niedziela, 11 maja 2014

~ Rozdział 11 ~ "Po raz kolejny prawda przygniotła mnie niczym lawina i przypomniała, dlaczego od zawsze wolałam żyć w kłamstwie."

Wjechałam na autostradę o mało co nie harując prawymi drzwiami o barierkę. Żałowałam uniknięcia kolizji, ale szansa pozostawienia na autku James’a pamiątki po sobie nadal istniała. 

Jazda lewa stroną drogi nie była taka zła, jak myślałam. Może to dlatego, że autostrada prowadziła prosto, bez żadnych zakrętów, ale zostańmy jednak przy wersji, że to ja jestem takim świetnym kierowcą. 

Podążałam za znakami - z powrotem do Bournemouth. Nie było dużego ruchu, więc nie chcąc na razie myśleć o ostatnich zdarzeniach skupiłam się na krajobrazie. Niestety z czasem obrazy za oknem stawały się coraz mniej ciekawe. Wciąż te same drewniane ogrodzenia, pola uprawne, zagajniki i znowu pola uprawne... Cała ta monotonia sprawiła, że moje myśli w końcu pobiegły w stronę McVey’a. 

Westchnęłam głęboko świadoma swojej głupoty. To byłoby nieprawdopodobne, że taka gwiazda jak on nie ma dziewczyny i nagle zakochuje się we mnie, przypadkowo poznanej na plaży Polce z przeciętną urodą. Nie byłam dla niego niczym więcej, jak wsparciem dla męskiego ego. Udowodnił sobie, że może rozkochać w sobie każdą. 

Zawsze obiecywałam sobie, że nie będę jak K a ż d a, a teraz nabrałam się na proste sztuczki i postąpiłam dokładnie tak, jak te wszystkie naiwne dziewczyny, którym chłopak najpierw wiele obiecuje, a potem rzuca tekstem „nie czuję już tego samego, znudziłaś mi się”.

Może James nie powiedział mi tego wprost, ale wcześniej, czy później taka sytuacja by nadeszła. Do tego pokazał, jak łatwo jest zabawić się moim kosztem. 

Do moich życiowych tytułów mogę dodać nowo-zdobyty: Skończona idiotka. 

- Głupia, głupia, głupia! – krzyknęłam uderzając ręką w kierownicę w celu wyładowania emocji.

Co ja sobie do cholery myślałam? Że odjedziemy na białym koniu ku zachodzącemu słońcu i będziemy żyli długo i szczęśliwie? Jestem żałosna. Nie.. to za mało powiedziane. Głupia, nienormalna, opóźniona, nierozsądna, durna, tępa, bezmózga, pomylona, lekkomyślna, łatwowierna… 

Nagle rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu i przerwał mi obrażanie samej siebie.  Spojrzałam na siedzenie, na którym leżała komórka. Prychnęłam z pogardą widząc numer James’a na wyświetlaczu. Po krótkim rozważaniu, czy odbierać, nacisnęłam zieloną słuchawkę. 

- Abonent czasowo niedostępny, proszę zadzwonić, kiedy ograniczysz się do posiadania jednej dziewczyny w tym samym czasie – odegrałam głos automatycznej sekretarki i rozłączyłam się nie dając mu dojść do słowa. 

Zadowolona z siebie chwyciłam oburącz kierownicę i postanowiłam więcej nie myśleć o McVey’u. Zadarłam głowę do góry i skupiłam się na drodze.

*


Trzeba mieć pecha. Trzeba się urodzić pod naprawdę ciemną gwiazdą. Albo po prostu trzeba być mną – kumulacją nieszczęść całego świata.

Przejechałam całą trasę do Bournemouth bez żadnych problemów i wiedziałam, że poszło zbyt dobrze, że coś musi się stać. I stało się. Kilometr od miasta złapałam gumę, a McVey niestety nie przestrzega przepisów i nie wozi ze sobą zapasowego koła. Tak oto utknęłam w szczerych polach z nieswoim autem i zerową ilością pomysłów co dalej. Nie mogłam zadzwonić po pomoc drogową bo nie miałam ani dowodu rejestracyjnego, ani ubezpieczenia samochodu. Duma i resztki honoru powstrzymywały mnie też od wykręcenia numeru James’a. 

Oczywiście matka natura również stanęła przeciwko mnie. Ze ślicznej pogody zostało już niewiele. Słońce schowało się za chmurami, a wysoką temperaturę zastąpił zimny wiatr. Chcąc schronić się przed chłodem, wsiadłam z powrotem do samochodu i próbowałam wymyślić co dalej. Auto stało na uboczu drogi, ale miałam wrażenie, że nie miałoby większego znaczenia, gdybym zaparkowała je na środku ulicy, bo ruch był dzisiaj praktycznie zerowy. 

Nie mając pojęcia jak zabić czas w oczekiwaniu na cud, który przetransportuje mnie do Bournemouth, zrobiłam coś, na co powinnam wpaść już dawno temu. Wzięłam do ręki telefon i wpisałam w googlach hasło „James McVey girlfriend”. Wyników nie było zbyt wiele, w dodatku część nietrafna, jednak wkrótce natrafiłam na zdjęcia, które mnie interesowały. Widniała na nich ta sama blondynka, którą dziś widziałam, ta sama, która prawdopodobnie jest dziewczyną McVey’a. W komentarzach fanki dyskutowały i wmawiały sobie nawzajem, że oni już dawno nie są razem i gitarzysta The Vamps znowu jest do wzięcia. Specyficzna sytuacja w KFC uświadomiła mi, jak bardzo te dziewczyny się mylą. Ellie była dziewczyną James’a, jest nią i zapewne nadal będzie. 

Zirytowana rzuciłam telefonem w skórzaną powierzchnię siedzenia pasażera i postanowiłam skupić swoją uwagę na czymkolwiek, co nie było rozmyśleniem nad moja naiwnością i głupotą. 

Spoglądając przez okno z rezygnacją stwierdziłam, że zaczęło padać. Ciemne chmury zasłoniły niebo i rozpoczęły swoją deszczową symfonię. Krople wody spływały zgrabnie po liściach przydrożnych drzew, by zaraz zniknąć w kałużach, a rośliny bujały się delikatnie w rytm wygrywany przez wiatr. 

Włączyłam wycieraczki, które niezdarnie schlapywały wodę z przedniej szyby umożliwiając mi lepszą obserwację świata w deszczowym transie. Tępo wpatrywałam się w przestrzeń na zewnątrz licząc przejeżdżające samochody i nie skupiając myśli absolutnie na niczym. Melancholijne dźwięki wydobywające się z radia kołysały mnie w niebycie intelektualnym i wzmacniały empatyczny nastrój. 

Nagle na pobocze tuż przede mną zjechało auto z przeciwnej strony drogi. Zwróciłam na nie uwagę dopiero gdy uchyliły się drzwi i ze środka wysiadł kierowca. Zmrużyłam oczy, by lepiej dostrzec jego sylwetkę. Młody chłopak średniego wzrostu w czarnych rurkach i zwykłym t-shirt’ie zbliżał się w moją stronę. Po chwili rozpoznałam jego twarz.

- Co ty tutaj robisz? – spytałam Bradley’a uchylając szybę.

- Ciebie mogę spytać o to samo – powiedział niepewnie z nutką intrygi w głosie – James dzwonił i powiedział mi, że zapomniałaś zabrać go ze sobą w drogę powrotną. -

- A on zapomniał wspomnieć, że ma dziewczynę – burknęłam zaraz przed tym jak ugryzłam się w język.

Mina Brad’a natychmiast zrzedła, a ja żałowałam, że zamiast najpierw pomyśleć, powiedziałam coś głupiego. Jak zwykle zresztą. Chłopak, wbrew moim oczekiwaniom, nie zjechał mnie wzrokiem ani nic z tych rzeczy, ale obszedł samochód dookoła i zajął miejsce pasażera. 

Nie musiałam o nic pytać, Simpson chyba czuł się zobowiązany do wyjaśnienia mi sytuacji. 

- Słuchaj… To nie do końca tak jak myślisz – na dźwięk tych słów miałam ochotę mu przerwać i wyśmiać, jednak się powstrzymałam – James.. on… zachował się nie w porządku, to prawda. Jeśli mam być szczery, to gdy pierwszy raz cię zobaczyłem, wiedziałem, że będą z tego jakieś kłopoty. To jak on na ciebie patrzył… A potem ten pocałunek i twoje zdezorientowanie, kiedy miałem pretensje do McVey’a. Zorientowałem się, że Nie byłaś niczego świadoma, a on chamsko z tobą pogrywał. Próbowałem go przekonać, aby powiedział ci prawdę, ale on twierdził, że nie ma sensu, bo i tak niedługo wyjeżdżasz, a on chce jedynie odpocząć od Ellie. To było niedorzeczne nawet dla mnie, ale nie mogłem decydować za niego.

Zapadło milczenie, a ja odtwarzałam w głowie słowa Bradley’a. Nawrzeszczał na James’a po naszym pocałunku… zupełnie jak w moim śnie. Śnie, który jednak nie był snem. Teraz byłam pewna, że to wydarzyło się naprawdę. 

Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Rozmowa James’a z Brad’em, którą przez przypadek usłyszałam. 

- Musisz jej powiedzieć –
- Ale.. –
- James, do cholery, to byłoby nie fair. Powinna wiedzieć! –

Słowa odbijały się echem w mojej głowie. Od początku chodziło o Ellie i o związek, który McVey przede mną zataił. Połączyłam części układanki i wszystko stało się jasne. Nigdy nie miałam się dowiedzieć o jego dziewczynie. Byłam tylko skokiem w bok, odreagowaniem. Po kilku dniach miałam zniknąć z jego życia. Jeśli tak by się nie stało, byłabym jedynie problemem. Ja głupia liczyłam na coś więcej, chciałam się zaangażować.

Po raz kolejny prawda przygniotła mnie niczym lawina i przypomniała, dlaczego od zawsze wolałam żyć w kłamstwie. Analizowałam własną głupotę wręcz słysząc donośny chichot świata śmiejącego się ze mnie.
Zmrużyłam oczy przygryzając wargę i biorąc głęboki wdech. Samotna łza spłynęła po moim policzku, zostawiając za sobą czarny ślad rozmazanego tuszu. Otarłam ją szybko, nie chcąc rozklejać się przy Bradley’u. Chłopak unikał kontaktu wzrokowego, zapewne z zamiarem dania mi trochę przestrzeni osobistej. Chyba rozumiał, jak głupio musiałam się czuć w tej chwili. 

- Mógłbyś tylko odwieźć mnie do domu – wyszeptałam łamiącym się głosem.

- Jesteś pewna? –

- Tak – odparłam zbyt stanowczo i zbyt szybko – nie chcę mieć z tym już nic wspólnego. - 

- Jasne.. daj mi chwilkę – wysiadł z samochodu i wykręcił czyjś numer, zapewne James’a.

W końcu to po niego tu jechał. Miał go odebrać z Thorpe Parku, bo jego skok-w-bok-dziewczyna ukradła mu samochód. Prychnęłam z pogardy do niego i do samej siebie. Nie mogłam nikogo winić za własną głupotę i naiwność. Gdybym wykazała się chociaż odrobiną zdrowego rozsądku, nie dałabym się nabrać tak  łatwo na jego gierki. 

Tymczasem teraz musiałam płaszczyć się przed jego przyjacielem,  żeby odstawił mnie do domu, gdzie będę mogła do woli użalać się nad swoim losem. 

- Możemy jechać – zakomunikował Brad uchylając moje drzwi – Odwiozę cię moim autem. -

Zgodnie z instrukcją przesiadłam się do wozu Simpsona. Nie pytałam nawet, co będzie z samochodem James’a, nie obchodziło mnie, czy chłopak dostrzegł przebitą oponę. Nic mnie już nie obchodziło. 

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zmusiłam się w końcu do napisania kolejnego rozdziału. I tak oto jest 4 nad ranem, a ja dopiero co skończyłam pisać... Dlatego proszę o wyrozumiałość i mam nadzieję, że rozdział chociaż w małym stopniu przypadł wam do gustu :)

Przepraszam i Dziękuję to chyba najczęściej używane przeze mnie słowa. I znowu:

Przepraszam za te 2 tygodnie czekania

DZIĘKUJĘ za wszystkie komentarze, wejścia i kliknięcia "przeczytane" <3

Czasem nadal trudno mi uwierzyć, że ktoś czyta te moje wypociny. 


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~

CHAMSKA REKLAMA! :D

Jeśli ktoś byłby zainteresowany, zapraszam na bloga, gdzie wraz z Ellie Rose publikujemy nasze wspólne opowiadanie :) 
>>> SEN NOCY LETNIEJ <<<
Każde wyświetlenie, każdy komentarz i każda opinia bardzo się dla nas liczy! :)

6 komentarzy:

  1. Bardzo fajnie.Podoba mi się ten rozdział.Jest ciekawy i to bardzo.Szkoda mi tylko Evelyn (chyba dobrze napisałam xd)
    I na sam koniec tekst który jest monotonny i denny ale cieszy :) :
    Czekam na next-oby był szybko! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha ta sekretarka czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. No..doczekalam się! :D
    I tak się teraz wszystkim jaram.W koncu do akcji wkroczył Brad!!! Mam nadzieje ze wyniknie z tego cos głębszego. Moze Ewelina i Brad bd mieli romans? Oby! James zachowal sie nie fair w stosunku do dziewczyny. Jestem ciekawa kolejnej części.
    Pozdrawiam :)
    A i zapraszam na nowosc http://boyincurls.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znowu zapraszam na nowość. to aż nie podobne do mnie żebym dzień po dniu dodała rozdziały.a i mała niespodzianka na koniec ;]
      http://boyincurls.blogspot.com/2014/05/5podobasz-im-sie.html

      Usuń