poniedziałek, 17 marca 2014

~ Rozdział 4 ~ "...kto chciałby uciekać od cudownego James’a Daniela McVey? Na pewno nie ja."



Zabiję go. Przysięgam, że stłukę mu tę piękną twarzyczkę.
- Właśnie sprawiłeś, że twoje życie jest zagrożone. Radzę uważać, gdy będziesz szedł ciemną ulicą. – prychnęłam, ale James wydawał się jedynie rozbawiony całą sytuacją.
- Pomógłbyś mi chociaż wstać. -
Chłopak podszedł do mnie i podał mi rękę. Nie to, żebym nie umiała sama się podnieć, ale miałam plan odegrania się na James’ie. Aż dziwne, że niczego się nie domyślił.
Bez zastanowienia chwyciłam wyciągniętą dłoń i pociągnęłam blondyna z całej siły w dół. Przez jego twarz przemknął wyraz zdziwienia, a po chwili i on leżał do połowy zanurzony w wodzie.
Uśmiechnęłam się do niego przebiegle.
- Jak mogłaś? – zrobił minę zranionego pieska.
- Zdziwiło mnie jedno. Jak głupim trzeba być, żeby się nie domyślić co miałam zamiar zrobić? -
- Jestem przyzwyczajony, że dziewczyny proszą mnie o pomoc. – uśmiechnął się z wyższością, przeczesując wilgotne włosy ręką.  Oho.. ktoś tu ma za wysokie mniemanie o sobie.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, chlapnęłam James’a wodą w twarz.
- Ty przebiegła mścicielko! – powiedział z pretensją w głosie – nie wiesz z kim zadarłaś! – przetarł twarz dłońmi i popatrzył przebiegle w moją stronę.
Nie.. błagam.. tylko nie..
- ŁASKOTKI!!! – krzyknął, rzucając się w moją stronę – najlepsza broń wszechczasów! -
- Przestań! James, proszę! – błagałam, wijąc się ze śmiechu i szukając jakieś deski ratunku.
- STOP!!! Proszę.. – to było straszne, z jednej strony fale ciągle zalewające wodą moje oczy i usta, a z drugiej bezlitosny król łaskotek. Cały czas śmiałam się wbrew woli, nie mogąc złapać oddechu. Próbowałam odepchnąć chłopaka, ale moje marne próby spełzły na niczym. Nie chciałam nawet myśleć, jak musze wyglądać, cała mokra i poturbowana od wyrywania się z objęć blondyna.  
Po kilku minutach, poczułam, że tortury ustały. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na James’a, który nadal nade mną górował. Jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej. Kropelki wody z jego włosów skapywały na moje ramiona. Ręce miał oparte po obu stronach mojej głowy, co zamykało mi drogę ucieczki. Ale, kto chciałby uciekać od cudownego James’a Daniela McVey? Na pewno nie ja.
Po raz pierwszy miałam okazję przyjrzeć się jego oczom z tak bliska. Niebieskie tęczówki odbijały światło słońca, które leniwie wdrapywało się na szczyt nieba.  Na jego twarzy gościł delikatny uśmiech, którego intencji nie potrafiłam odczytać. Wpatrywał się we mnie, przenikliwie, jakby chciał zajrzeć do samego wnętrza. Pierwszy raz w życiu poczułam się… naga? W końcu nasze spojrzenia zetknęły się i żadne nie miało zamiaru odwrócić wzroku. Czułam, jak rozpływam się pod wpływem jego niebieskich oczu, nieruchomieję, nie mogąc (nie chcąc?) się ruszyć i zakłócić tej chwili. Przyjemne uczucie ciepła rozlewało się po całym moim ciele. Nikt wcześniej tak na mnie nie działał. Oczywiście było jakieś tam przyciąganie do innych chłopców, ale James jest pierwszą osobą, której bliskość sprawia, że moje zmysły wariują. 
Im bliżej mojej była jego twarz, tym bardziej uświadamiałam sobie czego chcę. Chłopak przeniósł swój wzrok na moje usta. Wiedziałam, że myśli o tym samym. Przymknęłam  oczy, czekając na jego kolejny krok.
Na pewno tego pragniesz? zapytał dokuczliwy głosik w mojej głowie.
Jezusie, oczywiście, że tak! krzyknęłam w myślach.
Czułam jego wolny i ciepły oddech na mojej twarzy. Jego usta były coraz bliżej, starałam się uspokoić serce, które zaczynało wariować. Motylki w moim brzuchu szalały ze szczęścia, świat dookoła przestawał mieć znaczenie, szum morza odchodził na drugi plan, aż nagle usłyszałam głośny dźwięk tuż za moją głową.
Niespodziewanie ogromna fala zalała naszą dwójkę. James odsunął się zaskoczony, a ja poderwałam się do pionowej pozycji, krztusząc się wodą, która dostała się do mojego gardła. PIEPRZ SIĘ OCEANIE ATLANTYCKI!!! zaklęłam w myślach.
Było tak blisko.. Dlaczego? Dlaczego mnie to zawsze spotyka?! Miałam ochotę walnąć głową w ścianę, ale w pobliżu żadnej nie było. Spojrzałam na James’a, który wydawał się być nieco zdezorientowany i nic poza tym. Również na mnie popatrzył i obdarzył mnie bezradnym uśmiechem. Czułam zażenowanie całą sytuacją. Przysięgam, że kiedyś rozprawię się z matką naturą.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Dystans między mną a James’em znowu powrócił. Przed chwilą prawie się pocałowaliśmy, a teraz czułam, jak w kilka sekund ponownie staliśmy się dla siebie obcy.
Zdecydowałam się na to co wychodzi mi najlepiej, czyli ucieczkę.
- Chyba już pójdę – mruknęłam zakłopotanym głosem. Podążyłam w stronę brzegu i chwyciłam leżącą na piasku bluzkę.
- Zaczekaj! – krzyknął James - Dlaczego uciekasz? To tylko głupia fala. –złapał mnie za nadgarstek.
- Ja tylko.. po prostu naprawdę muszę już iść. Siostra będzie mnie szukać – chciałam jak najszybciej zniknąć i poukładać sobie to wszystko.
- Hmm.. no dobra – odpowiedział zmieszany – Daj mi chociaż swój numer. – powiedział, wyciągając z kieszeni telefon.
Mój limit szczęścia na ten tydzień chyba jednak się nie wyczerpał. 
Podałam mu mój tymczasowy angielski numer, w myślach modląc się żeby zadzwonił.
- Do zobaczenia.. kiedyś. – wybąkałam siląc się na uśmiech. Nie wiem czemu czułam się zażenowana całą tą sytuacją, podczas gdy James wydawał się rozluźniony i opanowany.
- Na pewno! – odpowiedział radośnie się uśmiechając.
Pomachałam mu jak jakaś idiotka, po czym szybko ruszyłam w przeciwnym kierunku, chcąc zniknąć z zasięgu jego przenikliwego wzroku.

 ~ * ~ 

Dopiero gdy znalazłam się na jednej z ulic prowadzącej do domu, dotarło do mnie co się stało. Gdyby nie złośliwość natury, pocałowałabym Jamesa McVey albo raczej on pocałowałby mnie. Z jednej strony bardzo tego chciałam, ale z drugiej on był marzeniem tysięcy nastolatek… Mógł mieć każdą. Dlaczego zainteresował się właśnie mną? Nagle stanęłam wryta w ziemię i prawie czułam jak nad moja głową zapala się żarówka oznaczająca błyskotliwe odkrycie. Wtedy zrozumiałam, że James to zapewne zwykły gracz. Wykorzystuje swoją sławę i urodę do podrywania dziewczyn, którym potem łamie serce. Dla niego to zwykła zabawa. Nie znałam go, ale mogłam przysiąc, że tak jest. Czy ludzie jego pokroju angażują się w coś na stałe?
Nie wiem dlaczego, poczułam się oszukana. Jakbym liczyła na coś więcej … Znałam go 2 dni, ale mocno zaangażowałam się w naszą relację. James był dla mnie dziwną nadzieją na odmianę wśród moich związkowych niepowodzeń. Nie wiem, co mną kierował w takim myśleniu. 2 dni, 2 pieprzone dni, a ja wyobrażałam sobie niewiadomo co! Ewelino Lis, co się z tobą dzieje?!
Nagle dostrzegłam naprzeciwko mnie znajome sylwetki Dorothy, jej rodziców i mojej siostry.
- O hej! Co wy tu robicie? – spytałam równocześnie robiąc w myślach wielkiego face palma za moją błyskotliwość. To oczywiste, że idą na plażę.
- Raczej co ty tu robisz? Myślałam, że spotkamy się na plaży. – wtrąciła zdziwiona Marta.
- Tak, taki był plan, ale pomyślałam sobie, że w sumie.. to znaczy.. – szybko wymyśl coś mądrego – pogoda jest do niczego, więc może odpuśćmy sobie plażę i idźmy do kina albo…- urwałam widząc ich zdezorientowane miny. Mentalny face palm część druga.
- Jest 25 stopni, zero wilgotności, a na niebie nie ma ani jednej chmurki. – zauważyła Gosia.
- Tak.. ale ta angielska pogoda, kto wie czy nie zacznie za chwilę padać? O! Przysięgam, że coś właśnie kapnęło mi na nos – pogrążałam się coraz bardziej.
- Coś się stało? – zmierzyła mnie badawczym spojrzeniem siostra.
- Nie! – zaprzeczyłam szybko - Zresztą.. wiecie co? Nie ważne. Idźcie, a ja zostanę w domu i coś sobie oglądnę – uśmiechnęłam się , mając nadzieję, że nie wygląda to, tak sztucznie jak przypuszczałam.
Wszyscy przypatrywali mi się dziwnym wzrokiem. W końcu Marta zdecydowała się przerwać milczenie.
- Jak uważasz. Wrócimy po południu. W zamrażalniku jest pizza. - w jej głosie wyczuwałam dziwne zaniepokojenie. (Prawdopodobnie o moje zdrowie psychiczne)
- I ustalone! Bawcie się dobrze – posłałam im kolejny przesadny uśmiech i pomachałam na pożegnanie.
Po chwili oni ruszyli w stronę plaży, a ja w kierunku domu, rozmyślając nad tym jak wielką kretynkę z siebie zrobiłam.
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że 4 rozdział choć trochę się wam spodobał :) Jak to zwykle u mnie bywa, pisany o 1 w nocy, bo jak wiadomo - sen jest zbyt mainstreamowy xd
Nadal nie wiem dlaczego część postu wrzuca się inną czcionką, a część inną.. może kiedyś to rozgryzę xd
Jak zwykle proszę, klikajcie przycisk 'przeczytane' i oczywiście komentujcie :) 

A teraz zostawiam was z Jamsem w wersji 'hodwca lam

Jak dla mnie to zdjęcie wygrało wszystko xD

6 komentarzy:

  1. Oooooo mamusiu robi się coraz lepiej 😉 najpierw romantyczny spacer a teraz prawie się pocałowali ❤❤❤ jestem ciekawa kiedy Evelin pozna resztę chłopaków 😉 czekam z niecierpliwością na następny rozdział, życzę weny i mam pytanie czy mogła byś mnie informować o nowych rozdziałach na tt ? 😉 Jak tak to mój Twitter @word_up_69 😁😁😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo się cieszę, że ci się spodobało ^^ oczywiście, że będę cię informować ;>

      Usuń
  2. Nie-Sa-Mo-Wi-Te <3 <3 <3 <3 Powinnaś być zawodową pisarką. A James...Ach! <3 Weny, kochana, czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałabyś/Chciałbyś poddać swojego bloga ocenie lub dołączyć do oceniających? Jeżeli tak, zapraszam : http://ocenyopowiadan.blogspot.com/
    ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. Super *-*
    dawaj szybko kolejny (:

    OdpowiedzUsuń
  5. ZAJEBISTY :) :*

    OdpowiedzUsuń