niedziela, 14 września 2014

~ Rozdział 25 ~ "Mieli psie zaprzęgi, byli zbyt szybcy!"


- James – szepnęłam zaniepokojona, próbując odsunąć od siebie chłopaka, któremu brak elektryczności w żadnym stopniu nie przeszkadzał.

- James – powtórzyłam głośniej, zirytowana.

- Proszę cie, nie mów, że boisz się ciemności. – mruknął ze zrezygnowaniem, jednak w końcu zwiększył przestrzeń miedzy nami.

- Nie.. – chciałam zaprzeczyć, ale przerwał mi dziwny dźwięk.

Z korytarza dochodziło głośne łomotanie, jakby ktoś zniecierpliwiony pukał do drzwi lub ewentualnie rozwalał je siekierą.

Głębokie i ciężkie dźwięki odbijały się echem po całym mieszkaniu, przyprawiając mnie o gęsią skórkę.

Spojrzałam na Jamesa chcąc wyczytać coś z jego twarzy, jednak brak światła mi to uniemożliwił. Wyczułam jedynie, że mięśnie chłopaka napięły się, on sam był bardziej czujny.
 
Jego obecność sprawiała, że czułam się bezpieczniej, ale gdy się odezwałam, mój głos i tak drżał z lekkim przerażeniem:

- Co się dzieje? – spytałam, tak jakby chłopak znał odpowiedź.

- Pójdę to sprawdzić – szepnął w odpowiedzi i delikatnie wstał z łóżka.

Obserwowałam zarys jego ciemnej sylwetki, gdy zbierał z podłogi ubrania i zakładał je na siebie.

Przypomniałam sobie wydarzenia sprzed kilku minut i mimowolnie na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Szybko się jednak opamiętałam i również postanowiłam odszukać swoją garderobę.

Wygramoliłam się z łóżka i po omacku zaczęłam poszukiwania, starając się nie narobić przy tym wiele hałasu.

- Co ty robisz? – mruknął James, gdy prawie strąciłam lampkę nocną. Nie silił się na szeptanie, bo głośne łomotanie wszystko zagłuszało.

- Idę z tobą. Tylko najpierw chcę się ubrać -

Chłopak westchnął i ruszył w stronę, jak przypuszczam, komody. Usłyszałam szmer odsuwanej szuflady i po chwili w moją stronę poleciała koszulka Jamesa, za duża na mnie o jakieś dwa rozmiary. Bez słowa założyłam ją na siebie, wdychając zapach perfum chłopaka, którym przesiąknięte było tu chyba wszystko.

Nieustający hałas, sprawiał, że uczucie zaniepokojenia z każdą chwilą wypełniało mnie jeszcze bardziej, ale mimo to nadal potrafiłam zwracać uwagę na takie pierdoły, jak zapach jego ubrań… To jakiś obłęd.

- Nie ma się czego bać – James znowu rozgryzł co czuję i chwycił mnie za rękę w celu dodania otuchy.

- To pewnie tylko dozorca albo sąsiadka.

- Taa.. chyba sąsiadka dobijając się do drzwi za pomocą młota pneumatycznego. - zironizowałam.

Chłopak zignorował moją uwagę i pociągnął za sobą do drzwi. Pogrążeni w ciemnościach stąpaliśmy boso po zimnej posadzce w korytarzu kierując się prosto do drzwi, zza których dochodził hałas.

Po drodze James zatrzymał się przy pojedynczej szafce w przedpokoju i zaczął energicznie ją przeszukiwać. Obserwowałam jego poczynania z nadzieją, że zaraz wyciągnie latarkę i tak też się stało. Chłopak z dumą uniósł do góry małe urządzenie i oświetlił nam drogę.

Po chwili znaleźliśmy się przy drzwiach, do których teraz ktoś już jedynie delikatnie pukał, jakby był zmęczony wcześniejszym dobijaniem się.

Wymieniliśmy z McVey’em spojrzenia i w końcu chłopak chwycił za klamkę, uprzednio przekręcając powoli klucz, i uchylił delikatnie drzwi. Poświeciłam latarką przez powstałą szparę, tak aby James mógł zobaczyć, kto kryje się pod drugiej stronie.

Napięcie rosło z każdą chwilę i oboje to wyczuwaliśmy. Żołądek skręcał mi się, jakbym zaraz miała zwymiotować, natomiast James był w stanie ciągłej gotowości do zareagowania na ruch przeciwnika.

W momencie, gdy byłam pewna, że McVey zobaczył kim jest tajemniczy gość, chłopak odetchnął gwałtownie i pokręcił głową z niedowierzaniem. Otworzył szerzej drzwi, a moim oczom ukazał się klęczący na wycieraczce Bradley, próbujący uchronić oczy przed rażącym światłem latarki.

Gdy tylko zobaczył, że może wejść do środka, wczołgał się energicznie i położył na podłodze w przedpokoju.

- Gonili mnie – wydyszał.

Spojrzeliśmy na siebie z Jamesem, nie mając pojecia co odbiło Simpsonowi

- Kto cię gonił? O czym ty mówisz? – zapytałam zdziwiona.

– Oni tu są – chłopak zaczął czołgać się jak najdalej od drzwi. W jego oczach widniało przerażenie - mieli psie zaprzęgi, byli zbyt szybcy!

- Zamknijcie drzwi! Musimy się ukryć! – Brad mówił jak opętany.

James zrobił to, o co prosił go kolega, z lekką konsternacją na twarzy i miną mówiącą „o co tu kurwa chodzi?”.

Pokiwałam głową i wzruszyłam ramionami, dając mu do zrozumienia, że też nie mam bladego pojęcia.

Gdy tylko Bradley usłyszał przekręcanie klucza, odetchnął z ulgą, jakby czując się bezpieczniej.

James podszedł do niego i kucnął chcąc sprawdzić, co jest jego koledze. Gdy tylko się do niego zbliżył, westchnął z rezygnacją, jednocześnie kręcąc głową, jakby odpowiedź od początku była oczywista.

- Jest zalany w trupa. Czuć od niego alkoholem na kilometr – wyjaśnił podnosząc się z podłogi.

Nie wiedząc, jak zareagować, zaczęłam się śmiać z bezradności. Wzięliśmy pijanego Brada za chcącego nas zabić psychopatę.

- Stary – usłyszałam zachrypnięty głos Simpsona – twoja dziewczyna jest chyba wstawiona, bo śmieje się bez powodu. – swój wywód chłopak zakończył donośnym czknięciem.

Oboje spojrzeliśmy na niego z politowaniem. Był najmarniejszym obrazem marności na całym świecie.

- Chodź – podszedł do niego James i podniósł, podpierając na swoim ramieniu.

- Idziemy na imprezę? – zapytał z nadzieją Brad.

- Tak, na melanż roku w twojej sypialni z łóżkiem w roli głównej – mruknął zniesmaczony intensywnym zapachem alkoholu James.

Simpson wybełkotał jakąś niezrozumiałą odpowiedź i bez większych oporów pozwolił poprowadzić się do swojego pokoju.
 

 *
Promienie słońca przebijały się nieśmiało przez nieszczelnie zasłonięte żaluzje, a ruch na ulicy za oknem wzrastał z każdą minutą. Powoli budziłam się z niespokojnego i krótkiego snu orientując się, że nie jestem w swoim łóżku.

Z lekkim trudem i bólem pleców niewiadomego pochodzenia podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam dookoła. Spałam na jednej z kanap w salonie Jamesa, a chłopak leżał na przeciwko mnie, na drugiej sofie. Pamiętałam dobrze ostatni wieczór, ale nie mogłam sobie przypomnieć, dlaczego spędziliśmy noc w pokoju dziennym...
- Przypomnij mi dlaczego spaliśmy w salonie? -  zapytałam zaspanym głosem Jamesa, który rozmasowywał obolały kark.

- Bo Simpson chrapał tak głośno, że ściany mojej sypialni drżały.

- Przysięgam, że zabiję tego człowieka, jak tylko go zobaczę.

- Z dwojga złego przynajmniej prąd wrócił. – McVey próbował szukać pozytywów.

Ja za to pewnie narzekałabym dalej, gdyby nie zadzwonił mi telefon. Spojrzałam na ekran i zobaczyłam wiadomość od siostry.

Za godzinę w Harrods? :)

Przez kilka sekund wpatrywałam się nieprzytomnym wzrokiem w komórkę, aż nagle doznałam olśnienia. Dziś sobota, przecież umówiłyśmy się na zakupy.

Zatopiłam twarz w dłoniach zmęczona na samą myśl wyjścia dziś z domu. Miałam zły humor, byłam niewyspana, obolała… Zakupy to ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę. Nie chciałam jednak zawieść siostry, która ponad godzinę tłukła się pociągiem do Londynu.

Odpisałam jej, że już nie mogę się doczekać i szybko pożegnałam się z Jamesem przepraszając, że wychodzę tak nagle. 


*




W ekspresowym tempie pognałam do domu z zamiarem ogarnięcia się. Dzięki liniom metra, moje przemieszczanie się po mieście było błyskawiczne i o umówionej porze czekałam na siostrę pod najsłynniejszą  (i najdroższą )galeria handlową w Londynie.

Gdy tylko pojawiła się na horyzoncie, rzuciłyśmy się sobie w ramiona, jakbyśmy nie widziały się od kilku lat.

- To co?
Shopping? – rzuciła radośnie Marta.

- Tutaj stać mnie ewentualnie na skarpetki.

W Harrods swoje stoiska mieli najsławniejsi projektanci i najtańsza rzecz kosztowała tam pewnie całą moją wypłatę, której jeszcze nawet nie dostałam.

Dlatego też jedynie przeszłyśmy się z siostrą po ekskluzywnej galerii, a potem udałyśmy się na lunch do jakże zdrowego miejsca, którym jest Burger King!


*




Brałam właśnie dolewkę pepsi, gdy podeszła do mnie dziewczyna wyglądająca na około 14 lat. Stała chwilę przede mną i wpatrywała się we mnie przenikliwie. W ręce trzymała kubek z napojem, a na głowie miała czapkę z emblematem logo The Vamps. Pierwsza myśl, jaka przeszła mi po głowie, to że mnie rozpoznała, tak jak kiedyś już to miało miejsce w przypadku innej fanki chłopców.

Tym razem również się nie pomyliłam. Ale niestety dzisiaj scenariusz pisał się dużo mniej przyjemnie.

- Czy ty jesteś Evelyn Lis? – zapytała nieznajoma.

- Tak to ja – uśmiechnęłam się w odpowiedzi.  

Gdy dziewczyna usłyszała potwierdzenie, w jej oczach pojawiła się złość i pogarda. Ja ze zdziwienia również przestałam się uśmiechać.

- Głupia suka – mruknęła z nienawiścią – powinnaś się wstydzić, że w ogóle żyjesz! – krzyknęła, a ogniki złości tańczyły chaotycznie w jej oczach.

Dziewczyna wzięła zamach ręką, w której trzymała kubek i niespodziewanie opróżniła jego zawartość na mnie.