Nienawidziłam wstawać wcześnie rano, ale gdy mój budzik zadzwonił oznajmiając, że za godzinę zaczynam pracę, nie pozostało mi nic innego jak z miną skazańca zwlec się z łóżka. Chwyciłam losowe ciuchy i udałam się do łazienki z zamiarem zrobienia czegoś, aby nie wyglądać jak zombie.
Umyłam twarz oraz zęby i nałożyłam lekki makijaż, zakrywając cienie pod oczami. Włosy pozostawiłam w charakterystycznym dla nich nieładzie, oszczędzając czas na czesaniu ich. Wczoraj poszłam spać w mokrych, więc teraz układały się w lekkie fale. Założyłam szybko wybrane ubrania: ciemne, jeansowe rurki, szarą bokserkę, a na to rozpiętą koszulę w czerwono-czarną kratę.
Wróciłam do pokoju i wrzuciłam do mojej ulubionej czarnej torebki wszystkie potrzebne rzeczy. Spojrzałam na zegarek. Nie zostało mi wiele czasu, więc śniadanie postanowiłam zjeść w pracy. Zajrzałam jedynie do kuchni, aby napić się szklankę soku. W pomieszczeniu zastałam Elyara, który powitał mnie promiennym uśmiechem. Mi również humor dzisiaj dopisywał.
- Robię naleśniki, chcesz jednego? – zapytał.
- Nie dzięki, spieszę się. – odparłam, sięgając do lodówki w poszukiwaniu czegoś do picia.
Ucieszyłam się na widok małej butelki pomarańczowego soku.
- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli pożyczę? – pomachałam napojem w powietrzu – nie zdążyłam jeszcze zrobić własnych zakupów.
- Jasne bierz – przytaknął Elyar, otwierając szafkę z herbatą.
Posłałam mu uśmiech wdzięczności i skierowała się do wyjścia.
-Zaczekaj – zatrzymał mnie nagle głos chłopaka.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego pytająco.
- Piłaś wczoraj tą herbatę? – wskazał na pudełko zielonej herbaty, którą zrobiłam sobie wczoraj wieczorem.
- Tak.. przepraszam, że nie zapytałam, ale byłeś zajęty – zawahałam się.
Chłopak uśmiechnął się nagle sam do siebie i pokiwał głową jakby właśnie dokonał jakiegoś odkrycia.
- I wszystko jasne..
- O czym ty mówisz?- byłam coraz bardziej zaniepokojona.
- Bo widzisz, to nie jest zwykła herbata.. – spojrzał na mnie wymownie, ale nadal nie wiedziałam, o co mu chodzi.
- Kolega przywiózł mi ją z Holandii.. a tam.. – chłopak plątał się w słowach, licząc, że już zrozumiałam co ma na myśli.
- Chcesz mi powiedzieć, że w tym było zioło?* –zamurowało mnie.
Elyar skinął głową.
- Dlatego nazywam to odpałową herbatką.
- Czekaj – coś mnie nagle oświeciło. Przebiegłam myślami po wczorajszych wydarzeniach i miałam ochotę palnąć się dłonią w twarz.
- Jezu, przepraszam cię bardzo – mruknęłam zażenowana całą sytuacją. Świadomość, że dopiero poznałam Elyara, a on już widział mnie w takich niezręcznych momentach jak darcie się pod prysznicem, była dobijająca.
- Nic się nie stało – odpowiedział wyraźnie rozbawiony blondyn.
- Muszę lecieć.. – wymamrotałam sprawdzając godzinę.
Elyar pożegnał mnie życząc miłego dnia pracy, a ja wybiegłam szybko z mieszkania chcąc jak najszybciej zniknąć mu z oczu.
Anglia zdecydowanie nie miała na mnie dobrego wpływu… Najpierw się upiłam, a teraz naćpałam… Mama nie byłaby ze mnie dumna.
*
Równo o 8:30 stanęłam przed barem. Ciemnozielona tabliczka ze złotym napisem „Winchester Bar” wisiała nad drzwiami wejściowymi wykonanymi z hebanowego drewna. Nacisnęłam dużą metalową klamkę, ale nic to nie dało. Po chwili zrozumiałam, że lokal jest jeszcze zamknięty dla klientów i muszę wejść drzwiami dla pracowników. Gratulując sobie inteligencji, ruszyłam na tył budynku i zaczęłam szukać drugiego wejścia. Ku własnemu zdziwieniu znalazłam je bez większego problemu i już po chwili stałam na zapleczu mojej nowej pracy.
Margaret powitała mnie entuzjastycznie i po przedyskutowaniu z jej rodzicami spraw organizacyjnych, nadszedł czas na moje krótkie przeszkolenie. Dziewczyna wytłumaczyła mi wszystko, powiedziała co dokładnie mam robić, a także zapewniła, że zawsze mogę liczyć na jej pomoc.
W końcu pojawili się pierwsi klienci. Musiałam zbierać i dostarczać zamówienia, co nie było takie trudne, gdyż z racji na okres ochronny dostałam mniej stolików do obsługi. Praca szła mi nadzwyczaj sprawnie. Byłam miła, uśmiechałam się podając kawę, zbierałam napiwki, nikt nie narzekał.
Zadowolona z siebie szłam właśnie za bar, aby przynieść klientowi rachunek, gdy Margaret oznajmiła, że przejmie moje stoliki, ponieważ mam teraz czas na lunch. Podziękowałam jej uświadamiając sobie jaka jestem głodna. Nic dzisiaj nie jadłam, a było już południe. Wróciłam na zaplecze i zabrałam moją torebkę z zamiarem szybkiego wypadu do KFC po drugiej stronie ulicy. Miałam półgodziny, więc spokojnie powinnam zdążyć. Poinformowałam Margaret gdzie idę, a ta jedynie przytaknęła mi zza baru, robiąc kolejną kawę. Poczułam się winna, że zostawiam ją z tym wszystkim samą, ale widać, że miała duże doświadczenie i doskonale sobie radziła. Pomachałam jej na pożegnanie i wyszłam nie mogąc dłużej powstrzymywać głodu.
*
Stanęłam przed kasą w KFC i zdecydowałam się zamówić sałatkę. Nie lubiłam jadać w fastfoodach, dlatego ta opcja wydała mi się najzdrowszą i najmniej kaloryczną.
Chwyciłam tacę z moim lunchem i udałam się na poszukiwania wolnego stolika. Nagle stała się rzecz, której bardzo nie lubiłam. Zadzwonił mi telefon i musiałam skoncentrować się aby go odebrać i nie upuścić przy okazji jedzenia. Z wielkim trudem wyciągnęłam komórkę z dna mojej torebki i nacisnęłam zieloną słuchawkę, nie patrząc nawet, kto dzwoni.
Uśmiechnęłam się, słysząc w słuchawce głos Jamesa.
- Hej Foxy, masz ochotę się dziś spotkać?
- Z tobą zawsze – uśmiechnęłam się jeszcze szerzej – powiedz tylko kiedy i gdzie.
- Wpadnij teraz do mnie. Mamy z chłopakami wspólne mieszkanie.
- Teraz nie mogę, jestem w pracy.
- Czekaj.. ty masz pracę?
- Tak, od dzisiaj. Coś w tym dziwnego? – udałam urażony ton.
- Nie, po prostu dużo przegapiłem. Ale dzisiaj to nadrobimy, zrobię naszą ulubioną kawę i
wszystko mi opowiesz.
Zaśmiałam się na dźwięk cytatu z reklamy.
- Okej, będę u ciebie o 15, tylko wyślij mi adres. A teraz wybacz, ale zabierasz mi czas z mojej cennej przerwy na lunch. – westchnęłam z udawaną dezaprobatą.
- Cóż.. w takim razie smacznego. I do zobaczenia.
- Do zobaczenia – pożegnałam się i włożyłam telefon z powrotem do kieszeni.
*
Po skończonym lunchu wróciłam do pracy. Czas zleciał mi szybko ze względu na mały ruch. W wolnych chwilach ucinałyśmy sobie z Margaret małe pogawędki. Dziewczyna kilka razy poruszała temat koncertu i mówiła jak bardzo podoba jej się Brad, jaki to on jest przystojny, cudowny i bóg wie co jeszcze. Cała się w środku gotowałam, aby zdradzić jej co wspominał o niej Simpson, ale gdyby dowiedziała się, że znam The Vamps, wybuch jej euforii rozsadziłby całą dzielnicę. Tak więc dzielnie milczałam, przytakując jedynie na przesadne komplementy w stronę Brada i próbując zmienić temat w każdy możliwy sposób.
Równo o 14:30 pojawiła się moja zmienniczka, Sophie, a ja mogłam spokojnie opuścić miejsce pracy i cieszyć się słoneczną pogodą.
*
Zatrzymałam się przed drzwiami do apartamentu chłopców i jak zawsze sprawdziłam, czy na pewno jestem pod dobrym adresem. Może to trochę paranoiczne, ale nie lubię niezręcznych sytuacji i staram się ich unikać za wszelką cenę, a stanięcie twarzą w twarz z obcą osoba i uświadomienie sobie, że pomyliłam bloki, jakoś dziwnie mnie przerażało.
Gdy wreszcie byłam przekonana, że znajduję się w dobrym miejscu, nacisnęłam dzwonek. Usłyszałam szamotaninę za drzwiami i po chwili otworzył mi James. Weszłam do środka i napotkałam całą czwórkę chłopaków stojących w holu. Obrzuciłam ich podejrzliwym spojrzeniem, zdziwiona o co chodzi.
- My właśnie… wychodziliśmy – oznajmił mi wspaniałomyślnie Brad. Connor i Tris przytaknęli i w ślad za Simpsonem skierowali się do drzwi.
Gdy James i ja zostaliśmy sami, rozbawiona nieogarnięciem chłopców, uniosłam brew oczekując wyjaśnień.
- Bo wiesz.. oni myśleli, że będziemy robić niewiadomo jakie rzeczy i stwierdzili, że zostawią nas samych, żebyśmy mieli więcej przestrzeni.
- Masz powalonych przyjaciół – zaśmiałam się, a James odpowiedział mi cytatem z ich piosenki.
- Don't mind all my friends, I know they're all crazy but they're the only friends that I have – zanucił, kierując się do kuchni. Podążyłam za nim.
- Napijesz się czegoś? – zapytał gdy byliśmy już w pomieszczeniu.
- Jasne – przytaknęłam opierając się o blat.
- Może zielonej herbaty?
- Nie dzięki, wolę wodę – zaprzeczyłam, zanim James w ogóle dokończył. Po wczorajszym incydencie zastopuję z herbatą, zwłaszcza zieloną.
Chłopak zaprowadził mnie do salonu. Był duży i o bardzo wysokim standardzie. W końcu czego można się spodziewać po apartamencie ludzi, których stać na wszystko?
- Więc.. co robiłaś na naszym koncercie? – zapytał James odwracając moją uwagę od wnętrza.
- Cóż.. to długa historia..
- Mamy czas – chłopak rozsiadł się na kanapie pokazując miejsce obok siebie.
Więc też usiadłam.
I opowiedziałam mu wszystko nie szczędząc żadnych szczegółów ani emocjonalnych rozterek. Postanowiłam być z nim całkowicie szczera.
*
- Masz pracę? – zapytał zdziwiony James.
- Serio? – popatrzyłam na niego z oburzeniem - Z wszystkiego co ci opowiedziałam najbardziej zaskoczyło cię to, że mam pracę?
- No wiesz…
- Znalazłam na plaży półżywą dziewczynę, uratowałam ją, ona zabrała mnie na TWÓJ koncert, a potem paparazzi przyłapał nas na pocałunku. Ale nie, lepiej pogadajmy o moim etacie w barze. – zakończyłam wypowiedź i odchyliłam głowę do tyłu ciężko wzdychając.
- Rozumiem to wszystko, spokojnie. Ale popatrz jakie to jest fascynujące! Jesteś kelnerką, więc mogę przyjść do twojego baru, usiąść przy twoim stoliku i obsługując mnie będziesz musiała zwracać się per Pan. Zupełnie jak w tym fanficu Cold o Zaynie z 1D. – powiedział chłopak zanim zdążył ugryźć się w język.
- Czytasz fanfictions? – ledwo powstrzymałam śmiech.
- Nie, moja siostra czyta i czasem coś mi opowiada – obronił się natychmiast chłopak.
- Aha jasne – szeroki uśmiech wstąpił na moją twarz – James McVey czyta fanfici! – powtarzałam w kółko, celowo go denerwując.
- Nie prawda! Weź przestań, zachowujesz się jak dziecko – chłopak próbował mnie uciszyć, jednak sam ledwo powstrzymywał śmiech.
- Wiesz.. ja nie oceniam. Chłopcy z mojej szkoły oglądali porno, ale skoro ty wolisz fapować do opowiadań pisanych przez fanki… - nie zdążyłam skończyć, bo czerwona poduszka uderzyła w moją twarz.
- Ostrzegałem – uśmiechnął się przebiegle James.
- Nie wiesz z kim zadarłeś – zmrużyłam oczy, chwyciłam leżącą obok mnie poduszkę i zaczęłam okładać nią McVeya.
Po chwili jednak chłopak wyrwał mi broń z rąk i tym razem to on był górą.
Walczyliśmy tak dobre półgodziny po czym oboje zmęczeni opadliśmy z powrotem na kanapie.
- Wygrałam. – mruknęłam, dysząc ze zmęczenia.
- Chyba śnisz.
- Dostałeś 10 razy w twarz. Wygrałam.
- Uznajmy, że był remis.
- I tak wygrałam. – dodałam pod nosem, ale McVey chyba tego nie słyszał.
- Evelyn.. – zaczął nagle James.
- Hmm?
- Naprawdę tęskniłaś?
Zaskoczył mnie tym pytaniem.
- Tak – odpowiedziałam w końcu.
- Czy ty płakałaś.. przeze mnie?
Nie rozumiałam, dlaczego nagle miał ochotę na poważne rozmowy, jednak zdecydowałam się odpowiedzieć zgodnie tym co czułam:
- Nie, przez własną głupotę.
- Co masz na myśli?
- Żałowałam, że nie dałam ci drugiej szansy, gdy o to prosiłeś.
Nastała chwila nurtującej ciszy, którą w końcu przerwał James:
- Wiesz.. nigdy przed nikim się tak nie otworzyłem. Wtedy gdy przyszedłem cię przeprosić, zobaczyłaś mnie w najbardziej bezbronnej i zdesperowanej postaci. Nie wiem co jest miedzy nami, ale po kilku dniach znajomości uzależniłem się od ciebie i każda godzina w rozłące była prawdziwą katorgą. Gdy zobaczyłem cię wtedy na koncercie, poczułem się jakby świat złożył u moich stóp wyczekiwany podarunek. Nie chcę cię znowu stracić. – niebieskie oczy chłopaka przewiercały moje, docierając do samego dna duszy.
- Nie stracisz – szepnęłam kładąc swoja dłoń na jego i splatając nasze palce.
- Evelyn, będziesz moją dziewczyną? – zapytał nagle chłopak.
Zamurowało mnie, a motylki w moim brzuchu zawirowały.
Nikt nigdy nie zadał mi tak oficjalnego pytania. Nie miałam pojęcia, jak odpowiedzieć. Wiedziałam jednak, że nie mogę zbyt długo milczeć.
- Oczywiście, że tak. – uśmiechnęłam się szeroko do Jamesa.
Tak naprawdę byłam mu wdzięczna, bo teraz wiedziałam jaka jest miedzy nami relacja. Wszystko było jasne i nie musiałam się nad niczym zastanawiać.
Nagle do głowy przyszła mi jedna nurtująca myśl. Czy będziemy się ukrywać?
- Ale co z paparazzi.. Chyba nie chcemy im dawać powodów do sensacji? – zapytałam, zbijając Jamesa z pantałyku.
- Obawiam się, że już to zrobiliśmy… - westchnął, sięgając po leżącą na stoliku gazetę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
CHUJOWY.
TO jedyne co przychodzi mi na myśl, gdy czytam ten rozdział. Przepraszam, że tak długo na niego czekaliście, ale kompletnie straciłam wenę i pomysły...
A po tym co wydarzyło się pod poprzednim rozdziałem (prawie 40 komentarzy w co nadal nie wierzę <3), jestem winna Wam wielkie podziękowania, więc następny będzie lepszy! Obiecuję xxNiestety pojawi się on dopiero w sierpniu, gdyż jutro, a w zasadzie dziś, za jakieś kilka godzin wyjeżdżam ;/ Ściskam was ciepło i lecę, bo za 2h muszę wstać ;-;
PS. Shippujemy Jamesa i Evelyn czyli (są 2 porpozcyje podane przez was ):
JVELYN lub JALYN
A po tym co wydarzyło się pod poprzednim rozdziałem (prawie 40 komentarzy w co nadal nie wierzę <3), jestem winna Wam wielkie podziękowania, więc następny będzie lepszy! Obiecuję xxNiestety pojawi się on dopiero w sierpniu, gdyż jutro, a w zasadzie dziś, za jakieś kilka godzin wyjeżdżam ;/ Ściskam was ciepło i lecę, bo za 2h muszę wstać ;-;
PS. Shippujemy Jamesa i Evelyn czyli (są 2 porpozcyje podane przez was ):
JVELYN lub JALYN