czwartek, 18 grudnia 2014

~ Rozdział 29 ~ "Wracając do tematu [...] Evelyn, kocham cię."



Znowu jest trochę skakania po perspektywach, ale mam nadzieję, że się połapiecie :)
I przepraszam, że tak długo musieliście czekać x

*EVELYN POV* 
 
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 20. Najwyższy czas, aby kierować się do odprawy celnej. Dopiłyśmy z Martą kawę zamówioną w jednej z lotniskowych kawiarni i udałyśmy w stronę odpowiednich bramek. 

Gdy stanęłam długiej kolejce, zaczęło docierać do mnie, że to już naprawdę koniec. Nie do końca byłam pewna co robię, chciałam jedynie uciec i zacząć nowe, spokojne życie. Musiałam jednak zamknąć poprzedni rozdział i tak oto stojąc na lotniku pisałam epilog tej części mojego życia. Czułam pewną gorycz, bo w tak krótkim czasie przeżyłam w Anglii mnóstwo dobrych i złych chwil, trudno było mi zostawić to wszystko i wrócić do Polski, miejsca gdzie po prostu nie wyobrażałam sobie swojego życia. Z dwojga złego wolałam chyba być nierozpoznawalna i nieszczęśliwa, niż nieszczęśliwa i przy okazji wyśmiewana przez prawie wszystkich Brytyjczyków na ulicy. 

Kolejka posuwała się do przodu, a razem z nią ja i Marta. Stałyśmy w milczeniu otoczone szumem terminalu. Cisza między nami nie była jednak spowodowana brakiem tematu do rozmowy. Każda z nas musiała po prostu wszystko sobie poukładać i przyswoić. Byłyśmy siostrami i najlepszymi przyjaciółkami, a  kolejne rozstanie na niewiadomo jak długo było bolesne dla nas obojga. 

*

*JAMES POV*
 
- Szybciej do cholery! -  przekląłem, uderzając w klakson. Cholerny Londyn, cholerne korki!

- Mówiłem, żeby jechać metrem – prychnął ten przygłup Elyar.

- Zamknij się – rzuciłem krótko. Chłopak działał mi na nerwy.

Staliśmy w korku na drodze wyjazdowej z Londynu, prowadzącej na lotnisko, z którego za godzinę miała odlecieć Evelyn. Nie dość, że musiałem znosić tego rozwydrzonego, farbowanego blondyna, to żeby było zabawniej, w aucie siedziała jeszcze Margaret. Na szczęście nie odzywała się odkąd ruszyliśmy spod apartamentu, ale sama jej obecność była irytująca. Jedyną normalną osobą oprócz mnie był Jason, który nadal do końca nie wiem skąd się wziął i kim jest. Nie widziałem gościa wcześniej, a tu nagle zjawia się pod moim mieszkaniem i zaczyna mi pomagać… Musiał być przyjacielem Evelyn, ale dziwne, ze nigdy nawet o nim nie słyszałem. Ciekawość zżerała mnie od środka, ale nie zapytam się przecież wprost „kim jesteś”.

- Nie zdążymy – mruknąłem bardziej do siebie, jednak siedzący obok mnie Elyar usłyszał.

- Jason, nie mówiłeś, że Marta jedzie z Evelyn na lotnisko? – zapytał blondyn.

- Tak, dzwoniłem już do niej, ale nie odpowiada. Widocznie nie ma tam zasięgu.

Wyczułem okazję, by zdobyć informacje o nieznajomym.

- Więc.. Jason, ty i Marta… - zrobiłem wymowną pauzę, zachęcając chłopaka do mówienia.

- Co my? – zapytał zdezorientowany.

- Tak, są parą. Serio James, mogłeś zapytać wprost, jeśli nie wiedziałeś kim jest Jason – pokręcił głową Elyar.

Spojrzałem na niego zdezorientowany. Z każdą chwilą denerwował mnie coraz bardziej.

Nagle na drodze zrobiło się luźniej. Wjechaliśmy na trójpasmówkę, a dużo aut zjechało zjazdem, który niedawno minęliśmy. Z zawrotną prędkością 20 km/h poruszaliśmy się do przodu, teoretycznie coraz bliżej lotniska, a jednak wciąż tak daleko od niego. Spojrzałem na zegarek, a upływający czas, sprawił, że znowu zaczynałem się stresować. Muszę zdążyć, muszę ją zatrzymać! – powtarzałem sobie, stukając nerwowo palcem w kierownicę.

*

*EVELYN POV*

Położyłam torbę na ruchomej taśmie i obserwowałam jak wjeżdża do stanowiska kontroli. Przeszłam przez bramkę celną, nie wywołując alarmu ani czerwonego światełka. Odebrałam z powrotem rzeczy i odwróciłam się, aby ostatni raz pomachać Marcie, z którą wcześniej wylewnie się pożegnałam.

Patrzyłam na nią, stała blisko, ale przez stanowisko kontroli była taka nieosiągalna. Dostrzegłam smutny uśmiech na jej twarzy i odwzajemniłam gest. Nawet nie wiem, kiedy łzy napłynęły mi do oczu, a dolna warga zaczęła drżeć. Musiałam iść, jeśli nie chciałam się rozpłakać na dobre. Zarzuciłam torbę na ramię, pomachałam siostrze i odeszłam w stronę okienka paszportowego.

*
 
*JAMES POV*
 
Gdy tylko podjechaliśmy w pobliże terminala, zatrzymałem samochód i wysiadłem, mówiąc Elyarowi, żeby przejął kierownicę i gdzieś zaparkował. Ja nie mogłem stracić ani sekundy, czas był moim wrogiem.

Pobiegłem w stronę wejścia do terminalu, po drodze prawie wpadając pod auto. Przepchałem się przez tłum ludzi przy drzwiach, nie zwracając uwagi na ich lamentowanie i pretensje. Wybaczcie, dzisiaj mam ważniejszą sprawę niż wasze wszystkie razem wzięte. Muszę uratować moją miłość.

Znaliśmy się z Evelyn stosunkowo krótko, a połowa naszej znajomości opierała się na walce o siebie nawzajem… Cóż, tak to chyba jest, gdy spotkają się dwa silne i niezależne charaktery. Przeszliśmy prawdopodobnie więcej niż nie jedna kilkuletnia para i jeżeli ktoś teraz spytałby mnie czy nie jestem zmęczony ciągłymi staraniami, problemami, rozstaniami i intrygami, których ostatnio było bardzo dużo, odpowiedziałbym nie. W głębi duszy zawsze byłem pewny wszystkiego co czuję do Evelyn, nigdy nie uwierzyłem do końca w jej zdradę, potrzebowałem jedynie przebłysku nadziei, że tego nie zrobiła by być gotowym ją odzyskać. Nawet jeśli słyszałem głosy, mówiące, że nie warto, żebym sobie odpuścił, to jednego byłem pewny: jeśli Evelyn miała być wygraną, to mogłem walczyć całe życie. Nie ważne jak bardzo ktoś będzie chciał nas rozdzielić. Margaret była zapewne tylko wstępem do problemów jakie nas czekają. Oczywiście jeśli ją odzyskam, moją Foxy.

Wpadłem do terminalu i rozglądnąłem się w poszukiwaniu tablicy informacyjnej. Budynek był ogromny, a jego wnętrze wypełniał tłum ludzi tłoczących się jak w mrowisku. Stanąłem w miejscu i badałem wzorkiem przelatujące na dużym ekranie numery lotów i bramek, w których toczy się odprawa.

Zamarłem, gdy zobaczyłem, że zakończyła się już odprawa lotu do Polski, którym miała wracać Evelyn. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł po moim ciele. Ruszyłem w stronę odpowiedniej bramki. Może jednak… może nie przeszła, została i na mnie czeka – miałem nadzieję.

Biegłem pod prąd torując sobie drogę rękami. Niemal słyszałem przyspieszone bicie swojego serca, czułem się jak w transie. Szum tłumu oddalił się, byłem tylko ja i chęć zatrzymania Evelyn.

Nie wiem jak znalazłem się we właściwym miejscu. Po prostu nagle stałem przy bramce 34. Nikogo już tam nie było, Evelyn też.

Usłyszałem za sobą czyjś głos i przez chwilę miałem nadzieję, że to Foxy, ale równocześnie dobrze wiedziałem, że to nie ona.

- James? Co ty tu robisz? – odwróciłem się i napotkałem zdziwiona Martę. Miała zaczerwienione, napuchnięte oczy. Płakała.

- Gdzie jest Evelyn?

- Przed chwilą przeszła przez odprawę. James, zostaw ją, proszę. Ona dużo przeszła. Odpuść.

Przetrawiłem słowa Marty równocześnie puszczając je mimo uszu. Evelyn nie chciałaby, żebym odpuścił. Próbowałem coś wymyślić, ale żaden pomysł nie przychodził mi do głowy. Nie mogłem się na niczym skupić przez ten głupi głos, który ogłaszał komunikaty. „Lot nr 3987 zostaje odwołany”, „Pasażerowie lotu do Melbourne proszeni są o udanie się na odprawę”,  „Anastasia Macmahon proszona jest o zgłoszenie się po odbiór zagubionych dokumentów”.

I nagle oświeciło mnie, że głupi głos może zadziałać na moją korzyść.

*

*EVELYN POV*

Samolot z dużym, pomarańczowym napisem EasyJet wjechał na pas startowy i przygotowywał się do odlotu. Obserwowałam jak wzbija się w powietrze, cierpliwie czekając na mój lot w ogromnej sali odlotów. Za kilka minut miał przyjechać autobus, który zabierze nas w właściwie miejsce na płycie lotniska. Postanowiłam zapełnić ten czas czytając gazetę zakupioną w bezcłowym sklepie. Ku własnej uciesze mogłam śmiało stwierdzić, że mój angielski bardzo się poprawił podczas pobytu w Anglii.

Lustrowałam właśnie przepis na własnoręczny peeling do ciała, gdy z głośników znów odezwał się ten irytujący głos od komunikatów. Naprawdę nie interesowało mnie, że Kowalski zgubił portfel, walizkę czy dziecko. Wiem, że to trochę samolubne, ale taka natura człowieka, denerwuje go coś, dopóki nie zacznie to dotyczyć jego samego. I tak stało się w tej chwili. Zaskoczona stwierdziłam, że speaker wymówił moje imię i nazwisko.

Oderwałam wzrok od gazety i skupiłam swoją uwagę na komunikacie z głośników.

- Ewelina Lis – powtórzył nieco koślawie speaker – Jest tu ktoś, kto chciałby ci coś powiedzieć.

Zmarszczyłam brwi i zastanowiłam się, czy na pewno chodzi o mnie. Wątpiłam jednak, żeby była tu inna Ewelina z takim samym polskim nazwiskiem. Nie zmieniło to jednak faktu, że nie miałam pojęcia, co się dzieje i co ten „ktoś” może ode mnie chcieć.

Wkrótce moje wątpliwości zostały rozwiane. Przez lotnisko potoczył się dobrze znany mi głos, którego myślałam, że już nigdy nie usłyszę.

- Evelyn? – głos wymówił moje imię już w angielskiej wersji – Hej, to James – wydukał nieśmiało.

Nie kontrolując już w pełni swojego ciała, upuściłam gazetę, która z łoskotem upadła na ziemię zaraz obok mojej torby. Wstałam z krzesła i podeszłam bliżej głośnika, jakby miało to sprawić, że będę lepiej słyszeć.

- Wiem, że pewnie nie rozumiesz, co się teraz dzieje, ale uwierz mi, ja też. Jeszcze kilka godzin temu spacerowałem po parku będąc gotowym nienawidzić cię przez wieki, a teraz przekupiłem speakera na lotnisku, żeby tylko powstrzymać cię od wyjechania i zostawienia mnie z największymi wyrzutami sumienia na świecie.
Tak, ostatnie godziny były lekko szalone… Szaleńcy w windzie, obcy człowiek, z którym spędziłem kilka godzin, a potem zorientowałem się, że tak naprawdę nie wiem, kto to jest… Potem okazał się być chłopakiem twojej siostry, ale nieważne.. Wracając do tematu… - zamilkł, a przez głośniki słychać było tylko jego głęboki, przyspieszony oddech.

- Evelyn, kocham cię. – wyszeptał cicho, ale nagłośnienie zrobiło swoje i jego wyznanie  rozeszło się długim echem po całym lotnisku.

- Nie przejmuj się opinią innych. Oni nie znają prawdy, za to ja tak. I przepraszam, że w ciebie zwątpiłem, nie wiem dlaczego nawet nie dałem ci szansy… to wszystko jest takie pogmatwane, ale proszę, zostań. Gdziekolwiek teraz jesteś, mam nadzieję, że jeszcze nie w samolocie, zostaw wszystko i nie odlatuj. Wierzę, że jeszcze jest dla nas szansa, bo zależy mi na tobie i wiem, że tobie na mnie też. Gdyby tak nie było, nie zostawiłabyś tych 150 wiadomości na mojej poczcie głosowej. Kocham cię Evelyn i błagam, zostań. Dla mnie, dla nas.

Dalej wszystko potoczyło się jak w tandetnych filmach. Ludzie dookoła zaczęli bić brawo i dyskutować na temat tego niecodziennego gestu. Zewsząd słychać było charakterystyczne, wzruszone „ooooo”.

A ja stałam przed głośnikiem, z którego nie wydobywał się już żaden dźwięk i nie mogłam się ruszyć. Hałas lotniska oddalił się, w głowie dudniło mi tylko jedno. „Kocham cię, Evelyn”.

Też cię kocham.

I jestem gotowa rzucić dla ciebie wszystko.

środa, 19 listopada 2014

MASSIVE THANK YOU! ♥ + ?koniec Wild Heart?

Wybaczcie, że zamiast rozdziału jest notka organizacyjna, ale rozdział już niedługo! (no.. może jednak uzbrójcie się w cierpliwość tak na wszelki wypadek xd)

Zabierałam się do tej notki od dłuższego czasu, ale pisanie jej szło mi to równie dobrze, jak regularne dodawanie rozdziałów (czyli nie szło wcale).
Chciałabym powiedzieć o kilku sprawach (głównie, jednej-najważniejszej), których aż nie wypada przemilczeć, więc bardzo proszę, żebyście chociaż przelecieli wzrokiem treść tego wpisu :)



~ Numero UNO

35 000 liczyło stado morsów, które zgromadziło się na wybrzeżu Alaski
35 000 widzów przyszło obejrzeć mecz otwarcia gdańskiej PGE Areny 
35 000 ludzi we Włoszech wzięło udział w bitwie na pomarańcze 
35 000 lampek świątecznych oświetla dom Griswoldów z Krapkowic

Ale co najważniejsze...

35 000 WYŚWIETLEŃ WILD HEART  ♥

SUPER, ULTRA, MAXI, COMBO MASSIVE THANK YOU DLA WAS WSZYSTKICH!

Zakładając tego bloga liczyłam na 5 tys wyświetleń, ok. 10 obserwatorów, 2-3 komentarze pod rozdziałami. W życiu nie spodziewałam się tego, co się właśnie dzieje.
Wild Heart ma 35 tys wyświetleń, co jest dla mnie kosmiczną liczbą!
Wiem, że patrząc na inne blogi, nie jest to bardzo dużo, ale dla mnie każda malutka cyferka jest przeświadczeniem, że może to co robię i tworzę, nie jest takie do końca bezsensowne i śmieciowe. 

Tak więc, DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM!


~ Numero DUE

Okej, teraz ta mniej przyjemna informacja.

Pytaliście już dawno ile przewiduję rozdziałów Wild Heart... odpowiadałam, że około 40, jednak koncepcja uległa zmianom i z przykrością (lub nie, sama nie wiem xd) muszę Was poinformować, że dość dużymi krokami zbliżamy się do końca Wild Heart :(


PRZED NAMI POZOSTAŁ JUŻ TYLKO JEDEN ROZDZIAŁ I EPILOG

Co się wydarzy? Zobaczycie już niedługo.

Do napisania!

Wasza Aggie xx




niedziela, 16 listopada 2014

~ Rozdział 28 ~ "Przyszedłem cię przeprosić"



Rozdział znowu z kilku perspektyw ;) miłego czytania x

*JASON(chłopak Marty) POV*


Wracałem do domu z dwutygodniowej delegacji. Byłem wyczerpany, ale wiedziałem, że nieszybko czeka mnie odpoczynek. Marta już przez telefon jasno dała mi do zrozumienia, że chce, abym znalazł Elyara i policzył się z nim za to co zrobił Evelyn. 

Czułem się trochę podle, w końcu to mój kumpel, nie chciałem też wtrącać się w życie uczuciowe siostry mojej dziewczyny, ale sprawa nabrała takiego zasięgu, że czułem wewnętrzny obowiązek, aby pomóc Evelyn. 


Zamiast do rodzinnego Bournemouth skierował swój samochód do miejsca, w którym Elyar musiał teraz być. Naszą wspólną, tajną odskocznią był motel przy drodze wyjazdowej z Londynu. To tam zawsze kierowaliśmy się po najlepszych imprezach, kłótniach z rodzicami, czy po prostu sytuacjach, które wymagały odizolowania się na chwilę od środowiska. Motel należał do dalszej ciotki Elyara, która po bliższym była wspaniałomyślnym i dobrodusznym człowiekiem, więc za nocleg nigdy nie musieliśmy płacić. Ciotka Foxa była też dość komunikatywną i rozumną osobą i rozumiała, że to, co zdarzyło się w motelu, nigdy nie wychodziło za jego ściany.


Zaparkowałem na prowizorycznym, żwirowym parkingiem, wysiadłem z samochodu i stanąłem przed znajomym budynkiem. Od mojej ostatniej wizyty minęło kilka lat, a przez te czas wiele się zmieniło.


Parterowa budowla marniała z czasem, tynk zaczynał się osypywać, dachówki po kolei odpadały, a jedna z liter w neonowym szyldzie przestała świecić. Całość zamiast znajomego mi przyjaznego motelu, przypominała bardziej ten z horroru Hostel, gdzie właściciele okazali się być psychopatami.


Mimo ponurego nastroju wszedłem do środka z dość pozytywnym nastawieniem. Na recepcji nikogo nie było, więc ruszyłem w głąb korytarza do pokoju, który zawsze wynajmowaliśmy z Elyarem. Jeśli tam go nie będzie, to już nie wiem, gdzie mógł się ukryć.


Nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi z numerem 307. Tak jak oczekiwałem, nie były zamknięte. Bez wahania wszedłem dalej i już po chwili moim oczom ukazał się żałosny widok. Rolety w oknie były spuszczone, więc dookoła panował półmrok, jedna wiązka światła z korytarze oświetlała część pomieszczenia. Spostrzegłem Elyara śpiącego na łóżku niedbale zawiniętego w koc. Na stoliku stała niezliczona ilość butelek po piwie, a na ziemi, razem z pustymi pudełkami po pizzy, walały się ich jeszcze większe ilości.

Przejechałem ręką po twarzy, zastanawiając się co teraz. Jeszcze nigdy nie widziałem kumpla w tak zapuszczonym stanie. Zrobiłem kilka kroków stronę łóżka, na którym spał i trąciłem jego ramię, w celu obudzenia go.


Blondyn poderwał się gwałtownie, gotowy przyłożyć włamywaczowi, za jakiego pewnie mnie wziął.


- Kurwa, przestraszyłeś mnie – odetchnął z irytacją, gdy spostrzegł moją twarz.


- I dlatego mierzyłeś do mnie pół pełną butelka Jacka Danielsa? – zaśmiałem się wyjmując z jego ręki trunek i stawiając go na stoliku.


- Po co tu przyjechałeś? – zapytał Elyar ignorując moją uwagę. Był jeszcze nie do końca przytomny, a jego twarz wyglądała jakby spał od kilku dni.


- Oszukała mnie, okej? – zdecydował się mówić.


- Kto cię oszukał?


- Ta suka Margaret. Myślisz, że tak po prostu wychujałbym Evelyn? Lubiłem ją, ale potrzebowałem pieniędzy, a Margaret mi zaoferowała. Przepraszam stary, wiesz jak krucho u mnie z kasą. Ta laska zaoferowała mi 10 tysięcy za jedno kłamstwo!


- Czekaj co? – zapytałem zszokowany.


- Przyszła do mnie kiedyś pod nieobecność Evelyn. Myślałem, że to jej koleżanka i chciałem ją spławić, a ona wyciągnęła hajs, rzuciła na stół i postawiła warunki. Miałem w mediach opowiedzieć o tym, że przespałem się z Evelyn, a potem dostać od niej kasę. 

Problem w tym, że ta lalunia mnie oszukała. Wypełniłem swoją część umowy, ale mi nie zapłaciła. Gdy przyszedłem upomnieć się o swoje, kazała mi zniknąć, pod pretekstem wezwania policji . Mówię ci Jason, ona jest jakaś nienormalna. Ubzdurała sobie, że ją nękam i chyba sama uwierzyła w tą zmyśloną historyjkę, bo zachowywała się jak opętana.


- Jesteś idiotą. –skwitowałem, patrząc na przyjaciela z politowaniem. Kto wierzy obcym ludziom i zawiera z nimi umowy bez potwierdzenia? Czy Elyar naprawdę myślał, że Margaret da mu te pieniądze? Oczywistym było, że chce go tylko oszukać.


- Wiem – zatopił twarz w dłoniach – Nie chciałem zranić Evelyn.. ona przecież niczym nie zawiniła. To co zrobiłem, było strasznie egoistyczne. Czuję się jak ostatni palant, nie pomyślałem, że sprawy zajdą tak daleko.


- Więc masz szansę to naprawić.  – przerwałem jego użalanie - Ubieraj się, jedziemy do Margaret. Musimy to wszystko wyjaśnić.


Blondyn popatrzył na mnie zdziwiony, ale po chwili wstał z łóżka, chwycił koszulkę i spodnie i zaczął się ubierać. Dopiero teraz spostrzegłem, że wcześniej siedział przede mną w samych bokserkach. W oczy rzucił mi się też jego zarost na twarzy. Elyar nigdy nie zapuszczał brody, a teraz wyglądał prawie jak Mojżesz. Zaśmiałem się pod nosem, na co przyjaciel zmierzył mnie wzorkiem, nie rozumiejąc o co chodzi.


Wskazałem głową na drzwi i po chwili opuściliśmy motel i znaleźliśmy się w moim samochodzie. Ruszyłem autostradą w stronę Londynu kierując się do kawiarni, gdzie pracowała Margaret.


Czułem się prawie jak członek Brygady RR* na służbie. Zamierzałem odkręcić, to całe gówno, na tyle, na ile mogłem.


*


Dźwięk dzwonka obwieszczającego nowych klientów wypełnił wnętrze kawiarni, gdy przekroczyliśmy próg. Rozejrzałem się dookoła. Mimo późnej, popołudniowej godziny ruch był mały. Starszy pan siedział przy stoliku w kącie i czytał gazetę przy filiżance herbaty, jakaś kobieta pracowała na swoim laptopie popijając kawę. Nie zauważyłem innych klientów, wiec bardzo się ucieszyłem. Margaret mogła zrobić scenę, a im mniej ludzi to zobaczy, tym lepiej.


Spostrzegłem krętowłosą dziewczynę za barem. Na szczęście trafiliśmy na zmianę Margaret. Podszedłem do niej, ciągnąc za sobą Elyara. Wycierała akurat szklanki, jednak szybko oderwała się od tego zajęcia i przeniosła wzrok na nas. Liczyłem, że na jej twarzy pojawi się zaskoczenie, gniew, konsternacja… cokolwiek, jednak dziewczyna była całkowicie opanowana, jakby nas w ogóle nie poznała.


- Dzień dobry panom, co podać? – spytała uśmiechając się. 

Spojrzałem na Elyara, nie rozumiejąc o co chodzi. Czy ona udawała, że go nie zna? 
Blondyn jednak nie dał się tak łatwo zbyć.


- 10 tysięcy, które jesteś mi winna poproszę. – chłopak nachylił  się nad barem i odwzajemnił sztuczny uśmiech.


- Nie mam pojęcia, o czym pan mówi.


- Nie masz pojęcia? A nazwisko Evelyn Fox coś ci może mówi? Jeśli nie to ci przypomnę. Zrujnowałaś jej życie swoim fałszywym charakterem.


- Ależ jest pan w absolutnym błędzie. Ta psychopatka chciała odbić mojego chłopaka. Nie mogłam na to pozwolić. To, że użyłam takich, a nie innych środków, to już nie moja wina. Należało się dziwce. Niech się nauczy, że James jest mój i się go nie rusza.


- Co? – spytałem patrząc na nią, jak na wariatkę.


- Mówiłem ci stary, ona jest nienormalna.


- Nie jestem nienormalna! – krzyknęła nagle Margaret.


- To ona, to wszystko jej wina. Flirtowała z nim na plaży, spacerowała, śmiała się. 

Udawała taką niewinną. Ale ja wiem! Ona chciała to wszystko zepsuć, chciała zrujnować mój związek!


- Kto? O kim ty mówisz – zgubiłem się w całej sytuacji.


- O Evelyn!


Wymieniliśmy z Elyarem spojrzenia. Zaczynałem mieć coraz większe wątpliwości, czy Margaret jest normalna… Zachowywała się i mówiła jak psycholka.


- Ale teraz wszystko się uda, zepchnęłam ją z drogi, więc ja i James możemy żyć długo i szczęśliwie.


Już zupełnie nic nie rozumiałem…


- Margaret, czy James wie, że jesteście razem? – spytałem ostrożnie.


- Jeszcze nie. Ale wszystko idealnie zaplanowałam, ślub, dzieci.. Będzie tak pięknie! A teraz nawet ta suka Evelyn mi nie przeszkodzi – jej twarz promieniała, gdy o tym mówiła.


- Ona oszalała – wyszeptał do mnie Elyar.


Byłem lekko zagubiony w całej sytuacji. Przede mną stała osoba, która ewidentnie miała nierówno pod sufitem, a ja o dziwo miałem plan, jak ta dziewczyna może nam pomóc odkręcić ten bajzel.


- Nie chciałabyś może odwiedzić Jamesa? Bo my właśnie do niego jedziemy.- zapytałem Margaret, równocześnie posyłając Elyarowi porozumiewawcze spojrzenie.


*


Poszło stosunkowo łatwo. Wspólnymi siłami wsadziliśmy Margaret do samochodu nie robiąc przy tym większych scen. No może poza tym, ze dziewczyna trochę wyrywała i dwójka klientów obecnych w kawiarni zmierzyła nas dziwnymi spojrzeniami.


Jednak cel uświęca środki, tak więcej siedzieliśmy wszyscy w samochodzie, gotowi do wspólnej podróży niczym kochająca się rodzinka. Napisałem do Marty, aby dała mi adres Jamesa i gdy tylko otrzymałem odpowiedź, ruszyłem na wskazaną ulicę.


*

Zatrzymaliśmy się pod luksusowym apartamentem, gdzie zapewne mieszkał McVey. Margaret początkowo rzucała się, że ją porwaliśmy, że ona nas pozwie i zniszczy, ale w końcu się uspokoiła i weszła z nami do środka.


Staliśmy w windzie, czekając aż ruszy na odpowiednie piętro i debatowaliśmy, kto dzwoni do drzwi i mówi jako pierwszy, gdy nagle do windy tuż przed odjazdem wbiegła zdyszana postać.


Nawet nie wiecie jak zdezorientowany byłem, gdy okazało się, że to nikt inny jak James. On patrzył na nas równie zdziwionym wzrokiem i zapewne główkował jak najszybciej wydostać się z windy. Zbierałem się, aby przerwać niezręczną ciszę i wyjaśnić chłopakowi, dlaczego tu jesteśmy, jednak Margaret mnie uprzedziła.


- Pomóż mi – zwróciła się do Jamesa – oni mnie porwali!


McVey zmierzył ją wzrokiem z serii „chyba za dużo kokainy dziś wzięłaś” i spojrzał na nas wyczekująco. W końcu nie zawsze spotyka się w windzie średnio normalną przyjaciółkę swojej eks, chłopaka siostry swojej eks i kolesia, z którym ta eks rzekomo spała.


- Może mi ktoś wyjaśnić, o co chodzi? – zapytał w końcu James.


- Przyszedłem cię przeprosić. – wydukał w końcu Elyar.


*JAMES POV*


Stałem w tej pieprzonej windzie z trójką osób, z którą nie miałem najmniejszej ochoty przebywać, jednak nie wysiadłem, mimo przybycia na moje piętro. Za co on mnie chciał przepraszać? Za to, że pieprzył moją teraz już byłą dziewczynę? To nie miało sensu. Poza tym, co tu robiła Margaret, będąca nie do końca chyba sprawna psychicznie, i ten koleś, którego nigdy w życiu nie widziałem na oczy?


- Ona cię nie zdradziła – wypalił nagle blondyn- chodzi mi o to, że ja i Evelyn… my nie spaliśmy ze sobą – chłopak schował ręce do kieszeni z wyraźnym zażenowaniem.


Analizowałem powoli jego wypowiedź, nie rozumiejąc, dlaczego jednego dnia stoi w moim mieszkaniu i mówi wprost, że pieprzył się z Evelyn, a tydzień później zaprzecza całej sytuacji i mnie przeprasza…


- Kłamiesz! – krzyknęła nagle Margaret, o której obecności zdążyłem zapomnieć.


- James, nie słuchaj go. Ona cię zdradziła, nie możesz z nią być! Nie zostawiaj mnie dla tej puszczalskiej kretynki. – chwyciła mnie za ramię i skierowała wzrok na moją twarz.


- Margaret, do cholery, coś ty brała – bardziej stwierdziłem, niż zapytałem, wyszarpując się równocześnie z jej uścisku. – zachowujesz się jakbyś oszalała – spojrzałem w jej oczy i odnalazłem tam coś, co rzeczywiście przypominało nutkę szaleństwa.


- Dlaczego wszyscy mi mówią, że oszalałam? – krzyknęła głosem histeryczki, rozkładając ręce w bezradnym geście. – Czemu to ja jestem ta zła?! – wrzeszczała coraz głośniej.


- To wszystko przez nią, przez głupią Evelyn. Przez nią rzuciłam się do morza, ale ona zawsze będzie tą świętą!!! – Margaret krzyczała dysząc coraz ciężej. Wyglądała, jakby miała jakiś atak.


Spojrzałem z lekkim strachem na Elyara i jego kolegę, jednak oni wyglądali na równie przerażonych i zdziwionych co ja.


W między czasie drzwi windy zamknęły się i ruszyliśmy z powrotem w dół. W każdym momencie, ktoś mógł wsiąść do środka i zastać nas w tej dziwnej sytuacji. 


- Chciała mi cię odebrać – głos brunetki trochę się uspokoił, a jej wzrok ponownie zatrzymał się na mojej twarzy – ale teraz jest już dobrze -  chwyciła moją dłoń i splotła nasze palce. Próbowałem się od niej odsunąć, ale obecna za mną ściana mi to uniemożliwiła.


- Ty tu jesteś, ja tu jestem. Nic nam już nie zagraża. Zlikwidowałam Evelyn, teraz możemy żyć długo i szczęśliwie. Tylko ty i ja. Na zawsze – wyszeptała przejeżdżając palcem po całej długości mojego ramienia.


W tym momencie zdecydowanie brzmiała, jak ktoś kto oszalał, a jedynym odpowiednim dla niego miejscem, było łóżko w szpitalu psychiatrycznym.


- Ukartowałaś to wszystko? – ponownie wyrwałem się z jej uścisku.


- Czy to ważne? – przybliżyła się do mnie.

Milczałem.


- Oh, no dobrze. Tak, to ja ją zniszczyłam. Namówiłam Elyara, żeby nagadał o niej mediom. Ale dzięki mnie, już nic nam nie przeszkodzi w naszym szczęściu.


Odepchnąłem Margaret, tak że uderzyła lekko o ścianę za sobą. Nie rozumiałem co się dzieje. Tego wszystkiego było za dużo. Gdy tylko drzwi windy się otworzyły, wybiegłem z niej, nie patrząc nawet na jakim piętrze się znajduje.


Albo to była prowokacja, albo Margaret naprawdę oszalała. Biorąc pod uwagę grobowe miny jej towarzyszy, miałem wrażenie, że opcja numer dwa jest bardziej prawdopodobna.


Zauważyłem, że zaraz za mną z windy wysiadł Elyar. Nie miałem ochoty na rozmowę z nim, ale był chyba jedyną zdrową umysłowo osobą, która byłaby wstanie wszystko mi wyjaśnić.


- Możesz mi powiedzieć, co tu do cholery jest grane? – spytałem go z lekką desperacją w głosie.


- Margaret ukartowała wszystko. Nie wiem dlaczego, nie jestem specjalistom, ale chyba sobie coś uroiła.. jakąś więź miłosną między wami. Obiecała zapłacić mi za kłamstwo, a ja głupi się na to zgodziłem.


Słuchałem uważnie, co ma do powiedzenia blondyn i wszystko zaczynało powoli nabierać sensu.


- Nie spałem z nią. Tylko dzieliliśmy jedno mieszkanie. Raz próbowałem ją pocałować, to prawda, ale od razu się wyrwała i wyjaśniła, że ma chłopaka, więc zostawiłem ją w spokoju. – chłopak przeczesał ręką włosy – James, Evelyn jest naprawdę świetną osobą, którą spotkało wiele złych rzeczy. Musiała i nadal musi znosić wszystkie fałszywe obelgi i zarzuty, chociaż nie zrobiła nic złego. Ona jest najbardziej niewinną osobą ze wszystkich.


Powoli do mnie docierało. Margaret zawsze wydawała się dziwna. Do tego ostania sytuacja, gdy okłamała Brada, zapewne po to, abym nie spotkał się z Evelyn i nie poznał prawdy. Głupi dałem się wciągnąć w jej grę i tańczyłem, tak jak mi zagrała. 

Uświadomiłem sobie, jak bardzo Foxy starała się przedstawić mi swoją wersję, której nie chciałem słuchać. Tysiące wiadomości, nieodebranych połączeń… Nie wierzę, że byłem głuchy na to wszystko. Gdyby role się odwróciły, na jej miejscu też chciałbym mieć szansę, aby mnie ktoś wysłuchał.


Wszystko było pogmatwane, ale w głębi duszy czułem, że Evelyn nic nie zrobiła i nawet nie wiecie, jak dobijała mnie myśl, że przez mój egoizm, stała się ofiarą tych wszystkich fałszywych oskarżeń.


Niesamowite, jak w jednym momencie zmienił się mój punkt widzenia. Albo się nie zmienił? Może od początku wiedziałem, że Evelyn mnie nie zdradziła, ale bałem się to przyznać przed samym sobą? Nie wiem.


Wiem jednak, że jedyne czego chciałem teraz, to zobaczyć ją i porozmawiać. Jak za dawnych czasów. Bo nie ważne, jak bardzo starałem się, to ukryć, jasnym było, że cholernie za nią tęskniłem. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

20 komentarzy = nowy rozdział :)
 Wierzę, że dacie radę!