdę? Jak? – zaśmiał się ironicznie.
- Twoja dziewczyna. – posłałam mu pełen nienawiści uśmiech i odeszłam.
Szczerze? Do teraz jest to moje najlepsze wspomnienie z nim.  
 
Zamknęłam z hukiem książkę. Czytanie nie miało sensu, powodowało jedynie nawrót wspomnień. Położyłam się plecami na trawie i zamknęłam oczy, pozwalając słońcu ogrzewać powieki. Starałam się poukładać wszystko, co się zdarzyło w moim życiu, ale niestety każda próba przynosiła jeszcze większe pogmatwanie myśli.
Wiedziałam jedno – zmieniłam się. Nie zamykałam się na uczucia i nowe doświadczenia, wręcz przeciwnie. Dzięki Jego zdradzie zrozumiałam , że wspomnienia czynią nas silniejszymi, kształtują charakter, rzeźbią duszę człowieka. Postanowiłam sobie, że chcę przeżyć jak najwięcej. Dobra czy zła – nieważne, chcę po prostu czuć, że istnieję. Wakacje w Anglii miały być oderwaniem od rzeczywistości i okazją do zdobywania nowych doświadczeń. Nie ważne jak potoczą się sprawy między mną i Jamesem, chcę wiedzieć, że przynajmniej próbowałam.
Z rozmyślań i błogiego stanu rozluźnienia wyrwały mnie wibracje telefonu leżącego obok mojej głowy. Natychmiast wzięłam go do ręki i w myślach powtarzając błagalne Proszę, proszę, proszę, proszę…, odblokowałam ekran. Zamknęłam na chwilę oczy i budując dramatyzm sytuacji, powoli otworzyłam wiadomość.

JAMES:
Hej :) dziś popołudniu wpada kilku znajomych, może też miałabyś ochotę przyjść?

Przeczytałam sms kilka razy, a z mojej twarzy nie znikał uśmiech. Zanim się zorientowałam, tańczyłam już taniec radości po całym ogródku. O tak! James mnie zaprosił. To oznacza, że nie ma mnie jeszcze dość!
Po kilku minutach triumfowania, stwierdziłam, że wypadałoby wreszcie odpisać.

Brzmi świetnie :D powiedz tylko gdzie i kiedy

Wystukałam szybko odpowiedź. Po chwili otrzymałam adres Jamesa. Prosił, żebym była koło 18. Sześć godzin na mentalne i fizyczne przygotowanie? Powinno wystarczyć! Zacznijmy od pooglądania telewizji, w końcu jest jeszcze dużo czasu.

~ * ~

Maratony serialu „Jak poznałem wasza matkę” nie wpływają na mnie dobrze. O 17 przypomniałam sobie, że na świecie istnieje coś takiego jak czas i jeśli zaraz się nie ogarnę to będę spóźniona. Z szybkością światła wzięłam prysznic i po chwili stałam przed szafą z głową pełną koncepcji. Kilka minut później miałam już na sobie czarne rurki i kremową mgiełkę, z koronką na plecach. Wieczorem mogło być zimno, więc wzięłam sweter. Włosy zostawiłam w charakterystycznym dla nich nieładzie i wykonałam rutynowy makijaż.
Obejrzałam się w lustrze i zaakceptowałam całość. Gdy wyszłam z domu, było za pięć 18. Jak zawsze spóźniona…

* zainspirowane "Małym Księciem", chyba każdy wie o co chodzi ;)
~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
Damnnn.. muszę wreszcie ograniczyć pisanie pod osłoną nocy. Robię się wtedy zbyt refleksyjna xd

Dziękuję Wam za wszystkie motywujące komentarze. Każdy z nich to osobny kopniak do działania! Cieszę się, że naprawdę ktoś to czyta i jeszcze do tego mu się podoba ^^ Mam nadzieję, że Was nie zawiodę. Jeszcze raz dziękuję! 
Buziaki  xx

poniedziałek, 17 marca 2014

~ Rozdział 4 ~ "...kto chciałby uciekać od cudownego James’a Daniela McVey? Na pewno nie ja."



Zabiję go. Przysięgam, że stłukę mu tę piękną twarzyczkę.
- Właśnie sprawiłeś, że twoje życie jest zagrożone. Radzę uważać, gdy będziesz szedł ciemną ulicą. – prychnęłam, ale James wydawał się jedynie rozbawiony całą sytuacją.
- Pomógłbyś mi chociaż wstać. -
Chłopak podszedł do mnie i podał mi rękę. Nie to, żebym nie umiała sama się podnieć, ale miałam plan odegrania się na James’ie. Aż dziwne, że niczego się nie domyślił.
Bez zastanowienia chwyciłam wyciągniętą dłoń i pociągnęłam blondyna z całej siły w dół. Przez jego twarz przemknął wyraz zdziwienia, a po chwili i on leżał do połowy zanurzony w wodzie.
Uśmiechnęłam się do niego przebiegle.
- Jak mogłaś? – zrobił minę zranionego pieska.
- Zdziwiło mnie jedno. Jak głupim trzeba być, żeby się nie domyślić co miałam zamiar zrobić? -
- Jestem przyzwyczajony, że dziewczyny proszą mnie o pomoc. – uśmiechnął się z wyższością, przeczesując wilgotne włosy ręką.  Oho.. ktoś tu ma za wysokie mniemanie o sobie.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, chlapnęłam James’a wodą w twarz.
- Ty przebiegła mścicielko! – powiedział z pretensją w głosie – nie wiesz z kim zadarłaś! – przetarł twarz dłońmi i popatrzył przebiegle w moją stronę.
Nie.. błagam.. tylko nie..
- ŁASKOTKI!!! – krzyknął, rzucając się w moją stronę – najlepsza broń wszechczasów! -
- Przestań! James, proszę! – błagałam, wijąc się ze śmiechu i szukając jakieś deski ratunku.
- STOP!!! Proszę.. – to było straszne, z jednej strony fale ciągle zalewające wodą moje oczy i usta, a z drugiej bezlitosny król łaskotek. Cały czas śmiałam się wbrew woli, nie mogąc złapać oddechu. Próbowałam odepchnąć chłopaka, ale moje marne próby spełzły na niczym. Nie chciałam nawet myśleć, jak musze wyglądać, cała mokra i poturbowana od wyrywania się z objęć blondyna.  
Po kilku minutach, poczułam, że tortury ustały. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na James’a, który nadal nade mną górował. Jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej. Kropelki wody z jego włosów skapywały na moje ramiona. Ręce miał oparte po obu stronach mojej głowy, co zamykało mi drogę ucieczki. Ale, kto chciałby uciekać od cudownego James’a Daniela McVey? Na pewno nie ja.
Po raz pierwszy miałam okazję przyjrzeć się jego oczom z tak bliska. Niebieskie tęczówki odbijały światło słońca, które leniwie wdrapywało się na szczyt nieba.  Na jego twarzy gościł delikatny uśmiech, którego intencji nie potrafiłam odczytać. Wpatrywał się we mnie, przenikliwie, jakby chciał zajrzeć do samego wnętrza. Pierwszy raz w życiu poczułam się… naga? W końcu nasze spojrzenia zetknęły się i żadne nie miało zamiaru odwrócić wzroku. Czułam, jak rozpływam się pod wpływem jego niebieskich oczu, nieruchomieję, nie mogąc (nie chcąc?) się ruszyć i zakłócić tej chwili. Przyjemne uczucie ciepła rozlewało się po całym moim ciele. Nikt wcześniej tak na mnie nie działał. Oczywiście było jakieś tam przyciąganie do innych chłopców, ale James jest pierwszą osobą, której bliskość sprawia, że moje zmysły wariują. 
Im bliżej mojej była jego twarz, tym bardziej uświadamiałam sobie czego chcę. Chłopak przeniósł swój wzrok na moje usta. Wiedziałam, że myśli o tym samym. Przymknęłam  oczy, czekając na jego kolejny krok.
Na pewno tego pragniesz? zapytał dokuczliwy głosik w mojej głowie.
Jezusie, oczywiście, że tak! krzyknęłam w myślach.
Czułam jego wolny i ciepły oddech na mojej twarzy. Jego usta były coraz bliżej, starałam się uspokoić serce, które zaczynało wariować. Motylki w moim brzuchu szalały ze szczęścia, świat dookoła przestawał mieć znaczenie, szum morza odchodził na drugi plan, aż nagle usłyszałam głośny dźwięk tuż za moją głową.
Niespodziewanie ogromna fala zalała naszą dwójkę. James odsunął się zaskoczony, a ja poderwałam się do pionowej pozycji, krztusząc się wodą, która dostała się do mojego gardła. PIEPRZ SIĘ OCEANIE ATLANTYCKI!!! zaklęłam w myślach.
Było tak blisko.. Dlaczego? Dlaczego mnie to zawsze spotyka?! Miałam ochotę walnąć głową w ścianę, ale w pobliżu żadnej nie było. Spojrzałam na James’a, który wydawał się być nieco zdezorientowany i nic poza tym. Również na mnie popatrzył i obdarzył mnie bezradnym uśmiechem. Czułam zażenowanie całą sytuacją. Przysięgam, że kiedyś rozprawię się z matką naturą.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Dystans między mną a James’em znowu powrócił. Przed chwilą prawie się pocałowaliśmy, a teraz czułam, jak w kilka sekund ponownie staliśmy się dla siebie obcy.
Zdecydowałam się na to co wychodzi mi najlepiej, czyli ucieczkę.
- Chyba już pójdę – mruknęłam zakłopotanym głosem. Podążyłam w stronę brzegu i chwyciłam leżącą na piasku bluzkę.
- Zaczekaj! – krzyknął James - Dlaczego uciekasz? To tylko głupia fala. –złapał mnie za nadgarstek.
- Ja tylko.. po prostu naprawdę muszę już iść. Siostra będzie mnie szukać – chciałam jak najszybciej zniknąć i poukładać sobie to wszystko.
- Hmm.. no dobra – odpowiedział zmieszany – Daj mi chociaż swój numer. – powiedział, wyciągając z kieszeni telefon.
Mój limit szczęścia na ten tydzień chyba jednak się nie wyczerpał. 
Podałam mu mój tymczasowy angielski numer, w myślach modląc się żeby zadzwonił.
- Do zobaczenia.. kiedyś. – wybąkałam siląc się na uśmiech. Nie wiem czemu czułam się zażenowana całą tą sytuacją, podczas gdy James wydawał się rozluźniony i opanowany.
- Na pewno! – odpowiedział radośnie się uśmiechając.
Pomachałam mu jak jakaś idiotka, po czym szybko ruszyłam w przeciwnym kierunku, chcąc zniknąć z zasięgu jego przenikliwego wzroku.

 ~ * ~ 

Dopiero gdy znalazłam się na jednej z ulic prowadzącej do domu, dotarło do mnie co się stało. Gdyby nie złośliwość natury, pocałowałabym Jamesa McVey albo raczej on pocałowałby mnie. Z jednej strony bardzo tego chciałam, ale z drugiej on był marzeniem tysięcy nastolatek… Mógł mieć każdą. Dlaczego zainteresował się właśnie mną? Nagle stanęłam wryta w ziemię i prawie czułam jak nad moja głową zapala się żarówka oznaczająca błyskotliwe odkrycie. Wtedy zrozumiałam, że James to zapewne zwykły gracz. Wykorzystuje swoją sławę i urodę do podrywania dziewczyn, którym potem łamie serce. Dla niego to zwykła zabawa. Nie znałam go, ale mogłam przysiąc, że tak jest. Czy ludzie jego pokroju angażują się w coś na stałe?
Nie wiem dlaczego, poczułam się oszukana. Jakbym liczyła na coś więcej … Znałam go 2 dni, ale mocno zaangażowałam się w naszą relację. James był dla mnie dziwną nadzieją na odmianę wśród moich związkowych niepowodzeń. Nie wiem, co mną kierował w takim myśleniu. 2 dni, 2 pieprzone dni, a ja wyobrażałam sobie niewiadomo co! Ewelino Lis, co się z tobą dzieje?!
Nagle dostrzegłam naprzeciwko mnie znajome sylwetki Dorothy, jej rodziców i mojej siostry.
- O hej! Co wy tu robicie? – spytałam równocześnie robiąc w myślach wielkiego face palma za moją błyskotliwość. To oczywiste, że idą na plażę.
- Raczej co ty tu robisz? Myślałam, że spotkamy się na plaży. – wtrąciła zdziwiona Marta.
- Tak, taki był plan, ale pomyślałam sobie, że w sumie.. to znaczy.. – szybko wymyśl coś mądrego – pogoda jest do niczego, więc może odpuśćmy sobie plażę i idźmy do kina albo…- urwałam widząc ich zdezorientowane miny. Mentalny face palm część druga.
- Jest 25 stopni, zero wilgotności, a na niebie nie ma ani jednej chmurki. – zauważyła Gosia.
- Tak.. ale ta angielska pogoda, kto wie czy nie zacznie za chwilę padać? O! Przysięgam, że coś właśnie kapnęło mi na nos – pogrążałam się coraz bardziej.
- Coś się stało? – zmierzyła mnie badawczym spojrzeniem siostra.
- Nie! – zaprzeczyłam szybko - Zresztą.. wiecie co? Nie ważne. Idźcie, a ja zostanę w domu i coś sobie oglądnę – uśmiechnęłam się , mając nadzieję, że nie wygląda to, tak sztucznie jak przypuszczałam.
Wszyscy przypatrywali mi się dziwnym wzrokiem. W końcu Marta zdecydowała się przerwać milczenie.
- Jak uważasz. Wrócimy po południu. W zamrażalniku jest pizza. - w jej głosie wyczuwałam dziwne zaniepokojenie. (Prawdopodobnie o moje zdrowie psychiczne)
- I ustalone! Bawcie się dobrze – posłałam im kolejny przesadny uśmiech i pomachałam na pożegnanie.
Po chwili oni ruszyli w stronę plaży, a ja w kierunku domu, rozmyślając nad tym jak wielką kretynkę z siebie zrobiłam.
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że 4 rozdział choć trochę się wam spodobał :) Jak to zwykle u mnie bywa, pisany o 1 w nocy, bo jak wiadomo - sen jest zbyt mainstreamowy xd
Nadal nie wiem dlaczego część postu wrzuca się inną czcionką, a część inną.. może kiedyś to rozgryzę xd
Jak zwykle proszę, klikajcie przycisk 'przeczytane' i oczywiście komentujcie :) 

A teraz zostawiam was z Jamsem w wersji 'hodwca lam

Jak dla mnie to zdjęcie wygrało wszystko xD

piątek, 7 marca 2014

~ Rozdział 3 ~ " Nie lubię Supermana. Miał wdzianko w pedalskim kolorze. "



Rano obudziłam się wcześniej niż zazwyczaj. Blade promienie słońca wlewały się przez rozsunięte firanki i otulały przyjemnie moją twarz. Z uśmiechem zwlokłam się z łóżka i w dobrym humorze udałam się do łazienki.
Po powrocie do pokoju otworzyłam okno i stwierdziłam, że dzisiejszy dzień zapowiada się wyjątkowo ciepło. Zaryzykowałam zakładając krótkie, jeansowe szorty i białą mgiełkę na szerokich ramiączkach. Włosy rozpuściłam i zrobiłam delikatny makijaż.
„Po co się tak stroisz? I tak nie spotkasz Jamesa” usłyszałam złośliwy głosik w mojej głowie, jednak go zignorowałam.
Usłyszałam, że reszta domowników jest już w kuchni, więc z uśmiechem na twarzy dołączyłam do nich.
- Coś ty taka promienna dzisiaj? -  spytała siostra, gdy jedliśmy wspólnie śniadanie.
- Ma nadzieje, że znowu spotka Jamesa –
Na początku myślałam, że to znowu złośliwy głos mojej podświadomości, jednak zrozumiałam, że słowa wypowiedział żywy człowiek imieniem Dorothy.
- Kogo? – spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami Marta, nie ukrywając zdziwienia pomieszanego z rozbawieniem.
- Chłopaka, którego spotkałyśmy wczoraj na plaży. – wyjaśniła dziewczynka zanim ja zdążyłam w ogóle otworzyć usta.
Nie ważne, jak bardzo lubiłam tą małą, słodką istotkę. W tym momencie miałam ochotę udusić ją gołymi rękoma, przy tym stole, na oczach jej rodziców. Czy chociaż chwilę nie mogła trzymać języka za zębami?!
Nie  wiedziałam co powiedzieć, czułam jak moja twarz robi się czerwona. Otworzyłam usta, żeby zaprzeczyć, ale nie potrafiłam wydać z siebie dźwięku. Wstałam i po prostu wybiegłam z domu. Przykucnęłam na ganku chowając głowę w dłoniach i wypuściłam głośno powietrze. Głupia, mała papla!
- Hej… wszystko dobrze? – usłyszałam nad sobą głos Marty.
„Pewnie! Po prostu przez przypadek spotkałam na plaży nieziemsko przystojnego chłopaka, który ratuje mi tyłek. Odkąd się pożegnaliśmy nie mogę przestać o nim myśleć, aż nagle okazuje się, że to super popularny muzyk, za którym szaleje tysiące dziewczyn, ale tak, wszystko gra”
- Ja.. ja.. – jąkałam się – po prostu muszę pobyć chwilę sama – rzuciłam i skierowałam się w stronę furtki.
- Oby był tego warty!  – krzyknęła do mnie uśmiechnięta Marta. Przed nią nic się nie ukryje.

~ * ~

Jak można się domyślić, udałam się na plażę. Była 10 rano, więc większość ludzi siedziała jeszcze domu. Gdy tylko otulił mnie szum fal i morskie powietrze, automatycznie się rozluźniłam i nerwowe napięcie zniknęło. Usiadłam na piasku i zamknęłam oczy rozkoszując się chwilą samotności. Poukładanie sobie ostatnich wydarzeń w racjonalny sposób było wręcz niemożliwe, więc dałam sobie spokój. Wsłuchiwałam się w dźwięki otoczenia, a słoneczne promienie przyjemnie rozgrzewały moją twarz.
Nie wiem, ile czasu siedziałam tak rozmyślając o wszystkim i o niczym. Nie miałam ochoty wracać do domu. Wciąż tliła się we mnie nadzieja, że może gdzieś, coś, KTOŚ…
 
- Mam nadzieję, że dzisiaj lepiej pilnujesz swoich rzeczy i nie będę musiał interweniować – usłyszałam za sobą znajomy głos, na którego dźwięk oblała mnie fala przyjemnego ciepła.  
Zaskoczona odwróciłam się i napotkałam spojrzenie lazurowych oczu Jamesa. Momentalnie zamarłam i tępo wpatrywałam się w chłopaka zastanawiając się, czy to dzieje się naprawdę.  Po dłuższej analizie stwierdziłam, że przede mną stoi najprawdziwszy James Daniel McVey i uśmiecha się do mnie. Nie wiecie jak bardzo cieszyłam się, że ponownie go spotkałam. Moja podświadomość skakała ze szczęścia, a ja uznałam siebie za największą farciarę roku. Los chyba dawał mi drugą szansę.
Z wewnętrznej debaty wyrwało mnie wyczekujące spojrzenie blondyna i zrozumiałam, że powinnam coś wreszcie powiedzieć…
- Myślę, że dzisiaj obejdzie się bez twojej pomocy, Supermanie – wypowiedziałam chyba najgłupsze zdanie w historii konwersacji damsko-męskich, brzmiąc jak kompletna idiotka.
„Supermanie”… co się ze mną stało? Nigdy nie traciłam głosu na widok ładnego chłopaka, ale James sprawiał, że działo się ze mną coś dziwnego. Z jednej strony bałam się tego, ale z drugiej… podobało mi się.
STOP. Ewelino Lis, lat 18. Wybij sobie z głowy tego chłopaka! Za tydzień wracasz do Polski, a on nie dość, że jest sławną gwiazdą, to zapewne ma dziewczynę.
- Nie lubię Supermana. Miał wdzianko w pedalskim kolorze. – wyrwał mnie z zamyślenia blondyn.
Uśmiechnęłam się najbardziej naturalnie jak tylko potrafiłam, w duchu dziękując Bogu, że James chce jeszcze ze mną rozmawiać.
- Poranny jogging? – spytałam, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
chłopak przytaknął.
Pytanie było w sumie formalnością, ponieważ ubrany był w sportowe szorty i koszulkę, a na nogach miał buty do biegania.
- A ty co tu robisz? Przyszłaś z nadzieją, że ponownie mnie spotkasz? – uniósł ironicznie brew.
- Oczywiście. Nie mogę przestać myśleć o moim Bohaterze. – zażartowałam, choć tak naprawdę była to czysta prawda.
James uśmiechnął się tylko w swój charakterystyczny, zwalający z nóg sposób. Po chwili zapytał:
- Co powiesz na krótki spacer? -
Spacer? Podczas gdy moja podświadomość tańczyła po raz drugi taniec radości, ja zdołałam wydusić z siebie w miarę normalnie brzmiące:
- Czemu nie. –
Starając się opanować emocje, wstałam i otrzepałam się z piasku, po czym ruszyłam z Jamesem w stronę morza.
Szliśmy wzdłuż plaży, w większości milcząc i wsłuchując się w odgłosy natury. Starałam się nie myśleć o tym, że jestem właśnie u boku bożyszcza brytyjskich nastolatek i spaceruję z nim jak gdyby nigdy nic.
Mój mózg intensywnie poszukiwał rozwiązania na przerwanie panującej pomiędzy nami kłopotliwej ciszy, niestety wszystkie tematy rozmów, jakie przychodziły mi do głowy, były albo zbyt głupie, albo za bardzo refleksyjne. W duchu błagałam, aby James w końcu się odezwał. I tak też zrobił, dodając mały bonus od siebie:
- Gorąco – mruknął obojętnym głosem, równocześnie ściągając koszulkę.
Rzeczywiście było ciepło jak na tutejszy klimat, ale nie aż tak, aby chodzić w samych szortach. Po chwili spojrzałam jednak na brzuch chłopaka i zrozumiałam motyw jego działania.
Z trudem zmusiłam się do oderwania wzroku od tego cudu natury (albo siłowni) i opanowania swojego głosu, zanim znowu powiem coś głupiego.
Zauważyłam triumfalny uśmieszek na twarzy Jamesa. Podobało mu się jaką reakcję wywołał u mnie jego wyrzeźbiony brzuch. Nie mogłam mu jednak pozwolić rozkoszować się tym zbyt długo.
- Zrobiłeś to specjalnie. – burknęłam posyłając mu mściwe spojrzenie, ale on nadal uśmiechał się głupio.
Ten jego nonszalancki wyraz twarzy skłonił mnie do rzeczy , o którą nigdy bym się nie podejrzewała. Nie myśląc zbyt wiele, ściągnęłam koszulkę, zostając w samych szortach i topie od kostiumu kąpielowego.
James spojrzał na mnie zaskoczony, po czym zaczął lustrować centymetr po centymetrze moje odkryte ciało. W tym momencie dziękowałam Mel B za jej program treningowy i chwaliłam się w duchu, że 4 miesiące treningów wreszcie się opłaciły.
- Skoro tobie również gorąco …– powiedział wciąż nie mogąc oderwać wzroku od mojego brzucha (i prawdopodobnie innych części ciała). Tym razem to ja uśmiechnęłam się tryumfalnie
– …to chyba powinniśmy się wykąpać – dokończył, a moja mina natychmiast zrzedła. Domyśliłam się, co James planuje, ale zanim zdążyłam zaprotestować, on już przerzucił mnie przez ramię. Po chwili wylądowałam w lodowatej wodzie, którą zdecydowanie bardziej wolałam podziwiać z brzegu. James stał zamoczony jedynie do kolan, przy czym na mnie nie pozostało suchej nitki. ‘Idiota’ to jedyne określenie, które przychodziło mi do głowy.
„Słodki idiota
” wtrącił się głosik w mojej głowie, który starałam się ignorować od dłuższego czasu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Dam dam dam! I oto jest 3 rozdział :) Co tam, że jest 1 w nocy, co tam test z historii... Wena nie wybiera xD
Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

Zachęcam do komentowania albo chociaż klikania tego pierdolniczka "PRZECZYTANE" tam na dole :D