Miałam
rację. To, że Marta była zła to mało powiedziane. Wpadła w taki szał, jakby
całe zło tego świata przelało się w jej osobę. Najgorsze jest to, że udawała
świętą, tak jakby była idealnym dzieckiem.
- Mam ci przypomnieć co ty zrobiłaś w moim wieku? – krzyczałam bez opanowania.
- To zupełnie coś innego! – wrzasnęła Marta.
- O przepraszam – zadrwiłam – rzeczywiście, przecież ucieczka z domu w 18 urodziny i to jeszcze do obcego kraju, to nic w porównaniu ze zniknięciem na jedną noc – wykrzyczałam jej prosto w twarz. I już wtedy wiedziałam, że przesadziłam.
- Jak mogłaś? – podniesiony głos Marty drżał i był bliski załamania, a w oczach zobaczyłam zalążek łez. Była ode mnie starsza, ale rzeczy które robiła mając 18 lat, nie dorastają nawet do pięt mojej jedno-nocnej ucieczce.
W pewnym momencie już nie wytrzymywałam jej bezpodstawnych zarzutów. Tłumaczenia, że jestem pełnoletnia i nie może mi niczego zabronić nie pomagały, więc w napadzie złości postanowiłam wyciągnąć ciężkie działa.
Ta część jej przeszłości była dość drażliwa i nie wspominało się o niej często, ale w napadzie furii, nie myślałam już czy ją zranię. Po prostu mnie to nie obchodziło.
Teraz gdy siedziałam sama w pokoju, zrozumiałam, że źle zrobiłam. Czułam się okropnie z świadomością, że sprawiłam komuś ból. Dlaczego zawsze tak jest? Czemu w napadzie złości nie kontrolujemy się i mówimy okropne rzeczy, których potem żałujemy?
- Mam ci przypomnieć co ty zrobiłaś w moim wieku? – krzyczałam bez opanowania.
- To zupełnie coś innego! – wrzasnęła Marta.
- O przepraszam – zadrwiłam – rzeczywiście, przecież ucieczka z domu w 18 urodziny i to jeszcze do obcego kraju, to nic w porównaniu ze zniknięciem na jedną noc – wykrzyczałam jej prosto w twarz. I już wtedy wiedziałam, że przesadziłam.
- Jak mogłaś? – podniesiony głos Marty drżał i był bliski załamania, a w oczach zobaczyłam zalążek łez. Była ode mnie starsza, ale rzeczy które robiła mając 18 lat, nie dorastają nawet do pięt mojej jedno-nocnej ucieczce.
W pewnym momencie już nie wytrzymywałam jej bezpodstawnych zarzutów. Tłumaczenia, że jestem pełnoletnia i nie może mi niczego zabronić nie pomagały, więc w napadzie złości postanowiłam wyciągnąć ciężkie działa.
Ta część jej przeszłości była dość drażliwa i nie wspominało się o niej często, ale w napadzie furii, nie myślałam już czy ją zranię. Po prostu mnie to nie obchodziło.
Teraz gdy siedziałam sama w pokoju, zrozumiałam, że źle zrobiłam. Czułam się okropnie z świadomością, że sprawiłam komuś ból. Dlaczego zawsze tak jest? Czemu w napadzie złości nie kontrolujemy się i mówimy okropne rzeczy, których potem żałujemy?
Siedziałam na łóżku po nieudanej próbie przeprosin. Marta nadal była zła, a ja nie wiedziałam co zrobić, żeby mi wybaczyła. Przegięłam, wiem to, ale wszystkie wydarzenia ostatnich dni skumulowały się na mnie i musiałam dać upust złości. Nie mogłam uwierzyć, że to moja siostra oberwała za McVey’a.
Świadomość, że przebywałam sama w domu i dookoła nie było nic oprócz głuchej ciszy przerywanej tykaniem zegara, stała się jeszcze bardziej dołująca. Dorothy była u koleżanki, jej rodzice w pracy, a Marta z chłopakiem pojechali bóg wie gdzie. Pewnie jak najdalej ode mnie…
Czułam się jak wyrzutek, który zrobił tyle złych rzeczy, że nikt nie chciał przebywać w jego towarzystwie. Dzięki temu miałam dużo czasu, aby jeszcze bardziej dobić się James’em i moją naiwnością. Deszcz, który na chwilę przestał padać, znowu powrócił do wygrywania swojej smętnej melodii.
Pogoda tutaj chyba dostosowywała się do mojego nastroju.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Niechętnie zeczołgałam się z łóżka nie mając ochoty oglądać w tej chwili nawet listonosza. W zasadzie to współczułam osobie która stoi teraz przed domem, bo miła dla niej raczej nie będę.
Zeszłam po schodach i stąpając po miękkiej wykładzinie skierowałam się do drzwi. Nacisnęłam klamkę obstawiając, że czeka za nimi kurier albo świadek jehowy. Jednak widok jaki ujrzałam przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
Nie wierzyłam własnym oczom. W drzwiach stał przemoknięty do suchej nitki James, a w ręce trzymał mój sweter. Ten samy, który musiałam u niego zostawić przy ostatniej wizycie… Nie wierzę, że sama dałam mu pretekst do przychodzenia tutaj!
McVey wyglądał jak wszystkie nieszczęścia świata. Biały T-shirt był cały mokry i przyklejony do torsu chłopaka. Z włosów wypłukały się całe kosmetyki, które James użył do stylizacji i teraz kosmyki bezwładnie zasłaniały mu czoło przyczepiając się równocześnie do całej twarzy. Do tego spodnie z zamierzonymi dziurami na kolanach sprawiały, że chłopak wyglądał jak żywcem wyjęty spod mostu.
Patrzył na mnie smutnym wzorkiem i ciągle trzymał w dłoni ten pieprzony sweter. Sweter który leżał w przedsionku mieszkania McVey’a. Przedsionku, w którym my po raz pierwszy się… Nie! Nie mogłam teraz o tym myśleć. Jestem na niego zła. Wspominanie wspólnych chwil, które i tak były kłamstwem, było beznadziejnym pomysłem.
- Evelyn – powiedział zbyt pewnym, jak na zaistniałą sytuację, tonem.
- Jak się ma Ellie? – spytałam sarkastycznie, nie zwracając uwagi, czy ma mi coś do powiedzenia. Byłam zła. I całą negatywną energie zamierzałam skumulować na nim.
- Muszę z tobą porozmawiać - on również zignorował moją wypowiedź – Nie obchodzi mnie czy tego chcesz, czy nie. MUSZĘ ci to wszystko wyjaśnić. – powiedział stanowczo i minął mnie w drzwiach wchodząc do środka.
Stałam jak słup soli nie mogąc ruszyć się ze zdziwienia. Najpierw mnie oszukuje, a teraz wchodzi do mojego (w zasadzie nawet nienależącego do mnie) domu i jak gdyby nigdy nic OZNAJMIA, że będziemy rozmawiać. Nie ruszałam się jeszcze przez moment układając w głowie jak bardzo idiotyczna jest ta sytuacja, jednak stwierdziłam, że moja konsternacja nic nie da, nie wywalę go przecież siłą.
- Przyniosę ci ręcznik – mruknęłam w końcu. Z każdej części jego garderoby kapała woda i moczyła podłogę, którą ja będę musiała potem sprzątać. Im szybciej się wysuszy tym lepiej. Zresztą.. dlaczego on w ogóle przyszedł tu pieszo? Nie zmoknąłby jadąc swoim samochodem.
No tak.. zapomniałam, że mu go zepsułam.
Nie wierzyłam w to co się działo. Nie myślałam, że ten dzień mógł być jeszcze gorszy, tymczasem razem ze mną w salonie siedział James skłonny wyjaśnić swoje chamstwo. Jakoś trudno było mi uwierzyć w beznadziejność tego dnia
.
- Nie wiem, jak wiele wiesz– zaczął w końcu rozmowę.
- Wystarczająco, by ocenić jaki z ciebie dupek – wtrąciłam z udawanym uśmiechem.
- Evelyn, przestań. Jeśli tak ma to wyglądać, to nic ci nie wyjaśnię.
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Wiesz.. nie wiem czy mam cię podziwiać, czy raczej powinno mi być ciebie żal. Najpierw zachowujesz się jak ostatni skurwysyn, a potem masz jeszcze czelność tu przychodzić i dyktować warunki na jakich będziemy rozmawiać. – uniosłam ręce w geście pokazującym jak idiotyczne jest jego zachowanie.
- Daj mi 5 minut i wszystko ci wyjaśnię. Tylko błagam, nie przerywaj mi. Potem będziesz mogła po mnie jeździć ile będziesz chciała, ale posłuchaj chociaż, co mam ci do powiedzenia.
- Ciekawi mnie raczej, co jeszcze, oprócz bajeczki o córce sponsora, miałeś do powiedzenia Ellie. – prychnęłam.
James popatrzył mi głęboko w oczy pierwszy raz od rozpoczęcia konwersacji i powiedział prawdopodobnie najbardziej niespodziewaną przeze mnie w tym momencie rzecz.
- Zerwałem z Ellie. - przełknął głośno ślinę.
Na dźwięk tych słów szczęka dosłownie opadła mi w dół, a oczy otwarły się szerzej ze zdziwienia. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. W ciszy analizowałam jego słowa.
- Ty co zrobiłeś?! – zapytałam wstając z kanapy, gdy powróciła mi zdolność ruchu i mowy. Bałam się, że to ja byłam powodem ich rozstania, a uczucie, że rozwalasz komuś szczęśliwy związek nie jest przyjemne. Pewnie powinnam nienawidzić Ellie, ale ja jej szczerze współczułam. Pewnie naraża się na nieprzyjemności ze strony fanek, a teraz do tego dochodzę ja – zagraniczna „kochanka” jej chłopaka. Panie Okił Khamidov (reżyser Trudnych Spraw), mam pomysł na scenariusz nowego odcinka!
- Po prostu pozwól mi wszystko wyjaśnić od początku. - James przywołał mnie na ziemię.
- Dobra, ale potem znikasz stąd i nie chcę mieć nic więcej z tobą wspólnego.- mruknęłam siadając z powrotem na sofie.
Na dźwięk ostatnich słów przez twarz chłopaka przemknął cień smutku i przygnębienia, ale nie skomentował mojej wypowiedzi. Przymknął jedynie oczy i odchylając głowę do tyłu westchnął ciężko.
- Z Elie byliśmy razem od 3 lat .
Nie błagam… czy on ma zamiar opowiadać mi całą historię ich związku?
- Ona pokochała mnie zanim ta cała sława się zaczęła. Wspierała mnie w działalności na YouTube, pomagała w szukaniu członków zespołu… Zależało jej na mnie. – spojrzał w przestrzeń, jakby przypomniał sobie wspólne chwile z Ellie.
- Ale potem zaczęło się pogarszać. Do akcji wkroczyły godziny w studiu nagraniowym, odwoływane randki, koncerty, długie wyjazdy… Widywaliśmy się coraz rzadziej i z każdym miesiącem sytuacja miedzy nami się pogarszała. Widziałem, że ona cierpi. Bolało ją, że nie byłem już tylko jej i musiała się mną dzielić z fankami.
- Najgorzej było, gdy w wywiadach kazali nam mówić, że nie mamy dziewczyn. Ellie pękało serce, kiedy się jej wypierałem. A potem w jakiś sposób fanki się o niej dowiedziały i zaczęło się. Wyzywanie, ubliżanie… „Fanki” zmieszały z Ellie z błotem. To było ponad jej psychikę… i wtedy stało się najgorsze. Zerwała ze mną. – wydusił z siebie.
- Nie będę ci mówił co przeżywałem… Nie ma sensu tego rozpamiętywać. Zresztą kilka miesięcy później wróciliśmy do siebie. Nie chciałem powtórki z fankami, więc ukrywaliśmy związek. Ale to już nie było to samo. Widziałem, jak te wszystkie wydarzenia odbiły się na Ellie. Uśmiechała się rzadziej, za to coraz częściej płakała. Przytłaczało ją to, że nie mogliśmy się razem pokazywać. Nie dość, że spędzaliśmy ze sobą mało czasu, to jeszcze musieliśmy się z tym ukrywać. Miałem wrażenie, że chemia między nami znika. Częściej na mnie krzyczała niż całowała, ciągle się kłóciliśmy, zazwyczaj o to, że wystawiałem ja do wiatru i jechałem na niespodziewany wywiad czy do studia. Czułem się ,jakbym ją więził…
- I dzisiaj zrozumiałem, że czas ja uwolnić. Związek ze mną był dla niej jak kajdanki. Dotarło do mnie, że jeśli naprawdę mi na niej zależy to powinienem chcieć jej dobra, a to co spotykało ją u mojego boku na pewno dobre nie było. Wiedziałem, że bez niej nie będę szczęśliwy, ale to na jej szczęściu zależało mi najbardziej.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Cała ta historia.. nie spodziewałam się, że to wszystko jest aż tak skomplikowane. To, co zrobił dla Ellie… z jednej strony zranił ją przez rozstanie, ale dał jej przez to szansę na normalne życie, bez ciągłej obawy o paparazzi. Postawił jej dobro nad swoje. Mimo, że dla mnie nadal pozostawał dupkiem, to zachował się wobec Ellie bardzo dojrzale.
Widziałam smutek malujący się na jego twarzy. Nic nie mówił.. chyba czekał na moją reakcję. Zrozumiałam, że muszę coś powiedzieć i wiedziałam już co.
- To co zrobiłeś, poświęciłeś się dla jej szczęścia… Naprawdę ją kochasz i to w niezwykły sposób. Bo prawdziwa miłość jest ofiarą, myśleniem o innych zanim pomyślisz o sobie. I ty to zrobiłeś… Mimo, że teraz Ellie jest na ciebie wściekła, to niedługo zrozumie, że chciałeś jej dobra.– posłałam mu pocieszający uśmiech.
Chłopak podniósł na mnie wzrok i uniósł smutno kąciki ust do góry. Wyglądał, jakby rozważał moje słowa.
Wiedziałam jednak, że muszę przejść do sedna sprawy i uzyskać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.
- Ale nie rozumiem jednej rzeczy… skoro tak bardzo ci na niej zależy, dlaczego w ogóle się mną zainteresowałeś? Czemu brnąłeś w naszą znajomość? Przecież wiedziałeś, że zranisz Ellie…
Chłopak oparł łokcie na kolanach zatopił twarz w dłoniach, intensywnie nad czymś myśląc. Odezwał się dopiero po chwili:
- Ten moment, gdy po raz pierwszy rozmawialiśmy na plaży… Traktowałaś mnie tak zwyczajnie, jak nikt od dawna tego nie robił. Nie krzyczałaś na mój widok, nie płakałaś, nie chciałaś zdjęcia ani autografu. Byłem dla ciebie normalnym człowiekiem. To było jak powrót do dawnego życia... Przeniosłaś mnie w czasie do lat, za którymi tęsknie. Do tego ten twój łamany angielski był taki słodki… To gdy rumieniłaś się przy każdej pomyłce… Wiedziałem, że pogłębianie tej znajomości nie jest dobrym pomysłem, ale nie mogłem się oprzeć.. Po prostu byłem ciekawy jak to jest poznać człowieka który nie patrzy na ciebie przez pryzmat twoich osiągnięć, pieniędzy czy sławy – kącik jego ust powędrował delikatnie do góry.
- Widziałaś we mnie zwyczajną osobę… obchodziło cię to, jaki jestem, a nie kim jestem. Nawet kiedy dowiedziałaś się o The Vamps, twój stosunek do mnie się nie zmienił. Potem ta impreza… pocałunek. To wszystko sprawiało, że czułem się, jakbyś zabierała mnie ze sobą do zupełnie innej bajki, gdzie my byliśmy narratorami. Nie było tam problemów, paparazzi ani nikogo, kto chciałby nas zniszczyć. To było jak odwyk od codzienności.
- James, przestań. – przerwałam mu końcu, bojąc się, że wzbudzi we mnie litość. To wszystko co mówił, sprawiało, że łzy zbierały mi się w oczach, ale nie mogłam dać im upustu. Płacz byłby jego wygarną.
- Znasz mnie tylko od 3 dni.
- I to były najlepsze 3 dni mojego życia. – przerwał mi.
- Nie mów tak, bo dobrze wiesz, że to kłamstwo. Nie mam zamiaru robić ci wywodów jakim to dupkiem się okazałeś. Po prostu proszę cię, daj mi już spokój. Pomogłam ci odreagować, więc teraz mnie zostaw – czułam, że tymi słowami wbijam mu nóż w plecy, ale chciałam być z nim szczera.
- Nie mów tak, nie byłaś odreagowaniem.
- Więc czym? Skoro przy mnie zapominałeś o sławie i czekających cię obowiązkach, to jak inaczej to nazwać?
Nie odpowiedział.
- Tak myślałam. Powiedz mi jeszcze jedną rzecz…
Chłopak skinął głową na znak, że się zgadza.
- Czy poznanie mnie wpłynęło chodź w małym stopniu na decyzję o rozstaniu z Ellie?
James otworzył usta z zamiarem powiedzenia czegoś, jednak po chwili je zamknął.
- Szczerze? – odezwał się po chwili namysłu.
- Chyba nie masz zamiaru znowu kłamać – odparłam.
- Tak. Wpłynęła.
Westchnęłam głośno, a między nami zapanowała cisza. W głębi duszy miałam nadzieję, że jednak nie mam nic wspólnego z ich zerwaniem. Niestety teraz do moich życiowych osiągnięć mogę dopisać rozwalenie cudzego związku. Świetnie.
- Jesteś zła? – zapytał James nie doczekując się mojej reakcji.
Tym pytaniem przeważył szalę.
- Serio? – spojrzałam na niego zdziwiona – Naprawdę pytasz, czy jestem Z-Ł-A?- roześmiałam się histerycznie.
- Cholera jasna. Okłamałeś mnie. Uwiodłeś, nie mówiąc nic, że masz dziewczynę, po czym zrobiłeś ze mnie jakąś napaloną córkę jednego ze sponsorów, a teraz wprost mówisz mi, że miałam udział w rozpadzie twojego związku! Mam się z tego powodu cieszyć?!
Nasza rozmowa weszła na tor, którego się obawiałam. Nie chciałam marnować na niego moich nerwów ani się kłócić. Planowałam posłuchać, co ma do powiedzenia, a potem kazać zniknąć i zostawić mnie w spokoju. Niestety jak zwykle mój plan nie wypalił.
- Nie chciałem, żeby to tak wyszło!
- A czego ty się do cholery spodziewałeś?! Że się mną pobawisz, potem ja wrócę do Polski i problem z głowy?!
- Nie bawiłem się tobą. Zrozum to Evelyn.
- Nie mam zamiaru niczego rozumieć. To nie ma sensu. Jutro wylatuję, więc zostaw mnie w spokoju. Lepiej będzie, jeśli wszyscy zapomnimy, co się stało.
- Proszę cię, nie mów tak.
- Przestało padać, chyba powinieneś już iść – zakończyłam szybko temat.
- Evelyn.. – powiedział błagalnie.
Odwróciłam głowę od jego spojrzenia, wstałam i podążyłam do wyjścia. James chwilę się wahał, ale zaraz do mnie dołączył. Otworzyłam przed nim drzwi, dając znak żeby już poszedł. Rzucił mi smutne spojrzenie i wtedy spostrzegłam, że lazurowy błękit jego oczu jakby wyblakł. Przygryzłam wargę ledwo powstrzymując łzy, które już dawno zebrały mi się pod powiekami. James ruszył przed siebie, jednak zawahał się stojąc w progu. Odwrócił się i zrobił krok w moją stronę.
- Jeśli to ma być nasze ostatnie spotkanie… - popatrzył mi w oczy – to chcę mieć co pamiętać do końca życia - i złożył na moich ustach niespodziewany pocałunek. Nasze wargi spotkały się na kilka sekund, ale nie było już żadnego ognia. Ból był zbyt wielki, żeby ustąpić miejsca przyjemności.
- Żegnaj, Foxy – westchnął James i rzucając mi ostatnie spojrzenie, wyszedł z domu.
Stałam w przedpokoju jak słup soli uświadamiając sobie, co przed chwilą miało miejsce.
Przesunęłam delikatnie palcami po wargach wciąż ciepłych od pocałunku James’a, a po moim policzku spłynęła samotna łza. To koniec. To już naprawdę koniec.