niedziela, 2 listopada 2014

~ Rozdział 27 ~ " McVey… on nie chce cię już znać."



Rozdział z kilku perspektyw. Mam nadzieję, że da się to jakoś ogarnąć :)

*Evelyn POV*

Ostatnie dni były okropne. Czułam się, jakbym utknęła w depresyjnej bańce, która powoli wypełniała się moimi łzami, zostawiając mi przy tym coraz mniej powietrza. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, przypominałam wrak człowieka, cień włóczący się po świecie bez celu, szukający sposobu jak skutecznie przestać czuć rozdzierający od środka ból. 

Nie przejmowałam się już tak bardzo opinią publiczną, czy zdradą Elyara. Najbardziej cierpiałam przez brak szansy na wyjaśnienia.  Myśl o tym, że James tak po prostu uwierzył w to, że go zdradzam, była jak włócznia przeszywająca moje serce. Miałam nadzieje, że mi choć trochę ufa, wierzy we mnie i pozwoli mi przedstawić swoją wersję. Nie wiedziałam jednak, jak bardzo się myliłam.

Dzwoniłam, pisałam, zapełniałam skrzynkę Jamesa wiadomościami. Chciałam tylko jednej szansy na wyjaśnienia. Mógł mnie nienawidzić, nie chcieć widzieć na oczy, ale po tym jak pozna moją wersje. Zależało mi jak cholera, abym mogła mu opowiedzieć, jak zakłamane jest to wszystko.

Bradley napisał mi, abym dała Jamesowi trochę czasu.

Czas.

Czas się właśnie skończył. Spojrzałam na bilet lotniczy leżący na moim biurku. Widniała na nim dzisiejsza data. Drżącą dłonią przejechałam po gładkiej powierzchni kartki.  Tak, postanowiłam wrócić do Polski, w Anglii nie widziałam już swojej przyszłości. Margaret doradziła mi to samo, jednak wciąż nie byłam pewna, czy podjęłam właściwą decyzję. Nie chciałam spalić za sobą mostów, modliłam się o szanse na wyjaśnienia.

Ostatnia wiadomość – obiecałam sobie.

Błagam. Pozwól mi jedynie wyjaśnić, a potem, jeśli będziesz chciał, zniknę z twojego życia i już nigdy mnie nie zobaczysz.

Przycisk wyślij parzył. To żenujące musieć tłumaczyć się z czegoś, czego nie zrobiłam. Wysłałam jednak wiadomość, bo zależało mi na Jamesie jak na nikim dotąd. Był moim słońcem, tak wiele miał w sobie światła, że u jego boku najciemniejsza noc stawała się pięknym dniem. Otworzyłam dla niego bramy mojego piekła, on poświęcił się i zszedł do niego aby zamienić je w niebo.

Może to wszystko było zwyczajne, może moje życie nie przekręciło się o 180 stopni, ale zaszła w nim jedna poważna zmiana. Rzeczywistość, choć wciąż ta sama, stała się szczęśliwa. Bo jeśli masz u boku kogoś, kto dba o uśmiech na twojej twarzy, to chcesz mu ten uśmiech dawać, ponieważ widzisz, jaką radość mu sprawiasz.

Teraz dopiero zauważyłam to wszystko. Widziałam jak wiele wniósł do mojego życia, ile rzeczy we mnie zmienił. Gdy to zniknęło, powróciła pustka, którą wypełnił.
Był tak niezwykłym elementem mojej zwyczajności. Zniknął, a ja uświadomiłam sobie, jak puste było moje życie przed jego pojawieniem się. James był trochę jak śledziona, niby możesz bez niej żyć, ale jesteś słabszy, a James dawał mi siłę. I możliwe, że to  było jedno z najbardziej nietrafionych porównań na świecie, ale jak zdążyliście zauważyć, ja sama jestem trochę „nietrafiona”. On to zaakceptował i, kto wie, może był tak samo nietrafiony jak ja, lecz po prostu umiał to lepiej ukryć.

Nie wiem, nic już nie wiem. Nie mam pojęcia co będzie dalej. Moje życie przypomina ocean problemów. Z ciekawości chcesz jedynie zamoczyć stopę, a tu nagle wpadasz cały i toniesz. Żeby było śmieszniej, los zgotował mi ocean bez dna, żebym przypadkiem nie miała się od czego odbić i wypłynąć na powierzchnię.

Gdy James był obok, problemy wydawały się nie mieć takiego znaczenia. Liczyło się to, że istniała osoba, której na mnie zależało i która pocieszała mnie w najbardziej beznadziejnych sytuacjach.

Teraz tak bardzo się bałam. Przyszłość była dla mnie jedną wielką niewiadomą. Jak to będzie? Wrócę do Polski, zapomnę o wszystkim i będę żyła dalej? Tak to ma wyglądać?

Pakowałam właśnie ubrania do walizki i natrafiłam na bluzkę, którą miałam na koncercie chłopców. Bluzkę, której dotykały ręce Jamesa podczas naszego spragnionego pocałunku. Pocałunku, który wyrażał więcej niż tysiąc słów, więcej niż każde przepraszam. Był przepełniony bólem i tęsknotą, a zarazem wybuchem euforii i ziszczeniem pragnień.

Do mojego umysłu ponownie wkroczył obraz sceny na moście i wiedziałam już, że nigdy nie zapomnę i na pewno nie uda mi się żyć, tak jakby nic się nie wydarzyło.

*James POV*

Nie zliczę ile razy w ciągu ostatnich dni przyszedłem na ten most. Był moją ucieczką i równocześnie powrotem do przeszłości. Za każdym razem, gdy nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, wychodziłem z domu, a nogi podświadomie niosły mnie w miejsce, gdzie z Evelyn się pogodziliśmy.

Ostatnie wydarzenia zburzyły wszystko. Tak długo pracowaliśmy, aby nam się udało, a nagle okładki gazet opanowują plotki o zdradzie Evelyn, a do moich drzwi puka koleś, który mówi mi, że przespał się z moja dziewczyną.

Poczułem się, jakby życie dało mi w twarz siekierą w ramach kary za moją naiwność. Wierzyłem, że znalazłem szczęście, jednak los przypomniał mi, że po radości, przychodzi czas na wyrównanie.

Tak bardzo chciałem, żeby to wszystko okazało się kłamstwem, odsłuchiwałem każdą wiadomość, którą zostawiła mi Evelyn, odczytywałem każdego smsa. Nie potrafiłem jednak odpowiedzieć. Wiem, że powinienem dać jej szansę na wyjaśnienie, ale bałem się, że nie zniosę jej widoku. Obawiałem się bólu jaki rozedrze moje serce, gdy zobaczę jej twarz. Tak znajomą, a jednocześnie zupełnie obcą, jakby stała się inna osobą.

Nigdy do końca nie uwierzyłem w wersję Elyara… ciągle pozostawała we mnie iskierka nadziei, wypierałem się, nie dopuszczałem do siebie myśli, że Evelyn mogła mnie zdradzić… Moja mała Foxy… MOJA.

Niepewność niszczyła mnie od środka, a jednocześnie nie miałem w sobie odwagi, aby stanąć z dziewczyną twarzą w twarz i posłuchać co mado powiedzenia. A co jeśli by się przyznała? Nie zniósłbym tego - kolejnej osoby, która odwraca się ode mnie, mimo że jej ufałem.

Mimo wszystko musiałem się jakoś dowiedzieć prawdy… Nagle zobaczyłem krzątającego się w korytarzu Brada, który zapewne wybierał się na spotkanie z Margaret. Ta dwójka zdecydowanie miała się ku sobie, a ja postanowiłem to nieco wykorzystać.

- Hej.. mam taką osobistą prośbę – oparłem się framugę drzwi, a loczek przerwał zakładanie kurtki i spojrzał na mnie - Mógłbyś pogadać z Margaret? Evelyn na pewno powiedziała jej prawdę.– spytałem Bradleya. Na dźwięk mojej propozycji wyraźnie się zmieszał.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Naprawdę powinieneś dać Evelyn szansę i to z nią pogadać.

Zacisnąłem szczękę, słysząc odmowę. Może i mój pomysł nie należał do najlepszych, ale Brad mógł spróbować, w końcu jesteśmy przyjaciółmi.

- Ale porozmawiam z nią, jeśli tak bardzo chcesz – rzekł po chwili, zapewne widząc moje rozczarowanie, a ja poczułem głęboką ulgę.

- James.. – Simpson zatrzymał się w drzwiach i odwrócił w moją stronę - Evelyn nie byłaby zdolna tego zrobić i wierzę, że nie zrobiła. Ty jako pierwszy powinieneś to wiedzieć. – posłał mi smutny uśmiech i wyszedł.

Stałem nieruchomo jeszcze kilka minut, a słowa Bradleya odbijały się echem w mojej głowie. Miał rację, powinienem był wierzyć Evelyn. Nawet on, choć był tylko jej przyjacielem, nie osądzał jej i stał po jej stronie.

Byłem takim cholernym egoistą, nie dając jej szansy… Pod wpływem impulsu wyciągnąłem telefon z kieszeni i odpisałem na ostatnią wiadomość od dziewczyny.

O 12 w Collins Bar.

Byłem jej to winny za moje zwątpienie. Zasługiwała na możliwość wyjaśnienia, a ja postanowiłem jej ją dać.

*Evelyn POV*

- Jason dziś wraca, więc oboje odwieziemy cię na lotnisko – zaoferowała mi przez telefon siostra.

- Dziękuję, ale naprawdę nie musicie się aż tak fatygować, poradzę sobie sama.

- Nie ma mowy, o 20 będziemy u ciebie. A i jeszcze jedno… Jason obiecał znaleźć Elyara, są przyjaciółmi, więc może coś od niego wyciągnie. Ludzie nie rujnują czyjegoś życia ot tak… musiał mieć jakiś powód.

- Marta, to naprawdę nie ma sensu – westchnęłam – chcę jak najszybciej zamknąć ten rozdział, a rozgrzebywanie sprawy od nowa nie pomoże. Nie obchodzi mnie dlaczego Elyar to zrobił, mam gdzieś wszystko co z nim związane, niech się wypcha gównem, jakim sam jest – burknęłam wkurzona.

- Okej, jak chcesz. Nie męczę cię więcej, do zobaczenia wieczorem – siostra wyczuła moją irytację i postanowiła się wycofać, za co serdecznie jej podziękowałam. 

Wiedziałam jednak, że postawi na swoim i każe Jasonowi porozmawiać z Elyarem… Szczerze? Już mnie to nie obchodziło

- Do zobaczenia – odpowiedziałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.

Byłam rozdrażniona, zapewne przez wzmiankę o Elyarze. Postanowiłam rozładować napięcie i spakować resztę rzeczy, które jeszcze nie były w walizce, gdy zobaczyłam nową wiadomość sms migającą na wyświetlaczu telefonu.

Obstawiałam, że to operator przysyła mi przypomnienie o małej ilości środków na koncie i nie wiecie nawet jak bardzo się zdziwiłam, widząc w pozycji nadawcy numer Jamesa.

Moje serce przyspieszyło, a ciało oblała fala przyjemnego ciepła. Wcześniejsze zdenerwowanie zniknęło, ustępując miejsca delikatnej euforii. Odpisał. Dał mi szansę. Chciał się spotkać. Może mi wybaczy. Postanowił wysłuchać mojej wersji. Przez głowę przelatywało mi tysiące myśli na sekundę.

Spojrzałam jeszcze raz na smsa.

O 12 w Collins Bar.

12. Shit. To za pół godziny. Chwyciłam szybko jakieś przyzwoite ciuchy i pognałam do łazienki. Nałożyłam błyskawiczny makijaż, przeczesałam włosy i pobiegłam do wyjścia.

Równo w południe weszłam co Collins Bar i rozjerzałam się dookoła. Jamesa nigdzie nie było, więc postanowiłam usiąść i poczekać. Zajęłam stolik przy oknie, a po chwili podeszła do mnie młoda kelnerka. Musieli ją zatrudnić, po moim odejściu, bo nie kojarzyłam jej twarzy. Zamówiłam kawałek Brownie, a gdy dziewczyna odeszła w stronę baru, zaczęłam się nerwowo rozglądać. Minuty mijały, a Jamesa nigdzie nie było. Uspokajałam się, że może coś mu wypadło i się spóźni. W końcu zgodził się na spotkanie, więc powinien przyjść.

Układałam w głowie przemówienia, ustalałam co mu powiem, w jakiej kolejności. Denerwowałam się jak cholera. Ręce mi się pociły, a w brzuchu czułam ucisk stresu. Kompletnie straciłam apetyt i ledwo tknęłam ciasto, które przyniosła mi kelnerka.

*Bradley POV*

Nie miałem najmniejszej ochoty widzieć dziś Margaret. Lubiłem tą dziewczynę, ale nie w taki sposób, jak ona mnie. Z czasem była już zbyt nachalna, natarczywa. Na początku lubiłem sobie z nią pogrywać, pobawić się nią. Podobała jej się moja gierka, więc kontynuowałem, aż w końcu sprawy zaszły za daleko i wymknęły się spod kontroli.

Była rozwydrzoną fanką i nie dało się tego ukryć. Czułem, że leci tylko i wyłącznie na mój wygląd i sławę. Zawsze zazdrościłem Jamsowi, że Evelyn najpierw zakochała się w nim, a potem dowiedziała się o jego sławie. Byli tacy idealni, dopełniali się. McVey rozkwitł odkąd ją poznał, uwierzył chyba, że może być szczęśliwy na swój własny i niepowtarzalny sposób.

To był jeden z powodów, dla których zdecydowałem się umówić dzisiaj z Margaret i spełnić prośbę przyjaciela. Zależało mi na naprawieniu ich związku. Lubiłem Evelyn i nie wierzyłem, że mogła zdradzić Jamesa. Ona po prostu nie należała do tego typu osób, a McVey powinien to zrozumieć i dać jej szansę, a nie wysyłać mnie na jakieś głupie podchody.

Mimo wszystkich oporów zatrzymałem się przy ławce, gdzie miałem czekać na Margaret. Chciałem załatwić sprawę szybko i bez zbędnego owijania w bawełnę. Przebywanie za długo w towarzystwie brunetki stawało się z czasem bardzo irytujące.

- Hej słodziaku – usłyszałem za sobą jej szczebioczący głosik. Naprawdę mogłaby choć trochę ukrywać, to jak na mnie leci. Jej zachowanie już od samego początku wskazywało na to, że byłaby zdolna tu i teraz wyskoczyć dla mnie z ubrań, a uwierzcie mi, że takie dziewczyny wbrew pozorom nie podobają się chłopakom najbardziej, a mi już zdecydowanie nie.

- Cześć. – odpowiedziałem formując usta w jednym z moich zawadiackich uśmiechów. Jeśli chciałem dostać informacje, musiałem ją jakoś zbajerować.

- Chciałeś się spotkać więc słucham – usiadła na ławce przede mną  i uśmiechnęła się równie szeroko.

Zająłem miejsce obok niej i odwróciłem się w jej stronę.

- Wiesz.. jest taka sprawa, która od dawna nie daje mi spokoju. Nie mogę przestać o niej myśleć. – zrobiłem skonsternowaną minę i równocześnie położyłem rękę na oparciu za plecami Margaret.

Sprawdziłem reakcję dziewczyny – wzorowo połknęła haczyk. Na jej policzki wszedł delikatny rumieniec, a ja z odległości kilkudziesięciu centymetrów mogłem wyczuć, przyspieszony rytm jej serca.

Już wiedziałem, ze jestem panem sytuacji. Owinąłem sobie dziewczyną wokół palca i teraz mogłem przystąpić do uzyskiwania informacji.

- O jaką sprawę ci chodzi? – zapytała Margaret, niezdarnie ukrywając drżenie swojego głosu.

- Evelyn… Nie wierzę, że ona mogła zrobić coś takiego. Nie jest typem człowieka, który zdradza innych w tak perfidny sposób. – walnąłem prosto z mostu. 
Bezpośredniość była tu najlepszym rozwiązaniem.

Widziałem konsternację malującą się na twarzy brunetki. Zapewne toczyła wewnętrzną walkę, czy wydać przyjaciółką czy nie. Nagle przygryzła nerwowo wargę, a ja wiedziałem już, że wygrałem i dziewczyna zaraz wszystko mi wyśpiewa.

- Nie powinnam ci tego mówić… Ale wierzę, że to dla dobrze wszystkich.

- Spokojnie – pogładziłem ją dłonią po ramieniu – Chce jedynie wiedzieć, to wszystko. Potrzebuję tego dla wewnętrznego spokoju.

- Jeśli pytasz, czy Evelyn spała z Elyarem – Margaret wzięła głęboki wdech – To tak, zrobiła to. Co gorsza z zimną krwią. A najgorsze jest to, nadal nie rozumiem, jak ona tak może, że niczego nie żałuje. Powiedziała mi, ze gdyby mogła cofnąć czas, wszystko poprowadziłaby dokładnie tak samo… Nie wiem, co się z nią stało, nie poznaję jej.

Tyle mi wystarczyło. Wstałem z ławki i bez uprzedzenia odszedłem od Margaret, która zdezorientowana i zaskoczona pozostała na swoim miejscu.

Wyjąłem telefon z kieszeni i trzęsącymi się dłońmi wybrałem numer przyjaciela.

- Halo? – wziąłem głęboki wdech słysząc jego głos w słuchawce. Nie mogłem zdzierżyć złych wieści jakie musiałem mu przekazać. Nie potrafiłem dobrać słów, które bolałyby najmniej.

- Stary… - zacisnąłem usta w wąską szparę. Naprawdę nie chciałem go ranić, a ta informacja będzie dla niego jak cios poniżej pasa.

- Tak mi przykro.. – wydusiłem z siebie. Nie musiałem nic więcej mówić. Zrozumiał.
Rozłączył się niespodziewanie, ale wiedziałem, że teraz potrzebuje czasu, aby  wszystko sobie poukładać. Sam byłem w ogromnym szoku.. nie wierzyłem, że Evelyn byłaby zdolna do takich czynów. Tymczasem proszę… oszukała i nabrała nas wszystkich.

*James POV*

Rozłączyłem się bez słowa i rzuciłem telefonem o ścianę. Pieprzyć, że to nowy Iphone 6. Byłem tak cholernie naiwny. Wierzyłem, że kocha mnie, a nie moją sławę. Jaki ja byłem głupi! Założę się, że od początku to wszystko planowała. Udawała nierozgarnięta turystkę, która nie ma pojęcia kim jestem, a na końcu, gdy już się mną pobawiła, wyrzuciła mnie do kosza, jak jakiś śmieć.

Czułem się upokorzony jak nigdy, zraniony, porzucony jak bezpański pies, który myślał, że wreszcie znalazł dom, tymczasem nowy właściciel wypieprzył go kopniakiem na ulicę.  

W co ona do cholery pogrywała? Nie miała dość zabawy moimi uczuciami? Chciała mnie dobić? Po to jej było to spotkanie?

A ja głupi się zgodziłem… Po moim trupie. Teraz jej kolej na upokorzenie. Będzie siedziała sama w tej kawiarni do usranej śmierci. Nie obchodzi mnie, co ma mi do powiedzenia. Powiedziała to już wszystkim dookoła. Pewnie naśmiewała się z mojej naiwności razem z Margaret. Nie chcę jej znać, nigdy więcej widzieć. Najchętniej wymazałbym jej wspomnienia z mojego życia.

*Evelyn POV*

James dalej nie przychodził. Minęło już pół godziny, a ja z każda sekundą wątpiłam w jego pojawienie się.

Nie rozumiałam, o co chodzi… Chciał mnie ośmieszyć? Dogryźć mi i mnie wystawić? Wcześniejsza euforia ustąpiła miejsca zażenowaniu i poczuciu upokorzenia.  Czekałam na chłopaka niespełna godzinę, a on nie dawał znaku życia. Rozmyślił się?

Nagle zadzwonił dzwoneczek przy drzwiach, a ja odruchowo spojrzałam w tamtą stronę. Ku mojemu rozczarowaniu do baru weszła Margaret, zapewne zaczynająca za chwilę swoją zmianę.

Dziewczyna, gdy tylko mnie spostrzegła, podeszła do mojego stolika z zatroskaną miną.

- Cześć słońce – powiedziała zbyt przesłodzonym tonem -  nie mów mi tylko, że czekasz na tego idiotę McVeya.

- Skąd wiesz? – zapytałam zdezorientowana.

- Wyglądasz jak zbity pies, którego ktoś porzucił, nie trudno to rozpoznać, uwierz mi. – pogładziła mnie po ramieniu.

Już miała odejść w stronę baru, jednak zatrzymała się i z wahaniem usiadła na krześle obok mnie.

- Wiesz… nie powinnam ci tego mówić, ale jesteśmy przyjaciółkami, a ja pragnę twojego szczęścia – spuściła wzrok – Bradley przekazał mi, co ostatnio powiedział mu James.

Spojrzałam wyczekująca na brunetkę.

- McVey… on nie chce cię już znać… - wydukała – i boje się, że to właśnie to chciał ci dziś powiedzieć.

Już? Tyle? To wszystko? Czy ona właśnie jednym zdaniem rozbiła moje serce na tysiące kawałków?

Dziewczyna przytuliła mnie i odeszła musząc zacząć swoją zmianę. Tymczasem ja siedziałam otępiała na krześle, nie mogąc się ruszyć. Czułam, jak uchodzą we mnie wszystkie siły do życia, cały entuzjazm. Razem z nimi odeszła nadzieja, która była  chyba jedynym powodem, przez który jeszcze się nie załamałam. Zawsze istniała ta możliwość, że może jednak James mnie nie przekreślił.. 

Teraz nawet nadzieja umarła, a skoro ona umiera na końcu, to ja musiałam być martwa już od bardzo dawna. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
Co ta Margaret tak miesza.. Nie ładnie, nie ładnie >_< 
Piszcie, komentujcie co sądzicie xx  

sobota, 18 października 2014

~ Rozdział 26 ~ "Czy to już koniec Nas?"

W środku rozdziału podlinkowana jest muzyka do jednego z fragmentów, włączcie ją proszę ;) miłego czytania xx


Zimna ciecz chlusnęła mnie w twarz i pociekła w dół po ubraniach.

Otworzyłam usta ze zdziwienia, nie wiedząc co powiedzieć, ale nieznajoma odeszła tak samo szybko, jak się pojawiła.

Stałam na środku restauracji z cieknącą po twarzy i włosach pepsi nie wiedząc co zrobić. Kropelki słodkiego napoju spływały mi po włosach plamiąc nową, białą bluzkę.

- Co to do cholery było? – szepnęłam pod nosem, obserwując, że kilkoro ludzi lustruje mnie wzrokiem.

- Evelyn? Co się stało? – usłyszałam za sobą zszokowany głos siostry.

Odwróciłam się, by napotkać jej zdziwione spojrzenie, próbujące odgadnąć dlaczego jestem cała mokra.

- Problem w tym, że nie mam pojęcia – odpowiedziałam szczerze.

*

- Więc ta dziewczyna po prostu podeszła i wylała na ciebie pepsi? – spytała Marta, gdy wyszłyśmy na zewnątrz i kierowałyśmy w stronę restauracji, abym mogła się przebrać.

- Mniej więcej tak… po drodze rzuciła jeszcze kilka miłych słówek – westchnęłam.

- Nadal nie rozumiem, o co jej chodziło. Nie podchodzi się tak po prostu do ludzi i nie wylewa się na nich swojej dolewki z KFC.

- Może nie zrobiła tego tak zupełnie bez powodu. – Marta nagle zatrzymała się przed kioskiem ruchu -  I chyba nawet wiem jaki.. –szepnęła lustrując okładkę nowego wydania OK! magazine, jednego z największych plotkarskich czasopism.

Chwilę potem trzymała już nowo zakupioną gazetę w ręku i pokazywała mi jej pierwszą stronę.

„Nowa dziewczyna Jamesa McVey już zdążyła go zdradzić” – przeczytałam z niedowierzaniem nagłówek..

- Że co proszę? – wydukałam nie mogąc uwierzyć w brednie głoszone przez czasopismo.

- Daj mi to – mruknęłam do siostry wyrywając jej gazetę z rąk.


„Gitarzysta słynnego zespołu The Vamps wyraźnie nie ma szczęścia do kobiet. Jego ukrywana miłość zdążyła zdradzić go, zanim on zdradził nam jej tożsamość. Na szczęście nasi dziennikarze wykryją każde najmniejsze kłamstwo. Wszyscy pamiętamy tajemniczy pocałunek na moście z równie tajemniczą dziewczyną. Każdy z nas kojarzy też przyjaciółkę gwiazdora, Evelyn Lis, z którą chłopak nie szczędzi pokazywania się. Właśnie dzięki ich niedyskrecji udało nam się dowieść, że Evelyn i tajemnicza dziewczyna z mostu to ta sama osoba!”


Pod fragmentem tekstu zamieszczone były dwa zdjęcia, jedno zrobiona na moście, w trakcie pocałunku oraz drugie, gdy razem a Jamesem idziemy ulicą.

Moje serce zaczęło przyspieszać z nerwów. Na obu fotografiach byłam ubrana w to samo, gołym okiem było widać, że ja i „tajemnicza nieznajoma z mostu” to ta sama osoba. Ze złością cisnęłam gazetą o ziemię i zatopiłam twarz w dłoniach.

- Hej.. spokojnie – poczułam na ramieniu dłoń Magdy

- Oni wiedzą.. – łzy zaczęły gromadzić mi się w oczach. Nie płakałam dlatego, że było mi smutno. Wręcz przeciwnie, byłam wściekła, a jedyną drogą ucieczki dla buzujących we mnie nerwów stały się łzy

– Wiedzą, że to ja byłam wtedy na moście, mają dowody, każdy głupi zobaczy, że to byłam ja! – krzyknęłam na siostrę, tak jakby to była jej wina. Ona jedynie przytuliła mnie w odpowiedzi, zapewne chcąc pocieszyć. Niestety ni pomogło.

- Nie chcę nawet myśleć, co jeszcze o mnie napisali – otarłam łzy próbując doprowadzić się do ładu, gdyż przechodnie rzucali mi dziwne spojrzenia.

- Powinnaś wiedzieć, z czym walczysz.. – siostra podała mi leżącą na ziemi gazetę, sugerując, abym jednak przeczytała artykuł.

Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić i odebrałam od niej czasopismo. Niechętnie otworzyłam na właściwej stronie i z bólem zaczęłam lustrować kolejne litery.


„James pewnie myślał, że u boku Evelyn znajdzie szczęście, niestety jego ulubienica szybko pokazała pazury. „Evelyn jest ze swoim współlokatorem w  bliskich relacjach, za bliskich jak na ludzi, którzy nie są parą.”- mówi osoba z kręgu znajomych Evelyn. Jego jednoznaczna wypowiedź, daje dużo do myślenia, więc poszukaliśmy dalej. Odpowiedzi zechciał udzielić nam sam współlokator, Elyar Fox: „Mieliśmy kilka… jednoznacznych momentów, ale nie wiedziałem, że Evelyn ma chłopaka, a ona tez nie kwapiła się, żeby mi o tym powiedzieć. Trudno, wyszło jak wyszło, na szczęście dzieci z tego nie będzie” komentuje chłopak dzielący mieszkanie z panną Lis. Wszystkie znaki wskazują na to, że nowa wybranka Jamesa McVeya jest kolejnym nietrafnym strzałem. Gwiazdor będzie musiał pozbierać się po kolejnej zdradzie i może lepiej na chwilę dać sobie spokój z dziewczynami. Evelyn pewnie miała chrapkę na pieniądze i sławę Jamesa, niestety dziewczyna zatonęła przed tym, jak zdążyła się całkowicie wybić. ”


Gdy czytałam ostatnie zdania, trzęsły mi się ręce, a klatkę piersiową zaczęło ściskać dziwne kłucie


- To jakaś kupa bzdur. – krzyknęłam prawdopodobnie za głośno. Kilka przestraszonych gołębi poderwało się w powietrze .

- Nie jestem jakąś dziwką, która puszcza się na prawo i lewo – łzy złości i bezradności znowu napłynęły mi do oczu.

- Co tam napisali? – zapytała zaniepokojona Marta, która nie widziała jeszcze całego artykułu.

Bez słowa wręczyłam jej gazetę, której nie chciałam już nigdy więcej oglądać i usiadłam na murku, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

Marta przeglądnęła szybko artykułu i usiadła obok mnie zmartwiona.

- Wiesz.. może nie wszyscy odczytają, to co jest zapisane miedzy wierszami – próbowała mnie pocieszyć.

- Żartujesz sobie? Równie Elyar mógłby chodzić po ulicy z bannerem głoszącym, że z nim spałam. Każdy idiota zrozumie podtekst w tym artykule. – prychnęłam.

Zapadła niezręczna cisza. Widziałam, że Marta chce coś powiedzieć, jednak milczała, wciąż się wahając.

- A spałaś z nim? – wypaliła równie nagle jak i niepewnie.

- Oczywiście, że nie! Co to w ogóle za pytanie?! -  krzyknęłam z niedowierzaniem.

Nie panowałam nad emocjami, z pewnością podnosiłam głos dużo częściej, niż to było konieczne, ale tym razem Marta przesadziła. Po czyjej ona była stronie?

- Ten idiota wykorzystał jeden moment kiedy zbliżyliśmy się, ale nic się nie wydarzyło i stworzył z tego historię dla prasy.  Ciekawe ile mu zapłacili za te łgarstwa.
Jak można być tak nieludzkim i myśleć tylko o pieniądzach. Pierdolony idiota - nakręciłam się i nie mogłam przerwać słowotoku.

-Uspokój się – Marta przerwała ciąg wyzwisk lecących z moich ust pod adresem Elyara.

- Lepiej idź z nim pogadać… czy coś – próbowała mi doradzić, niestety nie wyszło jej maskowanie tego, że sama nie ma pojęcia, co robić.

Wpatrywałam się przez chwilę w przestrzeń rozważając najlepsze wyjście. Noszenie papierowej torby na twarzy odpadało, oskarżenie gazety o kłamstwa też nie wchodziło w grę, zabójstwo mojego głupiego współlokatora… Hmm, to zapowiadało się całkiem zachęcająco.

- Wiesz co, masz rację. Pójdę z nim porozmawiać – wycedziłam z nutką nienawiści w głosie.

Niepokój pojawił się w oczach Marty, gdy zrozumiała moją aluzję, jednak ja byłam już kilkadziesiąt metrów od niej, w drodze do mojego mieszkania. Nie miałam zamiaru nic zrobić Elyarowi, bez przesady, chciałam jedynie uciąć sobie z nim przyjacielską pogawędkę, jak to zrujnował moje ledwo poukładane sprawy.

Przez głowę przelatywało mi multum myśli. Faktem było, że skłamał i mnie pogrążył, jednak pytaniem pozostawało czemu to zrobił. Zdawaliśmy się dogadywać, a sam Elyar wyglądał na przyjaznego i uczciwego człowieka. Gazeta na pewno nie przyszła do niego - nie znalazłaby informacji gdzie mieszkam, nie jestem tam oficjalnie zameldowana. To on musiał pójść do nich. Tylko dlaczego? Nagle zachciało mu się mnie pogrążyć i wymyślił sobie niestworzoną historyjkę? Coś mi tu nie pasowało. Albo zrobił to dla pieniędzy, albo ktoś go zmusił.


 *

Wbiegłam do znajomego mi już mieszkania i od razu skierowałam się do pokoju chłopaka. Oczekiwałam wyjaśnień, wskazówek, czegokolwiek, co pozwoliłoby mi odgadnąć jego motyw.

Czasem zastanawiam się, czy prześladuje mnie pech rujnujący wszystko, gdy już zaczyna mi się układać, czy może to po prostu otaczający mnie ludzie są przeszkodą do szczęścia. Czekajcie, ludzie przecież zawsze są przeszkodą.

- Elyar! – krzyknęłam, gdy nie zastałam blondyna w sypialni.

- Elyar – powtórzyłam nawoływanie.

Nikt nie odpowiadał. Sprawdziłam dokładnie resztę pomieszczeń, jednak nigdzie go nie było.

Zrezygnowana opadłam na kanapę, nie wiedząc co teraz zrobić. Wyjęłam z kieszeni telefon, licząc na to, że on udzieli mi odpowiedzi. Nagle na wyświetlaczu pojawiło się połączenie przychodzące od Bradleya. Odebrałam bez wahania, mając nadzieję, że uda mi się opanować gniew i nie wybuchnę bez powodu na chłopaka.  

- Hej – mruknęłam do słuchawki.

- Evelyn, gdzie jesteś? – usłyszałam pełen niepokoju głos Brada.

- W mieszkaniu, coś się stało?

- Jakiś chłopak jest u Jamesa… powiedział, że jest twoim bliskim znajomym.

- Nie wiesz jak ma na imię?

- Coś na E.. Elgard czy coś..

- Elyar?

- O tak, właśnie.

Co on do cholery robi u Jamesa?!

- Eee.. jest jeszcze jedna rzecz – chłopak zaczął nie pewnie – nie wiem czy wiesz, ale..

- Ale? – ponagliłam go.

- Cały Internet jest pełen plotek

- O tym, że zdradziłam Jamesa. Tak wiem, miałam okazję przekonać się na własnej skórze. I uprzedzając twoje pytanie, ta informacja to jedno wielkie łgarstwo – poziom mojej irytacji zaczynał wzrastać. Nie wiem czy ze względu na to, że Elyar rozpowiadał o mnie kłamstwa i odwiedzał mojego chłopaka bóg wie po co, czy może, dlatego, że nie miałam pojęcia o co w tym całym popapranym gównie chodzi.

- Jestem pewny, że to nie prawda, ale ten chłopak, który odwiedził McVeya… Jest bardzo przekonujący w swojej wersji i właśnie opowiada Jamesowi „jaką to ma niewierną dziewczynę i że on chce mu tylko pomóc, bo uważa, że powinien wiedzieć.” – Simpson zacytował fragment usłyszanej wypowiedzi. 
>>>MUZYKA<<<
Nie odpowiedziałam . Odsunęłam słuchawkę od ucha i pokręciłam głową z niedowierzaniem.

Nie wiedziałam, co się dzieje. Elyar rujnował mi życie, a ja nie znałam nawet powodu. Robił to dla zabawy? Satysfakcji? Zemsty? Przecież nigdy mu nie podpadłam. Miałam wrażenie, że żyjemy w dobrych stosunkach. Dlaczego miałby mnie ranić, psuć wszystko?
Może wyobrażał sobie za dużo  o naszej relacji, a gdy go odtrąciłam, wściekł się na mnie? Nie.. To było niemożliwe, mogę przysiąc, że oprócz jednej wyjątkowej sytuacji, traktował mnie jedynie jako dobrą znajomą. Zobaczyłabym gdyby mu zależało, takie rzeczy się czuje…

Więc o co mu chodziło?

Zadawałam sobie to pytanie po raz setny, a odpowiedź była jeszcze dalej niż przedtem.

Z telefonu dochodził głos nawołującego mnie Bradleya. Zignorowałam to i nacisnęłam czerwona słuchawkę. Musiałam tam iść, ratować zrujnowany przez Elyara związek.

Historie, które opowiedział Jamesowi… one mogły zepsuć wszystko, na co pracowałam tak długi czas, na co wspólnie z McVeyem pracowaliśmy! Nie mogłam pozwolić, aby tyle bólu, łez i cierpienia, ale też radości, szczęścia i uśmiechu odeszło w niepamięć.

W tak krótkim czasie przeszliśmy tak wiele i żyłam nadzieją, że ta beznadziejna sytuacja nas nie rozdzieli. Błagałam los, by James przejrzał na oczy, zrozumiał, że słowa Elyara to same łgarstwa.

Nie wyobrażałam sobie kolejne rozłąki, zlepiania tego wszystkiego na nowo.

Będzie dobrze, pójdziesz do niego, wszystko mu wyjaśnisz i będziecie żyli długo i szczęśliwie
– uspokajałam sama siebie, wychodząc z mieszkania i kierując się do metra.

Byłam zdeterminowana, by ocalić naszą więź i wierzyłam, że mi się uda. Nadzieja była jedynym, co mi pozostało.
 
 *

- James! – krzyknęłam zdyszana, wpadając do mieszkania chłopców. Moje oczy szybko napotkały blondyna, zakładającego buty w korytarzu.

Tak bardzo chciałam go teraz objąć, powiedzieć, że to wszystko jest kłamstwem, zapewnić, że jest jedyna osobą, na której mi zależy. Chciałam być tylko jego, chciałam, aby mi uwierzył.


- Evelyn, nie. –chłopak popatrzył na mnie oczami pełnymi żalu i bólu. Pokiwał głową z niedowierzaniem. Przez jego słowa przemawiało rozczarowanie.


Uwierzył mu.


Jak mógł?


- Zaczekaj – błagałam. Byłam pewna, że będzie chciał wysłuchać mojej wersji - Pozwól mi chociaż wytłumaczyć! – moje słowa napotkały pustą  przestrzeń, bo chłopaka już nie było.


Chwycił kurtkę i wyszedł z mieszkania, nie dając mi żadnej szansy wyjaśnienia.


Po raz kolejny czułam się, jakby ktoś przebił moje serce jadowitym sztyletem i wydarł kawałek duszy.


Nie kontrolowałam łez płynących po moich policzkach. Nie wiedziałam nawet czy oddycham. W mojej głowie krążyła jedna myśl.


Czy to już koniec Nas?

niedziela, 14 września 2014

~ Rozdział 25 ~ "Mieli psie zaprzęgi, byli zbyt szybcy!"


- James – szepnęłam zaniepokojona, próbując odsunąć od siebie chłopaka, któremu brak elektryczności w żadnym stopniu nie przeszkadzał.

- James – powtórzyłam głośniej, zirytowana.

- Proszę cie, nie mów, że boisz się ciemności. – mruknął ze zrezygnowaniem, jednak w końcu zwiększył przestrzeń miedzy nami.

- Nie.. – chciałam zaprzeczyć, ale przerwał mi dziwny dźwięk.

Z korytarza dochodziło głośne łomotanie, jakby ktoś zniecierpliwiony pukał do drzwi lub ewentualnie rozwalał je siekierą.

Głębokie i ciężkie dźwięki odbijały się echem po całym mieszkaniu, przyprawiając mnie o gęsią skórkę.

Spojrzałam na Jamesa chcąc wyczytać coś z jego twarzy, jednak brak światła mi to uniemożliwił. Wyczułam jedynie, że mięśnie chłopaka napięły się, on sam był bardziej czujny.
 
Jego obecność sprawiała, że czułam się bezpieczniej, ale gdy się odezwałam, mój głos i tak drżał z lekkim przerażeniem:

- Co się dzieje? – spytałam, tak jakby chłopak znał odpowiedź.

- Pójdę to sprawdzić – szepnął w odpowiedzi i delikatnie wstał z łóżka.

Obserwowałam zarys jego ciemnej sylwetki, gdy zbierał z podłogi ubrania i zakładał je na siebie.

Przypomniałam sobie wydarzenia sprzed kilku minut i mimowolnie na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Szybko się jednak opamiętałam i również postanowiłam odszukać swoją garderobę.

Wygramoliłam się z łóżka i po omacku zaczęłam poszukiwania, starając się nie narobić przy tym wiele hałasu.

- Co ty robisz? – mruknął James, gdy prawie strąciłam lampkę nocną. Nie silił się na szeptanie, bo głośne łomotanie wszystko zagłuszało.

- Idę z tobą. Tylko najpierw chcę się ubrać -

Chłopak westchnął i ruszył w stronę, jak przypuszczam, komody. Usłyszałam szmer odsuwanej szuflady i po chwili w moją stronę poleciała koszulka Jamesa, za duża na mnie o jakieś dwa rozmiary. Bez słowa założyłam ją na siebie, wdychając zapach perfum chłopaka, którym przesiąknięte było tu chyba wszystko.

Nieustający hałas, sprawiał, że uczucie zaniepokojenia z każdą chwilą wypełniało mnie jeszcze bardziej, ale mimo to nadal potrafiłam zwracać uwagę na takie pierdoły, jak zapach jego ubrań… To jakiś obłęd.

- Nie ma się czego bać – James znowu rozgryzł co czuję i chwycił mnie za rękę w celu dodania otuchy.

- To pewnie tylko dozorca albo sąsiadka.

- Taa.. chyba sąsiadka dobijając się do drzwi za pomocą młota pneumatycznego. - zironizowałam.

Chłopak zignorował moją uwagę i pociągnął za sobą do drzwi. Pogrążeni w ciemnościach stąpaliśmy boso po zimnej posadzce w korytarzu kierując się prosto do drzwi, zza których dochodził hałas.

Po drodze James zatrzymał się przy pojedynczej szafce w przedpokoju i zaczął energicznie ją przeszukiwać. Obserwowałam jego poczynania z nadzieją, że zaraz wyciągnie latarkę i tak też się stało. Chłopak z dumą uniósł do góry małe urządzenie i oświetlił nam drogę.

Po chwili znaleźliśmy się przy drzwiach, do których teraz ktoś już jedynie delikatnie pukał, jakby był zmęczony wcześniejszym dobijaniem się.

Wymieniliśmy z McVey’em spojrzenia i w końcu chłopak chwycił za klamkę, uprzednio przekręcając powoli klucz, i uchylił delikatnie drzwi. Poświeciłam latarką przez powstałą szparę, tak aby James mógł zobaczyć, kto kryje się pod drugiej stronie.

Napięcie rosło z każdą chwilę i oboje to wyczuwaliśmy. Żołądek skręcał mi się, jakbym zaraz miała zwymiotować, natomiast James był w stanie ciągłej gotowości do zareagowania na ruch przeciwnika.

W momencie, gdy byłam pewna, że McVey zobaczył kim jest tajemniczy gość, chłopak odetchnął gwałtownie i pokręcił głową z niedowierzaniem. Otworzył szerzej drzwi, a moim oczom ukazał się klęczący na wycieraczce Bradley, próbujący uchronić oczy przed rażącym światłem latarki.

Gdy tylko zobaczył, że może wejść do środka, wczołgał się energicznie i położył na podłodze w przedpokoju.

- Gonili mnie – wydyszał.

Spojrzeliśmy na siebie z Jamesem, nie mając pojecia co odbiło Simpsonowi

- Kto cię gonił? O czym ty mówisz? – zapytałam zdziwiona.

– Oni tu są – chłopak zaczął czołgać się jak najdalej od drzwi. W jego oczach widniało przerażenie - mieli psie zaprzęgi, byli zbyt szybcy!

- Zamknijcie drzwi! Musimy się ukryć! – Brad mówił jak opętany.

James zrobił to, o co prosił go kolega, z lekką konsternacją na twarzy i miną mówiącą „o co tu kurwa chodzi?”.

Pokiwałam głową i wzruszyłam ramionami, dając mu do zrozumienia, że też nie mam bladego pojęcia.

Gdy tylko Bradley usłyszał przekręcanie klucza, odetchnął z ulgą, jakby czując się bezpieczniej.

James podszedł do niego i kucnął chcąc sprawdzić, co jest jego koledze. Gdy tylko się do niego zbliżył, westchnął z rezygnacją, jednocześnie kręcąc głową, jakby odpowiedź od początku była oczywista.

- Jest zalany w trupa. Czuć od niego alkoholem na kilometr – wyjaśnił podnosząc się z podłogi.

Nie wiedząc, jak zareagować, zaczęłam się śmiać z bezradności. Wzięliśmy pijanego Brada za chcącego nas zabić psychopatę.

- Stary – usłyszałam zachrypnięty głos Simpsona – twoja dziewczyna jest chyba wstawiona, bo śmieje się bez powodu. – swój wywód chłopak zakończył donośnym czknięciem.

Oboje spojrzeliśmy na niego z politowaniem. Był najmarniejszym obrazem marności na całym świecie.

- Chodź – podszedł do niego James i podniósł, podpierając na swoim ramieniu.

- Idziemy na imprezę? – zapytał z nadzieją Brad.

- Tak, na melanż roku w twojej sypialni z łóżkiem w roli głównej – mruknął zniesmaczony intensywnym zapachem alkoholu James.

Simpson wybełkotał jakąś niezrozumiałą odpowiedź i bez większych oporów pozwolił poprowadzić się do swojego pokoju.
 

 *
Promienie słońca przebijały się nieśmiało przez nieszczelnie zasłonięte żaluzje, a ruch na ulicy za oknem wzrastał z każdą minutą. Powoli budziłam się z niespokojnego i krótkiego snu orientując się, że nie jestem w swoim łóżku.

Z lekkim trudem i bólem pleców niewiadomego pochodzenia podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam dookoła. Spałam na jednej z kanap w salonie Jamesa, a chłopak leżał na przeciwko mnie, na drugiej sofie. Pamiętałam dobrze ostatni wieczór, ale nie mogłam sobie przypomnieć, dlaczego spędziliśmy noc w pokoju dziennym...
- Przypomnij mi dlaczego spaliśmy w salonie? -  zapytałam zaspanym głosem Jamesa, który rozmasowywał obolały kark.

- Bo Simpson chrapał tak głośno, że ściany mojej sypialni drżały.

- Przysięgam, że zabiję tego człowieka, jak tylko go zobaczę.

- Z dwojga złego przynajmniej prąd wrócił. – McVey próbował szukać pozytywów.

Ja za to pewnie narzekałabym dalej, gdyby nie zadzwonił mi telefon. Spojrzałam na ekran i zobaczyłam wiadomość od siostry.

Za godzinę w Harrods? :)

Przez kilka sekund wpatrywałam się nieprzytomnym wzrokiem w komórkę, aż nagle doznałam olśnienia. Dziś sobota, przecież umówiłyśmy się na zakupy.

Zatopiłam twarz w dłoniach zmęczona na samą myśl wyjścia dziś z domu. Miałam zły humor, byłam niewyspana, obolała… Zakupy to ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę. Nie chciałam jednak zawieść siostry, która ponad godzinę tłukła się pociągiem do Londynu.

Odpisałam jej, że już nie mogę się doczekać i szybko pożegnałam się z Jamesem przepraszając, że wychodzę tak nagle. 


*




W ekspresowym tempie pognałam do domu z zamiarem ogarnięcia się. Dzięki liniom metra, moje przemieszczanie się po mieście było błyskawiczne i o umówionej porze czekałam na siostrę pod najsłynniejszą  (i najdroższą )galeria handlową w Londynie.

Gdy tylko pojawiła się na horyzoncie, rzuciłyśmy się sobie w ramiona, jakbyśmy nie widziały się od kilku lat.

- To co?
Shopping? – rzuciła radośnie Marta.

- Tutaj stać mnie ewentualnie na skarpetki.

W Harrods swoje stoiska mieli najsławniejsi projektanci i najtańsza rzecz kosztowała tam pewnie całą moją wypłatę, której jeszcze nawet nie dostałam.

Dlatego też jedynie przeszłyśmy się z siostrą po ekskluzywnej galerii, a potem udałyśmy się na lunch do jakże zdrowego miejsca, którym jest Burger King!


*




Brałam właśnie dolewkę pepsi, gdy podeszła do mnie dziewczyna wyglądająca na około 14 lat. Stała chwilę przede mną i wpatrywała się we mnie przenikliwie. W ręce trzymała kubek z napojem, a na głowie miała czapkę z emblematem logo The Vamps. Pierwsza myśl, jaka przeszła mi po głowie, to że mnie rozpoznała, tak jak kiedyś już to miało miejsce w przypadku innej fanki chłopców.

Tym razem również się nie pomyliłam. Ale niestety dzisiaj scenariusz pisał się dużo mniej przyjemnie.

- Czy ty jesteś Evelyn Lis? – zapytała nieznajoma.

- Tak to ja – uśmiechnęłam się w odpowiedzi.  

Gdy dziewczyna usłyszała potwierdzenie, w jej oczach pojawiła się złość i pogarda. Ja ze zdziwienia również przestałam się uśmiechać.

- Głupia suka – mruknęła z nienawiścią – powinnaś się wstydzić, że w ogóle żyjesz! – krzyknęła, a ogniki złości tańczyły chaotycznie w jej oczach.

Dziewczyna wzięła zamach ręką, w której trzymała kubek i niespodziewanie opróżniła jego zawartość na mnie.