sobota, 5 kwietnia 2014

~ Rozdział 7 ~ "Następnym razem kiedy mnie zaprosisz, uprzedź, że będziemy grać w grę „Zabawmy się uczuciami Evelyn” "


Oparłam się plecami o zimną ścianę budynku. Łzy spływały bezwładnie po moich policzkach, zostawiając czarne smugi – resztki makijażu, który zrobiłam, nie oszukujmy się, właśnie dla James’a.
Dlaczego? Dlaczego ludzie ranią nas, nawet nie będąc tego świadomymi? Czemu angażujemy się w coś, co dla innych jest zabawą, przelotnym wybrykiem, krótkim epizodem? Ktoś nagle staje się dla nas całym światem, podczas gdy my jesteśmy dla niego jedynie rutynową czynnością.
Tak się właśnie czułam. Kolejna wybrana przez James’a zabawka, następne trofeum do kolekcji, zaliczona baza… Wiedziałam, że to się źle skończy. Nie powinnam w to wchodzić, znałam go tak krótko. Gdybym tylko potrafiła racjonalnie pomyśleć…
Ale w tym był właśnie problem. On wywrócił wszystko do góry nogami. Sprawił, że w jego obecności nie myślałam rozumem, a sercem. Świat stawał się inny, on był priorytetem, radością i smutkiem jednocześnie. Zakazanym owocem, który bez wahania spróbowałam i teraz żałuję.
Dostałam czego chciałam – pocałunek, którego nie zapomnę, który będzie mnie równocześnie ranił i rozbudzał ciepło, nadzieję. Sprawi, że za każdym, razem gdy go wspomnę, uśmiechnę się, a po moim policzku spłynie łza żalu.
Zapewne nie jestem pierwszą i ostatnią, której to się przytrafiło. Fankom też to robi? Udowadnia swoją męskość przez zdobywanie nowych dziewczyn? Nie wie  albo nie chcę wiedzieć.
Byłam zła. Zła na siebie, że nie potrafię być zła na niego. Wszystko co czułam to cholerny smutek ogarniający każdą komórkę mojego ciała, które nadal pragnęła jego dotyku. Najłatwiej byłoby go znienawidzić, ale nie mogę, nie potrafię. Przez 3 dni przywłaszczył sobie moją duszę i serce, które oddały mu się bez wahania, myśląc, że to ta właściwa osoba, dobry opiekun.
Dotarło do mnie, jak głupia byłam. Zaślepiona zauroczeniem, zapatrzona w jego lazurowe oczy, zafascynowana niepowtarzalnym uśmiechem…
Przypomniałam sobie moment, gdy próbował mnie pocałować na plaży . Uśmiechnęłam się przez łzy, choć wiedziałam, że nie powinnam.
Jakie to chore… Zranił mnie, a ja za nim tęskniłam. Wciąż zajmował moje myśli, chociaż jego krążyły już pewnie wokół nowej zdobyczy.
Kilka kropel wody spadło z nieba, obijając się z cichym łoskotem o ziemię. Następne kapały już na moją twarz i włosy, zlewały się z łzami, wciąż wypływającymi z moich oczu. Bezsilna osunęłam się w dół, siadając na chodniku.
Cierpiałam psychicznie, ale ten ból był gorszy od każdej zadanej rany. Nie potrafiłam podnieść się i iść.
Ogarnij się dziewczyno! Znałaś go tylko kilka dni! – krzyczał głos w mojej głowie.
Chciałam i nie wiecie jak bardzo próbowałam go posłuchać. Wiedziałam, że miał racje, ale James zrobił ze mną coś, czego nie potrafiłam opisać. Zaczarował mnie, przywiązał na niewidzialnej smyczy, tak abym nie mogła się od niego uwolnić. Zadziałało
Odchyliłam twarz ku niebu, pozwalając rosnącemu w siłę deszczowi zmyć ze mnie cierpienie, którego niestety nie dało się tak łatwo pozbyć.
Trwając w tej pozycji przez dłuższy czas, zaczęłam drżeć z zimna, którego do tej pory nie odczuwałam. Ze stanu otępienia wyrwał mnie stukot obcasów, dochodzący z sąsiedniej ulicy. Pośród głuchej ciszy, w jakiej ogarnięta była ta niezbyt ruchliwa część miasta, kroki odznaczały się wyraźnie. Były coraz głośniejsze, ich właściciel musiał zbliżać się do mnie. Nie martwiło mnie, że zobaczy mnie w tak beznadziejnym stanie. Pewnie minie moją postać obojętnie i ruszy ku swoim sprawą.
- Jezus, Evelyn! – usłyszałam krzyk dochodzący zza rogu. Ktoś mnie zauważył, ktoś kto mnie znał i szukał. Błagałam los żeby to nie był…
- James, co ty tu robisz? – zapytałam zdziwiona, gdy chłopak do mnie podbiegł. Szybko otarłam twarz z czarnej mazi. Nie mógł zobaczyć, że płakałam.
- Czy ty płakałaś? – zapytał szeptem, przejeżdżając kciukiem po moim policzku.
Nie udało się. Zauważył. Kolejna porażka do kolekcji.
- Czy to przeze mnie? – zmusił mnie, żebym spojrzała w jego oczy.
- Nie, kurwa. Kotek mi zdechł – powiedziałam, nie kontrolując swoich słów.
Byłam tak samo zdziwiona moją wypowiedzią jak on i momentalnie zatkałam swoje usta dłonią.
- Evelyn… - zaczął, ale coś we mnie sprawiło, że miałam ogromną ochotę mu przerwać. Odepchnęłam go delikatnie i ruszyłam w przeciwną stronę.
- Evelyn, zaczekaj! – chwycił mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę – Co się stało? – zapytał niemal błagalnym tonem.
- Już ci powiedziałam, kot mi zdechł – rzuciłam obojętnie. Zaczynałam rozumieć co się ze mną działo. Automatyczna reakcja obronna, czyli w moim przypadku nałożenie oschłej maski.
Chłopak spojrzał na mnie surowo, nie zamierzając odpuścić.
- Co ja zrobiłem? -
- Nic, zupełnie nic. Po prostu następnym razem kiedy mnie zaprosisz, uprzedź, że będziemy grać w grę „Zabawmy się uczuciami Evelyn”- posłałam mu ironiczny uśmiech i wyrwałam się z uścisku.
-  O co ci chodzi?! – krzyknął za mną wyraźne zirytowany.
- Czy ty naprawdę jesteś takim idiotą? – wrzasnęłam, rozjuczona jego zdezorientowaną miną - Wszystkie dziewczyny najpierw całujesz, a potem mówisz rzeczy w stylu „to tylko pocałunek, powinnaś już iść”? -
- Ja… nie chciałem, tylko Brad.. on…-
- Wiesz co? Nawet nie wiesz , jak bardzo żałuję, że cie poznałam i się w tobie zakochałam – powiedziałam bez zastanowienia.
- Czekaj co? – ponownie zmniejszył dystans między nami – Powiedziałaś, że się we mnie zakochałaś? -
Zatkało mnie. Po co ja to mówiłam?
Idiotka!- pocieszył mnie jak zwykle przyjacielski głos w mojej głowie.
- Zostaw mnie w spokoju – rzuciłam, odwracając się na pięcie.
Ruszyłam przed siebie, chcąc zapaść się pod ziemię. James właśnie widział mnie w najgorszym z możliwych stanów – plączącą i to w dodatku przez niego. Jestem żałosna.
- Nie myśl, że pozwolę ci teraz uciec – usłyszałam jak biegnie za mną. Dlaczego nagle tak mu zależało?
~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zebrałam się i napisałam ten rozdział szybciej niż zamierzałam
. To w głównej mierze forma PODZIĘKOWANIA DLA WAS ZA 1000 WYŚWIETLEŃ! Mimo, że na tle innych blogów to wcale nie jest dużo, dla mnie ta ilość znaczy bardzo wiele. Dziękuję Wam, bo bez czytelników pisanie tego opowiadania nie miałoby sensu :)


czwartek, 3 kwietnia 2014

~ Rozdział 6 ~ "Trwaliśmy w innym świecie, gdzie istnieliśmy tylko my i nic poza tym."



Może gdybym znała miasto… może gdybym nie gubiła się w każdej napotkanej uliczce… Może wtedy nie spóźniłabym się aż godzinę. Do tego musiałam po drodze zadzwonić do siostry i o wszystkim ją poinformować. „Nie wracaj później niż po 22” powiedziała zbyt srogo jak na 25-letnią osobę. Nie musiała się martwić, nie planowałam zostawać dłużej.

Zanim zapukałam do drzwi z numerem 23, sprawdziłam dokładnie czy to właściwe mieszkanie. Wszystko się zgadzało, więc wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam dzwonek.  Śmiechy, które do tej pory dochodziły z wewnątrz, ucichły. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich James ze słodkim uśmiechem na twarzy.
- Na urodziny kupię ci zegarek – wpuścił mnie do środka.
- Bardzo śmieszne. – zmierzyłam go morderczym spojrzeniem – nawet nie wiesz jak łatwo zgubić się w tym mieście. -
- W takim razie niech Bóg cię strzeże od wycieczki do Londynu. -
Westchnęłam ze zrezygnowaniem i zaraz za James’em wkroczyłam do pokoju, w którym siedzieli jego przyjaciele.
Dopiero gdy ich zobaczyłam, uświadomiłam sobie, co mnie czeka. Grupa anglojęzycznych ludzi, którzy nie kwapią się by mówić wyraźnie, a wśród nich ja – mistrzyni łamanej i jąkanej wymowy. Tak… to będzie ciekawy wieczór.
- Chłopaki, to Evelyn. – przedstawił mnie James.
Poczułam się zmierzona wzrokiem od góry do dołu jednak wkrótce przyjaciele James’a powitali mnie radośnie, na co tylko się uśmiechnęłam. Nie wiecie jak bardzo się denerwowałam, czy nie mam czegoś na twarzy albo czy mojej koszulki nie ozdobił po drodze jakiś ptak… Bycie jedyną dziewczyną w towarzystwie jest naprawdę przytłaczające.
- Evelyn, to Brad, Connor, Mike i Jake. – rozpoznałam dwójkę członków zespołu, ale pozostałe twarze były mi całkowicie obce.
- Miło was poznać. – wydusiłam z siebie, starając się brzmieć najnaturalniej jak tylko potrafiłam.
- Pójdę po coś do picia -  rzucił James i zniknął w korytarzu.
Nie, nie, nie, nie, nie… Dlaczego zostawiłeś mnie samą? Zapłacisz mi za to James!
Założę się, że zrobił to specjalnie.
Po prostu nie mów zbyt wiele i cały czas się uśmiechaj uspokajałam samą siebie
Usiadłam na wolnym fotelu i zaczęłam obserwować zmagania Brada i Mike’a na PS3. Grali w NBA 2K13, plus za wybór gry, panowie. 
- James wspominał, że jesteś z Polski. – zagadnął Connor.
Dlaczego się do mnie odzywasz? Człowieku, daj mi spokój, przyszłam tu tylko po to, żeby zobaczyć James’a.  krzyczałam w myślach.
- Tak, przyjechałam na wakacje, odwiedzić siostrę. – nie myśl o gramatyce, nie myśl tylko improwizuj przypominałam sobie rady Marty.
- Podoba ci się w Anglii? – zapytał blondyn, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, przerwał mu Bradley:
- Skończ te sentymenty Con, zanudzisz nam dziewczynę – zatrzymał grę i odwrócił się w moją stronę – podobno polskie dziewczyny uchodzą za jedne z ładniejszych. – Simpson szybko zmienił temat, ukazują przy okazji rządek białych ząbków.
- Polskie dziewczyny są najlepsze na świecie – wzruszyłam skromnie ramionami.
- A jeden z dowodów siedzi w tym pokoju. – odwróciłam się na dźwięk głosu James’a.
Nie rumień się, nie rumień się… Za późno. Poczułam jak moją twarz zalewają czerwone plamy. Postanowiłam odwrócić uwagę.
- Jeśli sobie żartujesz… - zwróciłam się do McVey’a z udawaną złością.
-Nie żartuję! – przerwał mi– powiedzieć ci coś miłego i od razu się spisku doszukujesz. – prychnął.
- Przepraszam. – uniosłam ręce w obronnym geście.
- Co przyniosłeś? – zapytał wyraźnie spragniony Mike.
- Pepsi, jakiś sok… - wyciągnął lewą rękę z kartonem i butelką, a drugą wciąż trzymał za plecami - I coś na złamanie barier językowych. – uśmiechnął się przebiegle kilka łyków tequili powinno rozluźnić atmosferę, co wy na to? – spojrzał przed wszystkim na mnie, jakby bał się, że jestem jakąś sztywniacką, która wyrwie mu butelkę i wyrzuci przez okno.
- Świenty pomysł – pokiwałam głową z udawanym, przesadnym uznaniem.
Mama nie byłaby zadowolona, ale przecież jestem pełnoletnia, tak? Jakby to powiedzieli niektórzy.. YOLO!
Po dwóch godzinach mogłam spokojnie stwierdzić, że plan James’a zadziałał zbyt dobrze. Sama przystopowałam na 3 kolejce, bo wiedziałam, że to się może źle skończyć. Reszta natomiast nie próżnowała… Jestem ciekawa, czy fanki wiedzą jacy z The Vamps imprezowicze.
- Brad odpłynął w łazience i musiałem przenieść go do łóżka – do pokoju wszedł rozbawiony James.
Bradley… cóż, język szybko mu się rozwiązał po wpływem alkoholu i dowiedziałam się od niego wielu ciekawych rzeczy. Chyba do końca życia zapamiętam historię Jamesa i jego grającego nocnika… Biedaczek wystraszył się gdy pierwszy raz na nim usiadł, a urządzenie zaczęło grać. Rodzicom długo zajęło pozbycie się traumy jakiej doznał. McVey oczywiście był wściekły na chłopaków za wyjawianie upokarzających faktów z jego dzieciństwa, ale przynajmniej było dużo śmiechu.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 23…
- Connor i chłopaki zmyli się wcześniej, bo Mike’owi było niedobrze i nie chciał ci nic pobrudzić. Szukali cię, ale byłeś zajęty Bradem – wyjaśniłam.
- Czyli zostaliśmy sami… -
- W zasadzie to ja też będę się już zbierać. Miałam być w domu godzinę temu – westchnęłam.
- Odprowadzę cię chociaż… - zaproponował.
- Nie trzeba, poradzę sobie. Teraz już wiem jak trafić – uśmiechnęłam się, nie chcąc go fatygować. Na pewno miał lepsze rzeczy do roboty.
- Boże, Evelyn, dlaczego tak mi wszystko utrudniasz – westchnął odwracając mnie w swoją stronę.
Spojrzałam na niego zaskoczona, na co przybliżył się jeszcze bardziej. Jedną rękę położył na mojej talii, a drugą odgarnął za ucho kosmyk moich włosów. Lazurowy blask jego tęczówek przyciągnął mnie i zaczarował w bezruchu.
 James zbliżał swoją twarz, cały czas patrząc mi w oczy. W ostatnim momencie, gdy byliśmy na tyle blisko, że czułam jego słodki oddech na mojej skórze, spuścił wzrok i przymknął oczy, a ja odruchowo zrobiłam to samo.
Jego ciepłe wargi spotkały się z moimi. Przyjemny dreszcz rozszedł się po moim ciele, a policzki zapiekły mocno. James całował delikatnie, jakby bojąc się, że straci tą chwile, zrobi coś i mnie spłoszy. Ja cieszyłam się każdą sekundą, pragnęłam zapamiętać ją na zawsze z najdrobniejszymi szczegółami. Nigdy wcześniej nikt nie sprawił, że czułam czegoś tak wspaniałego. Byliśmy jak dwa lekkie piórka tańczące razem na wietrze. Zafascynowane sobą, w ciągłym strachu, że coś je zaraz rozłączy. Jedno kruche chronione z troską przez drugie – silne. Trwaliśmy w innym świecie, gdzie istnieliśmy tylko my i nic poza tym. Nie wiedziałam, że ten świat tak szybko zniknie.
- James… - usłyszeliśmy zaspany głos Bradley’a – Co do cholery!? – krzyknął zdziwiony gdy nas zobaczył.
Szybko odsunęliśmy się od siebie. James popatrzył na Brada, który stał zamurowany, a ja opuściłam wzrok zawstydzone, a moja twarz ozdobiła się czerwienią. Byliśmy jak dzieci przyłapane przez rodziców, na złym uczynku.
- Myślałem, że śpisz… - wydukał równie zaskoczony jak ja McVey.
- Bo spałem, ale to nie oznacza, że możesz tu sobie całować prawie obcą dziewczynę, podczas gdy… -
- Przestań, nic takiego się nie stało. My tylko się pocałowaliśmy – przerwał mu McVey – Evelyn – zwrócił się do mnie – Chyba lepiej będzie jeśli już pójdziesz. -
Poczułam jak sztylet złożony z jego słów wbija się w moje plecy. Wypraszał mnie? Po tym co przed chwilą zrobił. Jestem pewna, że był wszystkiego świadomy. Nie czułam od niego alkoholu, poza tym prawie nic nie pił. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Po prostu wzięłam torebkę oraz sweter i opuściłam mieszkanie chłopaka z opuszczoną głową, aby nie widział moich łez. W głowie cały czas dudniło mi zdanie „nic takiego się nie stało”. Na co ja w ogóle liczyłam? Nie będzie żadnego „żyli długo i szczęśliwie”. Dla James’a ten pocałunek nic nie znaczył…
~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nic nie mówcie. Jestem okropna. Obiecuję, że rozdziały będą częściej, nie chcę stracić Was, czytelników :)

I BŁAGAM. JEŚLI PRZECZYTACIE - SKOMENTUJCIE LUB KLIKNIJCIE PRZYCISK 'PRZECZYTANE'.
Nie będę chyba pierwszą, która powie, że to bardzo motywuje :)

Te oczy *-*

wtorek, 25 marca 2014

~ Rozdział 5 ~ "Myślałam, że żyję w bajce, że śnię. I pocałunek mnie obudził. Tylko, że mój książę całował inną księżniczkę."



Siedziałam na zielonej trawie przytłoczona mała powierzchnią  ogródka rodziców Dorothy, i czytałam książkę, a raczej bezsensownie wpatrywałam się w jej strony. Wszelkie próby skupienia się na treści, poszły na marne. Mniej więcej co 30 sekund sprawdzałam telefon. Tak zgadliście, powodem jak zwykle był James. Chłopak, którego poznałam na plaży, który okazał się być gwiazdą, którego spotkałam przez zwykły przypadek teraz zaprzątał mi głowę i nie dawał chwili wytchnienia od swojej osoby. Zależało mi. Po raz pierwszy w życiu naprawdę się o coś troszczyłam. Nie z przymusu, ale ze szczerej woli serca.  
Moja przeszłość była całkiem inna. Kiedy wszystkie moje rówieśniczki goniły za chłopakami i robiły wszystko żeby zwrócić na siebie uwagę, ja siedziałam z dala, patrząc z odrazą na uczucia takie jak miłość czy choćby zakochanie. Nie rozumiałam co ludzie w nich widzieli. Sprawiały, że zaczynało nam na kimś zależeć, przywiązywaliśmy się do niego, stawaliśmy się poddani na emocje. Tak łatwo jest zranić kogoś zaplątanego w uczucia, natomiast jeśli nie czujesz nic – nie czujesz też cierpienia. Tak było mi po prostu prościej. Odizolować się od miłości czy przywiązania, czułam się bezpieczniej. Nikt nie mógł mnie zranić, bo nikogo do siebie nie dopuszczałam, znajomych trzymałam na dystans, mówiłam im tylko tyle, ile powinni wiedzieć. Moje sekrety należały tylko i wyłącznie do mnie. Nie chciałam nikomu zaufać, wiedziałam, że w końcu mnie zrani. Bywałam wredna i chamska, więc ludzie nie chcieli się ze mną zadawać. Szczerze? Nie narzekałam. Denerwowały mnie te wszystkie fałszywe laleczki latające od psiapsiółki do kosmetyczki i z powrotem. Ograniczyłam mój krąg znajomych, a rodzice zaczęli się martwić, że zbytnio się alienuję. Wtedy przekonałam się, że aby zadowolić ludzi nie musisz być naprawdę szczęśliwy, wystarczy sprawić, że oni w to uwierzą. Żyłam w tym systemie przez kilka lat i kiedy myślałam, że nie mogę już nic poczuć, pojawił się On. Wywiercił dziurę w moim umyśle, jego wspomnienie nie opuszczało mnie na krok. Bałam się, że zacznie mi zależeć, próbowałam go odepchnąć, ale On był inny. Jako jedyny zrozumiał co robię i zanim zdążyłam się zorientować - oswoił mnie*. Kiedy widziałam jego uśmiech, sama się uśmiechałam, chciałam go poznawać głębiej i głębiej. Był jedyna osobą, z którą nie bałam się rozmawiać, zaufałam mu, powierzyłam serce i wierzyłam, że zadba aby było bezpieczne. Pomyliłam się.
Pamiętam ten dzień przez mgłę nienawiści. Była ciepła czerwcowa noc, impreza u znajomego z  okazji końca matury i rozpoczęcia nowego etapu w życiu. Miało  mnie na niej nie być, źle się czułam. Do tej pory nie wiem czy dobrze zrobiłam jednak się pojawiając. Nie potrafię zdecydować co bardziej boli, zostać oszukaną czy żyć w nieświadomości?
Nie wiem, jaka była moja reakcja. Może stałam tam patrząc na Niego, może rozpętałam awanturę… Nie pamiętam. Wiem jedno. Ofiarowałam mu moje serce, a on rozbił je na miliony kawałków, w mgnieniu oka rozkruszył wspólne miesiące. Razem z nim pękały wszystkie spędzone razem dni, wszystkie powierzone sekrety, a każdy uśmiech, minuta, sekunda u jego boku przestawały mieć znaczenie.
Kiedy zobaczyłam Go z inną dziewczyną, czar prysł. Myślałam, że żyję w bajce, że śnię. I pocałunek mnie obudził. Tylko, że mój książę całował inną księżniczkę.
Pamiętam nasze ostatnie spotkanie. Wtedy nie wytrzymałam i na pożegnanie uderzyłam go prawym sierpowym prosto w twarz. Chciałam pozostawić na jego buźce jakąś pamiątkę po sobie. Jako ostrzeżenie i pamiątkę dla potomnych.
- Suka –warknął chwytając się za bolące miejsce.
- Nazywano mnie gorzej – prychnęłam.
- Och, naprawdę? Jak? – zaśmiał się ironicznie.
- Twoja dziewczyna. – posłałam mu pełen nienawiści uśmiech i odeszłam.
Szczerze? Do teraz jest to moje najlepsze wspomnienie z nim.  
 
Zamknęłam z hukiem książkę. Czytanie nie miało sensu, powodowało jedynie nawrót wspomnień. Położyłam się plecami na trawie i zamknęłam oczy, pozwalając słońcu ogrzewać powieki. Starałam się poukładać wszystko, co się zdarzyło w moim życiu, ale niestety każda próba przynosiła jeszcze większe pogmatwanie myśli.
Wiedziałam jedno – zmieniłam się. Nie zamykałam się na uczucia i nowe doświadczenia, wręcz przeciwnie. Dzięki Jego zdradzie zrozumiałam , że wspomnienia czynią nas silniejszymi, kształtują charakter, rzeźbią duszę człowieka. Postanowiłam sobie, że chcę przeżyć jak najwięcej. Dobra czy zła – nieważne, chcę po prostu czuć, że istnieję. Wakacje w Anglii miały być oderwaniem od rzeczywistości i okazją do zdobywania nowych doświadczeń. Nie ważne jak potoczą się sprawy między mną i Jamesem, chcę wiedzieć, że przynajmniej próbowałam.
Z rozmyślań i błogiego stanu rozluźnienia wyrwały mnie wibracje telefonu leżącego obok mojej głowy. Natychmiast wzięłam go do ręki i w myślach powtarzając błagalne Proszę, proszę, proszę, proszę…, odblokowałam ekran. Zamknęłam na chwilę oczy i budując dramatyzm sytuacji, powoli otworzyłam wiadomość.

JAMES:
Hej :) dziś popołudniu wpada kilku znajomych, może też miałabyś ochotę przyjść?

Przeczytałam sms kilka razy, a z mojej twarzy nie znikał uśmiech. Zanim się zorientowałam, tańczyłam już taniec radości po całym ogródku. O tak! James mnie zaprosił. To oznacza, że nie ma mnie jeszcze dość!
Po kilku minutach triumfowania, stwierdziłam, że wypadałoby wreszcie odpisać.

Brzmi świetnie :D powiedz tylko gdzie i kiedy

Wystukałam szybko odpowiedź. Po chwili otrzymałam adres Jamesa. Prosił, żebym była koło 18. Sześć godzin na mentalne i fizyczne przygotowanie? Powinno wystarczyć! Zacznijmy od pooglądania telewizji, w końcu jest jeszcze dużo czasu.

~ * ~

Maratony serialu „Jak poznałem wasza matkę” nie wpływają na mnie dobrze. O 17 przypomniałam sobie, że na świecie istnieje coś takiego jak czas i jeśli zaraz się nie ogarnę to będę spóźniona. Z szybkością światła wzięłam prysznic i po chwili stałam przed szafą z głową pełną koncepcji. Kilka minut później miałam już na sobie czarne rurki i kremową mgiełkę, z koronką na plecach. Wieczorem mogło być zimno, więc wzięłam sweter. Włosy zostawiłam w charakterystycznym dla nich nieładzie i wykonałam rutynowy makijaż.
Obejrzałam się w lustrze i zaakceptowałam całość. Gdy wyszłam z domu, było za pięć 18. Jak zawsze spóźniona…

* zainspirowane "Małym Księciem", chyba każdy wie o co chodzi ;)
~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
Damnnn.. muszę wreszcie ograniczyć pisanie pod osłoną nocy. Robię się wtedy zbyt refleksyjna xd

Dziękuję Wam za wszystkie motywujące komentarze. Każdy z nich to osobny kopniak do działania! Cieszę się, że naprawdę ktoś to czyta i jeszcze do tego mu się podoba ^^ Mam nadzieję, że Was nie zawiodę. Jeszcze raz dziękuję! 
Buziaki  xx

poniedziałek, 17 marca 2014

~ Rozdział 4 ~ "...kto chciałby uciekać od cudownego James’a Daniela McVey? Na pewno nie ja."



Zabiję go. Przysięgam, że stłukę mu tę piękną twarzyczkę.
- Właśnie sprawiłeś, że twoje życie jest zagrożone. Radzę uważać, gdy będziesz szedł ciemną ulicą. – prychnęłam, ale James wydawał się jedynie rozbawiony całą sytuacją.
- Pomógłbyś mi chociaż wstać. -
Chłopak podszedł do mnie i podał mi rękę. Nie to, żebym nie umiała sama się podnieć, ale miałam plan odegrania się na James’ie. Aż dziwne, że niczego się nie domyślił.
Bez zastanowienia chwyciłam wyciągniętą dłoń i pociągnęłam blondyna z całej siły w dół. Przez jego twarz przemknął wyraz zdziwienia, a po chwili i on leżał do połowy zanurzony w wodzie.
Uśmiechnęłam się do niego przebiegle.
- Jak mogłaś? – zrobił minę zranionego pieska.
- Zdziwiło mnie jedno. Jak głupim trzeba być, żeby się nie domyślić co miałam zamiar zrobić? -
- Jestem przyzwyczajony, że dziewczyny proszą mnie o pomoc. – uśmiechnął się z wyższością, przeczesując wilgotne włosy ręką.  Oho.. ktoś tu ma za wysokie mniemanie o sobie.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, chlapnęłam James’a wodą w twarz.
- Ty przebiegła mścicielko! – powiedział z pretensją w głosie – nie wiesz z kim zadarłaś! – przetarł twarz dłońmi i popatrzył przebiegle w moją stronę.
Nie.. błagam.. tylko nie..
- ŁASKOTKI!!! – krzyknął, rzucając się w moją stronę – najlepsza broń wszechczasów! -
- Przestań! James, proszę! – błagałam, wijąc się ze śmiechu i szukając jakieś deski ratunku.
- STOP!!! Proszę.. – to było straszne, z jednej strony fale ciągle zalewające wodą moje oczy i usta, a z drugiej bezlitosny król łaskotek. Cały czas śmiałam się wbrew woli, nie mogąc złapać oddechu. Próbowałam odepchnąć chłopaka, ale moje marne próby spełzły na niczym. Nie chciałam nawet myśleć, jak musze wyglądać, cała mokra i poturbowana od wyrywania się z objęć blondyna.  
Po kilku minutach, poczułam, że tortury ustały. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na James’a, który nadal nade mną górował. Jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej. Kropelki wody z jego włosów skapywały na moje ramiona. Ręce miał oparte po obu stronach mojej głowy, co zamykało mi drogę ucieczki. Ale, kto chciałby uciekać od cudownego James’a Daniela McVey? Na pewno nie ja.
Po raz pierwszy miałam okazję przyjrzeć się jego oczom z tak bliska. Niebieskie tęczówki odbijały światło słońca, które leniwie wdrapywało się na szczyt nieba.  Na jego twarzy gościł delikatny uśmiech, którego intencji nie potrafiłam odczytać. Wpatrywał się we mnie, przenikliwie, jakby chciał zajrzeć do samego wnętrza. Pierwszy raz w życiu poczułam się… naga? W końcu nasze spojrzenia zetknęły się i żadne nie miało zamiaru odwrócić wzroku. Czułam, jak rozpływam się pod wpływem jego niebieskich oczu, nieruchomieję, nie mogąc (nie chcąc?) się ruszyć i zakłócić tej chwili. Przyjemne uczucie ciepła rozlewało się po całym moim ciele. Nikt wcześniej tak na mnie nie działał. Oczywiście było jakieś tam przyciąganie do innych chłopców, ale James jest pierwszą osobą, której bliskość sprawia, że moje zmysły wariują. 
Im bliżej mojej była jego twarz, tym bardziej uświadamiałam sobie czego chcę. Chłopak przeniósł swój wzrok na moje usta. Wiedziałam, że myśli o tym samym. Przymknęłam  oczy, czekając na jego kolejny krok.
Na pewno tego pragniesz? zapytał dokuczliwy głosik w mojej głowie.
Jezusie, oczywiście, że tak! krzyknęłam w myślach.
Czułam jego wolny i ciepły oddech na mojej twarzy. Jego usta były coraz bliżej, starałam się uspokoić serce, które zaczynało wariować. Motylki w moim brzuchu szalały ze szczęścia, świat dookoła przestawał mieć znaczenie, szum morza odchodził na drugi plan, aż nagle usłyszałam głośny dźwięk tuż za moją głową.
Niespodziewanie ogromna fala zalała naszą dwójkę. James odsunął się zaskoczony, a ja poderwałam się do pionowej pozycji, krztusząc się wodą, która dostała się do mojego gardła. PIEPRZ SIĘ OCEANIE ATLANTYCKI!!! zaklęłam w myślach.
Było tak blisko.. Dlaczego? Dlaczego mnie to zawsze spotyka?! Miałam ochotę walnąć głową w ścianę, ale w pobliżu żadnej nie było. Spojrzałam na James’a, który wydawał się być nieco zdezorientowany i nic poza tym. Również na mnie popatrzył i obdarzył mnie bezradnym uśmiechem. Czułam zażenowanie całą sytuacją. Przysięgam, że kiedyś rozprawię się z matką naturą.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Dystans między mną a James’em znowu powrócił. Przed chwilą prawie się pocałowaliśmy, a teraz czułam, jak w kilka sekund ponownie staliśmy się dla siebie obcy.
Zdecydowałam się na to co wychodzi mi najlepiej, czyli ucieczkę.
- Chyba już pójdę – mruknęłam zakłopotanym głosem. Podążyłam w stronę brzegu i chwyciłam leżącą na piasku bluzkę.
- Zaczekaj! – krzyknął James - Dlaczego uciekasz? To tylko głupia fala. –złapał mnie za nadgarstek.
- Ja tylko.. po prostu naprawdę muszę już iść. Siostra będzie mnie szukać – chciałam jak najszybciej zniknąć i poukładać sobie to wszystko.
- Hmm.. no dobra – odpowiedział zmieszany – Daj mi chociaż swój numer. – powiedział, wyciągając z kieszeni telefon.
Mój limit szczęścia na ten tydzień chyba jednak się nie wyczerpał. 
Podałam mu mój tymczasowy angielski numer, w myślach modląc się żeby zadzwonił.
- Do zobaczenia.. kiedyś. – wybąkałam siląc się na uśmiech. Nie wiem czemu czułam się zażenowana całą tą sytuacją, podczas gdy James wydawał się rozluźniony i opanowany.
- Na pewno! – odpowiedział radośnie się uśmiechając.
Pomachałam mu jak jakaś idiotka, po czym szybko ruszyłam w przeciwnym kierunku, chcąc zniknąć z zasięgu jego przenikliwego wzroku.

 ~ * ~ 

Dopiero gdy znalazłam się na jednej z ulic prowadzącej do domu, dotarło do mnie co się stało. Gdyby nie złośliwość natury, pocałowałabym Jamesa McVey albo raczej on pocałowałby mnie. Z jednej strony bardzo tego chciałam, ale z drugiej on był marzeniem tysięcy nastolatek… Mógł mieć każdą. Dlaczego zainteresował się właśnie mną? Nagle stanęłam wryta w ziemię i prawie czułam jak nad moja głową zapala się żarówka oznaczająca błyskotliwe odkrycie. Wtedy zrozumiałam, że James to zapewne zwykły gracz. Wykorzystuje swoją sławę i urodę do podrywania dziewczyn, którym potem łamie serce. Dla niego to zwykła zabawa. Nie znałam go, ale mogłam przysiąc, że tak jest. Czy ludzie jego pokroju angażują się w coś na stałe?
Nie wiem dlaczego, poczułam się oszukana. Jakbym liczyła na coś więcej … Znałam go 2 dni, ale mocno zaangażowałam się w naszą relację. James był dla mnie dziwną nadzieją na odmianę wśród moich związkowych niepowodzeń. Nie wiem, co mną kierował w takim myśleniu. 2 dni, 2 pieprzone dni, a ja wyobrażałam sobie niewiadomo co! Ewelino Lis, co się z tobą dzieje?!
Nagle dostrzegłam naprzeciwko mnie znajome sylwetki Dorothy, jej rodziców i mojej siostry.
- O hej! Co wy tu robicie? – spytałam równocześnie robiąc w myślach wielkiego face palma za moją błyskotliwość. To oczywiste, że idą na plażę.
- Raczej co ty tu robisz? Myślałam, że spotkamy się na plaży. – wtrąciła zdziwiona Marta.
- Tak, taki był plan, ale pomyślałam sobie, że w sumie.. to znaczy.. – szybko wymyśl coś mądrego – pogoda jest do niczego, więc może odpuśćmy sobie plażę i idźmy do kina albo…- urwałam widząc ich zdezorientowane miny. Mentalny face palm część druga.
- Jest 25 stopni, zero wilgotności, a na niebie nie ma ani jednej chmurki. – zauważyła Gosia.
- Tak.. ale ta angielska pogoda, kto wie czy nie zacznie za chwilę padać? O! Przysięgam, że coś właśnie kapnęło mi na nos – pogrążałam się coraz bardziej.
- Coś się stało? – zmierzyła mnie badawczym spojrzeniem siostra.
- Nie! – zaprzeczyłam szybko - Zresztą.. wiecie co? Nie ważne. Idźcie, a ja zostanę w domu i coś sobie oglądnę – uśmiechnęłam się , mając nadzieję, że nie wygląda to, tak sztucznie jak przypuszczałam.
Wszyscy przypatrywali mi się dziwnym wzrokiem. W końcu Marta zdecydowała się przerwać milczenie.
- Jak uważasz. Wrócimy po południu. W zamrażalniku jest pizza. - w jej głosie wyczuwałam dziwne zaniepokojenie. (Prawdopodobnie o moje zdrowie psychiczne)
- I ustalone! Bawcie się dobrze – posłałam im kolejny przesadny uśmiech i pomachałam na pożegnanie.
Po chwili oni ruszyli w stronę plaży, a ja w kierunku domu, rozmyślając nad tym jak wielką kretynkę z siebie zrobiłam.
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że 4 rozdział choć trochę się wam spodobał :) Jak to zwykle u mnie bywa, pisany o 1 w nocy, bo jak wiadomo - sen jest zbyt mainstreamowy xd
Nadal nie wiem dlaczego część postu wrzuca się inną czcionką, a część inną.. może kiedyś to rozgryzę xd
Jak zwykle proszę, klikajcie przycisk 'przeczytane' i oczywiście komentujcie :) 

A teraz zostawiam was z Jamsem w wersji 'hodwca lam

Jak dla mnie to zdjęcie wygrało wszystko xD